Rozdział dziewiąty (II)
Wpuściłam go do środka, mimo że nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Poprosiłam, żebyśmy usiedli w kuchni. Właśnie kończyłam kolacje i nie wiedziałam do końca jak się zachować. Moja gosposia pałętała się po apartamencie i wiedziałam, że zacznie wymyślać w głowie niestworzone historie związane z Justinem. Już jutro zapewne zapyta mnie o niego. Przewidzi jej się, że widziała w łazience jego skarpetki, albo, że w sypialni pachnie męskimi perfumami. Ta kobieta miała niesamowitą wyobraźnie i już boje się co wymyśli.
- Pani Johnson mogę coś jeszcze dla pani zrobić? - zapytała wiercąc dziurę w twarzy Biebera.
Kobieto opanuj się i nie patrz tak na niego. To tylko mój kuzyn! To, że przyniósł wino nic nie oznacza! Chce wypić lampkę, bo podpisaliśmy bardzo korzystną dla mnie umowę. Dla niego też była ona korzystna, ale nie ukrywajmy, dla mnie o wiele bardziej opłacało się to podpisać. Chwilka! Po co on tutaj przyszedł. Chce wypić wino, co wiąże się z rozmową. O czym chce rozmawiać?
- Nie dziękuje, może pani już wrócić do domu. John panią odwiezie, poinformowałam go wcześniej.
Idź już do domu kobieto i zostaw nas samych, albo nie! Bo wymyśli, że chciałam jak najszybciej się jej pozbyć, żeby być sam na sam z Justinem, a przecież nie chcę tego! Od tego uciekłam. Nie chce być z nim sama, bo boję się, że nie pohamujemy się i znów wylądujemy razem w łóżku.
- Pani Johnson mogę coś jeszcze dla pani zrobić? - zapytała wiercąc dziurę w twarzy Biebera.
Kobieto opanuj się i nie patrz tak na niego. To tylko mój kuzyn! To, że przyniósł wino nic nie oznacza! Chce wypić lampkę, bo podpisaliśmy bardzo korzystną dla mnie umowę. Dla niego też była ona korzystna, ale nie ukrywajmy, dla mnie o wiele bardziej opłacało się to podpisać. Chwilka! Po co on tutaj przyszedł. Chce wypić wino, co wiąże się z rozmową. O czym chce rozmawiać?
- Nie dziękuje, może pani już wrócić do domu. John panią odwiezie, poinformowałam go wcześniej.
Idź już do domu kobieto i zostaw nas samych, albo nie! Bo wymyśli, że chciałam jak najszybciej się jej pozbyć, żeby być sam na sam z Justinem, a przecież nie chcę tego! Od tego uciekłam. Nie chce być z nim sama, bo boję się, że nie pohamujemy się i znów wylądujemy razem w łóżku.
- Do jutra pani Johnson.
Wyszła! Nie, wracaj tutaj natychmiast! Kurwa.
- Pozwolisz mi dokończyć? - wskazałam na swoje kanapki z warzywami.
Spojrzał na mnie i od razu wiedziałam po co tutaj przyszedł. Chciał się pieprzyć. Obmyślił sobie cały plan. Przyjdzie, wypijemy wino, może nawet nie skończy się na jednej butelce. W między czasie będziemy rozmawiać o tym co było. Jak cudownie było, ale też o tym jak złamałam jego i swoje serce moim szybszym powrotem z LA. Jak zabolało go to, że nie pożegnaliśmy się czuło i namiętnie na lotnisku w Miami. Chciał zapewne wiedzieć też dlaczego dzisiaj byłam taka formalna na spotkaniu, a przecież jest jedna odpowiedź na te wszystkie pytania. Nie chciałam znów wylądować w łóżku z własnym kuzynem, mimo że kiedyś mi to nie przeszkadzało. Przez krótki moment, ale tak było. W zasadzie tak się do tego przyzwyczaiłam, że zapomniałam kim tak naprawdę dla siebie jesteśmy. Ja nie chciałam z nim się kochać, on przyjechał tutaj tylko po to. A może jednak chciałam? Nie, Bree.. Przestań pieprzyć.
- Jasne jedz... - odpowiedział na zadane przeze mnie pytanie. - Nieźle się urządziłaś. Gosposia, kierowca, mieszkanie w jednym z najładniejszych apartamentowców. Faktycznie królowa Nowego Yorku. Tak jak piszą brukowce.
- Czytałeś o mnie? - zapytałam przeżuwając ostatnie kawałki kanapki.
- Mówiłem, że odrobiłem pracę. Czytałem też o twoich rodzicach. Nieźle cie ustawili, mogłabyś nie pracować do końca życia, a ty nadal chcesz więcej.
