Rozdział dwudziesty ósmy (II)
Wyszłam onieśmielona z budynku, a przede mną szybkim krokiem poruszał się Justin. W ciszy kierowaliśmy się do samochodu. Nie wiedziałam co się stało. Był zły? Zawiedziony? Nie mam pojęcia. W pewnym momencie odwrócił się. Podszedł do mnie i mocno przytulił. Nagle straciłam grunt pod nogami i poczułam, że chłopak mnie podniósł. Automatycznie zaczęłam panikować, że ma mnie postawić bo jestem za ciężka.
- Będę mieć syna! Syna, Bree! - był cały w skowronkach, cieszył się, a moje serce kolejny już dzisiaj raz z rzędu zmiękło.
Obrócił mnie wokół własnej osi parę razy i odstawił tylko po to by mocno mnie przytulić.
- Będę mieć syna... Pokaże mu jak się gra w piłkę, będziemy razem chodzić na mecze, będziemy rozmawiać o dziewczynach, nauczę go prowadzić samochód... Będę mieć syna, Bree! Małego Biebera.
Nie mogłam się nie śmiać. Jego szczęście było zaraźliwe. Od samego początku, gdzieś w środku czekałam i czułam, że to będzie chłopiec. Zawsze uważałam, że mają oni łatwiej w życiu, ale mimo wszystko ucieszyłabym z dziewczynki. Płeć w tej chwili nie jest ważna.
Wsiadłam na miejsce pasażera zaraz po tym jak szatyn otworzył mi drzwi. Chwile siedział na miejscu obok mnie i po prostu wpatrywał się w zdjęcie USG. Wyjął portfel i włożył je do środka powtarzając:
- Mój syn będzie zawsze przy mnie...
Kolejny raz uśmiechnęłam się i odwróciłam twarz do okna tak by nie widział łzy spływającej po moim policzku. To takie urocze, kochane i wrażliwe zachowanie z jego strony było czymś nowym i zdecydowanie przypadło mi to do gustu.
Podróż minęła nam w ciszy i skupieniu na muzyce lecącej w radiu. Justin wjechał do swojego garażu podziemnego i stanął przy moim samochodzie. Przyniósł moje walizki z góry i włożył do bagażnika.
- Strasznie ci dziękuje, że mogłem pójść tam z tobą. W ogóle dziękuje ci za te kilka dni, było naprawdę interesująco i miło - zaśmiał się, wiedziałam, że po części nawiązuje do sytuacji z Taylor bo podrapał się z zawstydzeniem po karku.
Przytuliłam go i pożegnałam krótkim całusem w policzek po czym wsiadłam do Porsche. Wyjechałam z podziemi i skierowałam się do firmy. Bałam się spotkania oko w oko z Olivierem, ale muszę być silna. Postanowiłam coś i mam nadzieję, że nie pożałuje tego szybciej niż kiedykolwiek. Po 20 minutowym korku w centrum i zajęciu miejsca parkingowego wysiadłam z samochodu. Poczułam dziwne uczucie w żołądku kiedy zauważyłam auto blondyna po drugiej stronie parkingu. A więc jest w środku. Nie wiem jak długo zwlekałam z wciśnięciem się do tej cholernej windy. Najpierw wybrałam się na krótką pogawędkę z dziewczynami z recepcji na poziomie 0. Nigdy tego nie robiłam, więc były one nie mniej zdziwione ode mnie. Kiedy już musiałam i nie miałam innego wyjścia wysiadłam na swoim piętrze i podeszłam do sekretarek pytając o sytuacje w firmie i prosząc o zieloną herbatę. Weszłam do biura wcześniej zerkając na pokój Oliviera, który niestety zauważył mnie i od razu wstał od biurka. Zamknęłam za sobą drzwi jednak po chwili one na nowo się otwarły ukazując jego twarz. Wyglądał jakby nie przespał dwóch nocy i miał świeży zarost.
- Gdzie byłaś przez te dni? Martwiłem się.
Nie chciałam jakoś uwierzyć w jego ostatnie zdanie, ale skoro chcę dać mu szansę to nie mam wyjścia.
- W Kalifornii, miałam spotkanie w Apple, znasz mój grafik. Od rana byłam w szpitalu na badaniach.
Usiadałam na skórzanym fotelu, a on podszedł do mnie bliżej. Usiadł na biurku i przyglądał mi się bacznie. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Ciszę przerwała jedna z sekretarek niosąca filiżankę z herbatą. Grzecznie jej podziękowałam, a ona pospiesznie wyszła z pomieszczenia.
- Wszystko dobrze z dzieckiem? - zapytał zbijając mnie z tropu.
- Tak, wszystko okey... To będzie chłopiec - nie byłam pewna czy powinnam to mówić.
