poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rozdział dwudziesty trzeci (II)

Rozdział dwudziesty trzeci (II)

Nie mogę wyjść z samochodu. Siedzę już tutaj jakieś pół godziny. Jak jakaś idiotka płaczę na parkingu podziemnym w moim apartamentowcu. Po prostu nie chcę wyjść. Olivier prawdopodobnie jest u mnie z dzisiejszym raportem. W końcu nie byłam dzisiaj w ogóle w firmie, mimo że obiecałam mu, że nie zajmie mi to aż tyle czasu. Umówiliśmy się też na kolacje wieczorem, więc są dwa powodu dlaczego miałby być w środku. 
Szczerze nie wiem dlaczego płaczę. Nie spodziewałam się, że możemy mieć taki dobry kontakt. Chciałabym żeby tak zostało. Boje się jednak, że nie damy rady. Próbowaliśmy już i wyszło jak wyszło. Zawsze znaleźliśmy drogę do swoich łóżek. Tym razem jednak tak nie może być. Jestem z Olivierem, kocham go i Justin też niedługo kogoś sobie znajdzie. Przykro mi, że przeze mnie musiał zostawić Taylor, ale z drugiej strony czuje ciepło na sercu kiedy wiem, że nie jest już z nią. Nie polubiłam jej jakoś. Może jest to spowodowane sytuacją w jakiej ją poznałam, ale mówi się trudno. Na pewno nie będę jej za coś przepraszać. Nie mam jej nic do powiedzenia. 
Otarłam chusteczką oczy. Poprawiłam szybko makijaż w lusterku i wyszłam z samochodu. Po kilku minutach byłam w swoim mieszkaniu.
Przywitałam się z Marthą, która powiadomiła mnie, ze Olivier jest w sypialni. Ze strachem ruszyłam w tą stronę. Znowu nie wiedziałam dlaczego. Dlaczego się bałam? Weszłam do środka, a chłopak siedział na fotelu zwróconym do okien, za którymi widać było prawie cały Manhattan. Dostrzec mogłam apartamentowiec Justina. 
Blondyn siedział i nie odwracał się. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak się do niego odezwać, więc skierowałam się do garderoby, żeby się przebrać i uszykować do kolacji. Umówiliśmy się z rodzicami mojego chłopaka na godzinę 19:30, więc została mi niecała godzina. 
Przebrałam się w czarną, luźniejszą sukienkę do połowy ud. Na stopy założyłam idealne, najbardziej wygodne szpilki w mojej garderobie. Jedne z moich Louboutin w kolorze czarnym z kokardką przy kostce, oczywiście z czerwoną podeszwą. Włosy rozpuściłam z warkoczy i wyprostowałam. Wykonałam troszkę mocniejszy makijaż. Oczy pomalowałam czarnym eyelinerem, a usta czerwoną szminką. Niby nie byłam dzisiaj w pracy, ale chyba nie ma dnia kiedy nie muszę ubierać się elegancko. Jednak nie przeszkadza mi to. Lubie ubierać koszule, sukienki, spódnice i eleganckie spodnie. Kocham swoje szpilki. Wiem doskonale, że jest to może egoistyczne, snobistyczne czy niektórzy uznają to za materialistyczne, jednak uwielbiam swoją kolekcje torebek, butów czy sukienek. Wybrałam kopertówkę od Chanel i weszła z powrotem do sypialni. Blondyn siedział dokładnie tak samo jak wcześniej. Był ubrany w czarny garnitur, jak mogę zgadywać od Ralph'a Lauren'a, Postanowiłam się wreszcie odezwać:
- Skarbie? Wszystko dobrze? - podeszłam do niego i pogłaskałam po ramieniu.
Nie odezwał się, wstał i sztucznie się uśmiechnął.
- Tak, jesteś gotowa? Rodzice już pewnie czekają.
Nie mówiłam już nic, ruszyłam za nim prosto do windy. Drogę do garażu pokonaliśmy również w ciszy. Olivier przyjechał do mnie swoim Maybachem Exelero. Jego rodzice byli dosyć bogaci i nigdy do końca nie dowiedziałam się dlaczego chciał pracować dla mojej mamy, a potem dla mnie jako asystent. Okey, nie jest to jakiś zwykły asystent i zarabia nie małe pieniądze, ale z jego wykształceniem mógłby być kimś naprawdę ważnym. Nie wiem też dlaczego nie pracuje w firmie jego rodziców.