No to mnie wkurzył. Przyszedł tutaj wytykać mi moją prace? Chce pogadać o moich rodzicach? Chyba wolałabym, żeby przeleciał mnie wzdłuż i wszerz niż, żebyśmy rozmawiali o nich. Jest jakiś niepoważny. Doskonale wie jak bardzo temat rodziny mnie boli. Wie, że w większości przez ten głupi wypadek zaczęłam się okaleczać. Wie, że cała tak sytuacja zostawiła wielki ślad na mojej psychice, ale nadal chce o tym rozmawiać. Na pewno nie zostanie tu długo jeżeli nie zmieni tematu oraz tego idiotycznego tonu głosu.
- Przyszedłeś tutaj, żeby mnie oceniać? Żeby wypominać mi ile mam pieniędzy? Żeby przypomnieć mi, że moi rodzice umarli? Żeby wmawiać mi, że ważna jest dla mnie tylko kasa? Dobrze wiesz, że zrobiłabym wszystko, żeby wrócili do mnie, ale nadal chcesz mnie oceniać i dołować?
Spojrzał na mnie jakby nie wiedział o czym mówię. Udawał głupiego, a oboje znaliśmy powód jego przybycia. Chciał mnie zasmucić, potem pocieszyć winem, a na koniec przelecieć.
- Jeżeli tak ma wyglądać nasza rozmowa to dziękuje ci bardzo za odwiedziny, ale wyjdź.
Powiedziałam wprost. Po co miałam owijać w bawełnę? Nie mam ochoty na taką rozmowę. Lepiej dla nas obojga będzie jak wyjdzie stąd jak najszybciej. Mówię serio. Nie chce mi się dzisiaj, ani nigdy rozmawiać o śmierci najbliższych, ogólnie o śmierci.
- Gdzie masz korkociąg? - zaczął otwierać szuflady.
Czuł się jak u siebie, a mi, nie wiem, czemu, to nie przeszkadzało. Znalazł to czego szukał. Ściągnął dwa kieliszki z wiszącego nad blatem wieszaka i otworzył wino. Czerwone wino. Wiedział doskonale co przynieść. Nalał alkoholu i podał mi jedną lampę.
- Dziękuje - odpowiedziałam.
- Pozwolisz mi dokończyć? - wskazałam na swoje kanapki z warzywami.
Spojrzał na mnie i od razu wiedziałam po co tutaj przyszedł. Chciał się pieprzyć. Obmyślił sobie cały plan. Przyjdzie, wypijemy wino, może nawet nie skończy się na jednej butelce. W między czasie będziemy rozmawiać o tym co było. Jak cudownie było, ale też o tym jak złamałam jego i swoje serce moim szybszym powrotem z LA. Jak zabolało go to, że nie pożegnaliśmy się czuło i namiętnie na lotnisku w Miami. Chciał zapewne wiedzieć też dlaczego dzisiaj byłam taka formalna na spotkaniu, a przecież jest jedna odpowiedź na te wszystkie pytania. Nie chciałam znów wylądować w łóżku z własnym kuzynem, mimo że kiedyś mi to nie przeszkadzało. Przez krótki moment, ale tak było. W zasadzie tak się do tego przyzwyczaiłam, że zapomniałam kim tak naprawdę dla siebie jesteśmy. Ja nie chciałam z nim się kochać, on przyjechał tutaj tylko po to. A może jednak chciałam? Nie, Bree.. Przestań pieprzyć.
- Jasne jedz... - odpowiedział na zadane przeze mnie pytanie. - Nieźle się urządziłaś. Gosposia, kierowca, mieszkanie w jednym z najładniejszych apartamentowców. Faktycznie królowa Nowego Yorku. Tak jak piszą brukowce.
- Czytałeś o mnie? - zapytałam przeżuwając ostatnie kawałki kanapki.
- Mówiłem, że odrobiłem pracę. Czytałem też o twoich rodzicach. Nieźle cie ustawili, mogłabyś nie pracować do końca życia, a ty nadal chcesz więcej.
No to mnie wkurzył. Przyszedł tutaj wytykać mi moją prace? Chce pogadać o moich rodzicach? Chyba wolałabym, żeby przeleciał mnie wzdłuż i wszerz niż, żebyśmy rozmawiali o nich. Jest jakiś niepoważny. Doskonale wie jak bardzo temat rodziny mnie boli. Wie, że w większości przez ten głupi wypadek zaczęłam się okaleczać. Wie, że cała tak sytuacja zostawiła wielki ślad na mojej psychice, ale nadal chce o tym rozmawiać. Na pewno nie zostanie tu długo jeżeli nie zmieni tematu oraz tego idiotycznego tonu głosu.