- Oh, to cudownie. Na pewno będzie tak śliczny jak ty... Słuchaj Bree, te ostatnie dni był ciężkie. Nie wiem co powinienem powiedzieć...
Wstałam i podeszłam do niego, oparłam dłonie na jego kolanach i delikatnie musnęłam jego ust. Przeczesałam delikatnie jego włosy i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Olivier, wiem że to dla ciebie trudny okres. Nie zdaje sobie sprawy jak się czujesz, ale zrozum, że dla mnie to też nie jest łatwe. Używanie przemocy fizycznej czy psychicznej nie zda się na nic. Jeżeli kochasz mnie tak jak jeszcze niedawno zapewniałeś nie rób tego więcej. Nie będę twoim workiem treningowym. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Stanowczo nie życzę sobie więcej taki komentarzy z twojej strony jakie usłyszałam podczas ostatnich paru incydentów. Opamiętaj się proszę. To nie potrwa długo, jakoś się wszystko ułoży. To twoja ostatnia szansa. Kocham cię.
Blondyn intensywnie wpijał swoje niebieskie tęczówki w moje oczy, a po chwili poczułam jego usta na swoich. Nie byłam pewna tylko jednego. Czy kiedykolwiek znudzi mi się smak jego warg.
*oczami Justina*
Wszedłem do mieszkania i od razu usiadłem przy blacie wyspy kuchennej. Sekundę później przede mną stanęła moja gosposia. Poprosiłem ją o lampkę białego wina i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Jedyną osobą, do której w tej chwili mógłbym zadzwonić był Christian. Tak bardzo cieszyłem się kiedy usłyszałem, że to bedzie chłopiec, a dźwięk bicia jego serca zapamiętam do końca życia. Uśmiech na twarzy Bree był taki niesamowity. Jestem ciekawy czy będę mógł pomóc jej przy zakupach dziecięcych. W ogóle jestem ciekawy jak będzie chciała rozegrać te kilka pierwszych tygodni po urodzeniu. Chce brać udział w jego życiu od samego początku. Pragnę pomóc szatynce we wstawaniu w nocy i zmienianiu pieluch co chwilę. Obawiam się jednak, że nie będzie to tak wyglądać. Nasze dziecko będzie miało dwa pokoje, dwa osobne domy i dwóch rodziców, którzy nie będą razem mimo że bardzo tego chcę.
Żeby nie myśleć o tych przykrych aspektach posiadania dziecka w naszej sytuacji wreszcie wcisnąłem słuchawkę i wybrałem numer.
- Halo? Bro? Co tam się dzieje? - usłyszałem zaspany głos. - Może u ciebie jest po 12:00, ale nie zapominaj, że ja mieszkam w słonecznej części kraju i nigdy nie wstaje o 9:00.
Nigdy nie potrafiłem przywyknąć do stref czasowych. Wydawały mi się one zbędne. Znaczy może nie zbędne, bardziej trudne do zapamiętania. Nie mieszkam w LA od tygodnia, a przywykłem do nowojorskiego czasu.
- Przepraszam stary, ale serio potrzebuje męskiej rozmowy.
- Dobra, dla ciebie wszystko. No może wszystko poza gejowskim seksem. I nagrywaniem porno. I lizaniem się. I wszystkim związanym ze mną w roli geja. I związanym z...
- Stary skończ - przerwałem mu. - Rozmowa będzie dotyczyła dzieci.
Christian wybuchnął śmiechem i mogłem usłyszeć jak wstaje z łóżka i siada na fotelu obok. Czekałem aż ochłonie i postanowi poinformować mnie o tym co go tak nagle rozbawiło.
- Powiem ci Bro, że to serio bedzie poważna męska rozmowa.
Znowu się zaśmiał, a ja mu krótko zawtórowałem. No dobra, może to nie do końca temat, na który rozmawiają faceci, ale kiedyś w życiu każdego z nas znajdzie się taki moment, w którym trzeba to podjąć.
- Będę mieć syna, Christian.
Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza.
- Stary, dobre masz te plemniki. Musiałeś ją nieźle ruchnąć, że za pierwszym razem twoja męska część wygrała. Jestem wręcz dumny. Oby tylko nie urodził ci się gej. Wtedy zastanowię się nad twoją orientacją i każdym razem kiedy wchodziłeś mi do kibla, gdy brałem prysznic, albo sikałem.
- Weź się pierdol, Christian.
I tak rozmawiałem z nim ponad godzinę jak za starych, dobrych czasów kiedy miałem takiego cudownego przyjaciela pod ręką.
~.~
Będzie synek!
Jakieś propozycje co do imienia? Bo szczerze w każdym ff imię syna Biebera to Jaxon i mam tego dosyć. U mnie będzie inaczej.
Podoba się?
Pozdrawiam