Kolejną sprawą moich przemyśleń była firma Justina. Skończył biznes międzynarodowy. Powiedział mi, że ma dobry pomysł na rozwinięcie firmy. Spytał mnie czy mój bank zajmie się jego finansami, a że się na to zgodziłam to miałam wgląd w jego pieniądze. Wiem, że zainwestował w informatyków i niedługo mam mu pomóc podpisać parę kontraktów partnerskich. Muszę też zadzwonić do moich architektów. Chłopak, który jest ojcem mojego dziecka, a teraz przyjacielem potrzebuje moich znajomości, a ja z przyjemnością mu pomogę. Planuje mu zaproponować współprace, dlatego w szufladzie w biurze chowam przed światem umowę z Bieber's Company. 
- To tutaj, wychodzisz? - zapytał Olivier, kiedy zaparkowaliśmy pod jedną z najlepszych restauracji na świecie.
Restauracja Per Se w Nowym Yorku jest na 5 miejscu według magazynu Forbes, a najlepsza według New York Timesa. Rodzice blondyna znają właściciela, więc udało im się zarezerwować stolik z dnia na dzień. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy gdy poczułam cudowny zapach zaraz po wejściu do pomieszczenia. Oddałam płaszcz kelnerowi, blondyn chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę jego rodziców. Przywitaliśmy się i usiedliśmy. Rozmowa była jak zwykle normalna. Lubiłam to, że może są to profesjonalne i poważne osoby, ale w gronie znajomych to zwykli ludzie. Na początku byli oni przeciwni naszemu związkowi. Wiedzą oni, że jestem w ciąży z kimś innym. Dziwie się, że dziennikarze jeszcze nie podjęli tematu ojcostwa Oliviera. W zasadzie żadna gazeta nie pisała kto jest ojcem. 
- Bree kochanie, a co u ciebie w pracy? Jakieś nowe wyzwania? - zapytała pani Buts.
- Planuje podjąć się nowej współpracy. Mój przyjaciel otwiera firmę i chcę mu pomóc. Możecie się więc spodziewać nowego lidera w programach informatycznych. Będą to ogólnie programy bezpieczeństwa - uśmiechnęłam się i to samo zrobił Olivier.
Wiem, że był ze mnie dumny. Wiem też, że nie wiedział teraz do końca o co chodzi, zazwyczaj o wszystkim mu mówię.
- Oh kochanie, to cudownie. Jeżeli będzie jak mówisz, być może i nasza firma podpisze z nim współprace. Zdradzisz nam nazwę firmy? Lub chociaż nazwisko twojego przyjaciela, który już zapewne będzie znany nie tylko w Nowym Yorku. 
- On jeszcze myśli nad wybraną nazwą, ale będę próbowała przytrzymać go przy Bieber's Company.
W tym momencie Olivier zakrztusił się wodą i wstał od stołu wycierając usta serwetką.
- Przepraszam, źle się czuje. Lepiej wrócę do domu.
I wyszedł. Bez słowa. Również wstałam, przeprosiłam państwa Buts i ubierając szybko płaszcz wyszłam na parking. Blondyn opierał się o maskę samochodu i głęboko oddychał. Widziałam jak jego barki unoszą się. Miał na sobie jedynie białą koszule, ponieważ marynarkę, którą zabrałam, zostawił na krześle. Podeszłam i podałam mu ją:
- Ubierz się, będziesz chory.
On jedynie chwycił ją i rzucił na siedzenie.
- Mam dosyć! Rozumiesz?! Jest tutaj tylko jeden dzień, a nie mogę go zdzierżyć. Nawet go jeszcze na oczy nie widziałem, a już nim rzygam! Dlaczego mi nie powiedziałaś! Dlaczego to ukrywasz!
Próbowałam go przytulić, ale mnie odpychał. 
- Uspokój się, proszę. To tylko mój przyjaciel. To ciebie kocham!
Odsunął się, otworzył drzwi od strony pasażera i czekał aż wsiądę:
- Przepraszam.
Nie potrafiłam jednak uwierzyć w szczerość jego słów.