- Przyszedłeś tutaj, żeby mnie oceniać? Żeby wypominać mi ile mam pieniędzy? Żeby przypomnieć mi, że moi rodzice umarli? Żeby wmawiać mi, że ważna jest dla mnie tylko kasa? Dobrze wiesz, że zrobiłabym wszystko, żeby wrócili do mnie, ale nadal chcesz mnie oceniać i dołować?
Spojrzał na mnie jakby nie wiedział o czym mówię. Udawał głupiego, a oboje znaliśmy powód jego przybycia. Chciał mnie zasmucić, potem pocieszyć winem, a na koniec przelecieć.
- Jeżeli tak ma wyglądać nasza rozmowa to dziękuje ci bardzo za odwiedziny, ale wyjdź.
Powiedziałam wprost. Po co miałam owijać w bawełnę? Nie mam ochoty na taką rozmowę. Lepiej dla nas obojga będzie jak wyjdzie stąd jak najszybciej. Mówię serio. Nie chce mi się dzisiaj, ani nigdy rozmawiać o śmierci najbliższych, ogólnie o śmierci.
- Gdzie masz korkociąg? - zaczął otwierać szuflady.
Czuł się jak u siebie, a mi, nie wiem, czemu, to nie przeszkadzało. Znalazł to czego szukał. Ściągnął dwa kieliszki z wiszącego nad blatem wieszaka i otworzył wino. Czerwone wino. Wiedział doskonale co przynieść. Nalał alkoholu i podał mi jedną lampę.
- Dziękuje - odpowiedziałam.
Dlaczego to zrobił? Nie powiedział nic na moją wyczerpującą przemowę. Chciał mnie zmylić. Ja już cię znam, Justin. Nie dam się nabrać na twoje durne pułapki. Doskonale wiem, że wyczuł seksualne napięcie między nami na spotkaniu i teraz znów chce je zbudować. Chce zamoczyć. Czy mu się uda? Mam nadzieję, że nie. Wyleczyłam się z seksu z kuzynem i nie mam zamiaru do tego wracać.
- Jak ci się układa życie? - wypalił, a ja wybuchłam śmiechem.
- Przecież czytałeś brukowce. Wszystko o mnie wiesz. Ale niech ci będzie. Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałą przyjaciółkę, a jej synek to najbardziej słodka istota na świecie. W pracy idzie mi coraz lepiej, ale to pewnie już wiesz. No i...
- Masz faceta.
Tym zdaniem mnie zaskoczył. To było pytanie czy stwierdzenie? Zdecydowanie stwierdzenie. Co mu przyszło do tej pustej głowy?! Niby kogo? Znalazł tę informacje w internecie? Dlaczego Olivier nic mi o tym nie powiedział... Olivier! No tak jego sobie ubzdurał.
- Jestem sama, a nawet jakbym miała kogoś to wydaje mi się, że to nie jest informacja dla ciebie. Jeżeli masz na myśli Oliviera to jest on moim asystentem i dobrym kolegą..
- Który przy okazji cię posuwa - dodał.
Zrobił się bezczelny. Co on sobie myśli. Takie ma o mnie zdanie? Dupek pierdolony. Jakbym mogła to bym my przypierdoliła w tą zakłamaną twarz! Chwila, przecież mogę...
- Nie pozwalaj sobie za dużo, Bieber. Pamiętaj, że jesteś nie tylko w moim apartamencie, ale i w moim mieście. Jakbym chciała to jednym telefonem mogłabym zniszczyć ciebie i ten twój żałosny pomysł na rozwinięcie firmy. Nie twój interes czy mnie ktoś posuwa. Mnie nie interesuje twoje życie seksualne i to ile dziwek przeleciałeś w miesiącu. Więc proszę cię byś kurwa zmienił temat.
- Chcesz mnie zastraszyć, skarbie? Chyba ci się to nie uda.
Nie no, nie wytrzymam zaraz. Jakim prawem znów mówi do mnie tymi przesłodzonymi tekstami. Nie chcę nic od niego poza tym by w końcu znikł z mojego życia raz na zawsze. Chwila. Czy na pewno tego chcę?
- Chcesz mnie zastraszyć, skarbie? Chyba ci się to nie uda.
Nie no, nie wytrzymam zaraz. Jakim prawem znów mówi do mnie tymi przesłodzonymi tekstami. Nie chcę nic od niego poza tym by w końcu znikł z mojego życia raz na zawsze. Chwila. Czy na pewno tego chcę?
- Wiesz co Bree? Chyba zostanę dłużej w Nowym Yorku.
~.~
Co myślicie?
Co wydarzy się w rozdziale 10?