~.~
Co tu się dzieje! Kłócą się! 
Podoba się?Co myślisz?
A jednak chłopcy się nie spotkali.
Następny mam nadzieje was zdziwi, nie wiem tylko czy pozytywnie. Nie mogę się doczekać, aż przeczytacie kolejny rozdział!
Jakieś pytania? Chętnie odpowiem.
Jesteście bardziej za shipem Justin i Bree czy Olivier i Bree
Jak to nazwać? Brestin? Brustin? czy Brivier? Blivier?

Rozdział dwudziesty czwarty (II)

Rozdział dwudziesty czwarty (II)

Wczoraj Olivier zostawił mnie pod apartamentowcem i pojechał do siebie. Uważał, że musi ochłonąć. Ja zresztą uważałam, że to cudowny pomysł. Jako, że Martha od niedawna mieszka ze mną mogłam wypłakać się na jej ramieniu. Powiedziałam jej, że nie chce by blondyn robił takie sceny z powodu Justina. Zwierzyłam się z tego, że cieszę się z takiego, a nie innego kontaktu z ojcem mojego dziecka. Wypiłyśmy butelkę szampana dla dzieci, bo przecież nie mogłam pić alkoholu. Zjadłam cudowne naleśniki z czekoladą, a potem ogórki kiszone, płacząc na czarny blat wyspy kuchennej.
Dzisiaj nie widziałam jeszcze Oliviera i nie spodziewam się go dzisiaj w biurze. Wyszłam z windy na ostatnim piętrze i skierowałam się do gabinetu, po drodze jak codziennie dostałam parę dokumentów od sekretarki i codzienne gazety. Usiadłam w swoim skórzanym fotelu i poprosiłam o miętową herbatę. Wyjęłam telefon z torebki i zdjęłam pod biurkiem szpilki. Nie mam dzisiaj żadnych spotkań, więc nie muszę wychodzić przez najbliższe kilka godzin ze swojego azylu. Zaraz po tym jak dostałam swój napój chwyciłam New York Timesa i dostałam zawału. Nagłówek głosił:
Pani Johnson ze swoim znajomym podróżuje po Nowym Yorku, kiedy jej partner Olivier Buts ciężko pracuje w Johnson's Bank.
Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę. Chwyciłam kolejną gazetę, tym razem był to znany w NY brukowiec. Okładka, na której było moje zdjęcie nie zachęcała. Bałam się otworzyć stronę z artykułem. Gdy to zrobiłam zobaczyłam zdjęcie moje i Justina na lotnisku kiedy mnie przytulił. Potem zdjęcie z marketu, jak śmialiśmy się przy kasie. Potem buziak w policzek w salonie Astona Martina. Na koniec ja z Olivierem trzymająca się za rękę, kiedy szliśmy do restauracji. Ja wybiegająca za nim. I nasza kłótnia obok samochodu. A artykuł brzmiał tak:
Bree Johnson nie umie wybrać odpowiedniego księcia z bajki?
Wczorajszy dzień dziedziczka wielkiej fortuny i dwóch potężnych firm spędziła z niejakim Justinem Bieberem. Nie znaleźliśmy jeszcze żadnych wcześniejszych powiązań, ale bądźcie pewni, że tą dwójkę na pewno coś łączy. Bree wraz z chłopakiem, którego odebrała z lotniska po podróży z Los Angeles świetnie się bawiła. W markecie spożywczym ciągle się śmiali i wygłupiali. Trzeba być ślepym żeby nie dostrzec ich dobrych relacji. Tylko czy to tylko przyjaźń? Dowiedzieliśmy się, że pan Bieber niedawno kupił budynek od Johnson's Company jednak zrezygnował z wieżowca w LA na rzecz budynku w NY. Co było tego powodem? Może nasza pani Johnson? Na dodatek Bree kupiła samochód panu Bieberowi. Nie byle jaki, był to Aston Martin One warty niecałe 2 miliony dolarów. Czym sobie na niego zasłużył? Nie wiemy, ale nasza niewiedza nie potrwa długo. 
Po całym dniu z szatynem nasza panienka wychodzi na kolacje z Olivierem Buts'em, jej aktualnym partnerem. Lub już nieaktualnym. Po niecałych 40 minutach wybiega on z restauracji Per Se, a za nim Bree. Kłócili się, nie wiemy jednak o co. Możemy mieć jednak podejrzenia, że powodem był pan Bieber. Wsiedli oni razem do samochodu, jednak Johnson wróciła do apartamentu sama.
Nie możemy też zapomnieć o tym, że nasza kochana dziedziczka jest w ciąży. Może to pan Bieber jest ojcem jej dziecka?
Nie wierzę. Nie, nie, nie. To nie może być prawda! Wstałam z fotela i ubrałam szpilki. Chyba na czas, ponieważ usłyszałam dźwięk tłuczonych rzeczy z pomieszczenia obok. Wybiegłam najszybciej jak mogłam w moim stanie i zobaczyłam przez oszklone ściany gabinetów Oliviera rozbijającego wszystko co tylko znajdzie pod ręką. Na ziemi pod drzwiami leżał ten sam brukowiec, którego czytałam. Wokół zebrało się kilka osób, ale nikt nie reagował.
- Odsuńcie się do cholery! - krzyknęłam i weszłam do biura blondyna. 
Powoli podchodziłam do odwróconego ode mnie chłopaka. Na ziemi było pełno szkła.
- Błagam, uspokój się - poprosiłam.
Olivier jedynie się zaśmiał i chwycił wazon z półki na książki. Rzucił nim o ścianę, więc roztrzaskał się on w mak. 
- Skarbie przestań.
Spojrzał na mnie, podszedł i chwycił za ramiona trzaskając mną o ścianę. Wcześniej jednak guzikiem włączył zamglenie okien, żeby nikt na korytarzu nas nie widział. Mądrze.
- Skarbie? Skarbie? Chyba sobie kurwa żartujesz!
Trzaskał mną o ścianę jakbym była workiem treningowym. Nigdy się tak nie zachowywał. Co mu się stało?
- Pieprzyłaś się z nim?! Odpowiedz mi kurwa! Znowu się z nim puściłaś?!
Chciałam go uderzyć w policzek. Nikt nie będzie tak do mnie mówił! Nie pozwolę na to. Jednak Olivier mnie wyprzedził. Uderzył mnie z całej siły, a ja jedynie poczułam cholerne pieczenie na lewym policzku. Rzucił mną ostatni raz o ścianę, a ja zsunęłam się do ziemi. 
- Wiesz co? Wybaczę ci to. Wybaczę. Ale klękaj! - powiedział, a ja nie potrafiłam się poruszyć. - Klękaj kurwa! Nie cierpię się powtarzać!
Uklękłam przed nim nie przestając płakać. Blondyn zakluczył drzwi i podszedł do mnie. Odpiął guzik od spodni i zsunął bokserki. Nie mogę w to uwierzyć. W tym momencie znienawidziłam go i znienawidziłam siebie za bezsilność. Olivier otworzył mi na siłę usta i z całej siły włożył swojego penisa. Ciągnął mnie za włosy i nie pozwolił się wyrwać. Miał z tego przyjemność. Robił to tak mocno i niedelikatnie. Czasami dławiłam się kiedy wręcz wbijał się w moje gardło. Po nieokreślonym czasie, dłużącym się niemiłosiernie blondyn spuścił się w moje usta i nakazał połknąć. Nie miałam wyjścia. Trzymał mnie za usta tak długo, aż tego nie zrobiłam. Chwycił za spodnie i je zapiął.
- Było średnio, ale co może taka dziwka jak ty. Nie mów tego nikomu, bo tylko pożałujesz. Do zobaczenia wieczorem, kochanie.
Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja osunęłam się na ziemie płacząc. Jak on mógł mi to zrobić? Po chwili usłyszałam zamieszanie na korytarzu. Usiadłam na ziemi i ledwo sięgnęłam guzika do okien. Szyby zrobiły się na nowo przezroczyste, a moim oczom ukazał się Justin. Kiedy mnie zobaczył wpadł do gabinetu i mocno przytulił. Chwycił moje policzki i spojrzał mocno w oczy.
- Co ci się stało? Kto cię uderzył!? Dlaczego płaczesz?
- Ni-e, Jus-tin - mówiłam łamiącym głosem. - Przewróciłam się.
On jedynie spojrzał na biurko, na którym stał mały kartonik z imieniem i nazwiskiem właściciela pomieszczenia. Olivier Buts.
- To ten gnojek?! Nie wybaczę skurwielowi!
I wstał, wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Ruszyłam szybko za nim, wbiegłam za nim do windy.
- Justin proszę cie, uspokój się. To tylko wypadek. Po prostu się przewróciłam. Oliviera nawet dzisiaj nie widziałam.
- Obiecujesz? - zapytał, a mi po policzku spłynęła łza.
- Obiecuję.

~.~
BUM BUM BUM!
Co się tutaj stało?! Ktoś się spodziewał?!
Tak się dzieje w nowym roku!
Prezent na 2017.
Jak wrażenia? Podoba się?
Ja nie wierzę w to co się tutaj dzieję. Hah