wtorek, 13 lutego 2018

Rozdział trzydziesty trzeci (II)

Rozdział trzydziesty trzeci (II)

Obraz przedstawiał kilka kolorowych kresek, ale tak naprawdę wiedziłem, że Bree ujrzy w nim o wiele więcej. Dlatego go kupiłem, tak bez żadnej okazji. Muszę postawić czoło temu czego nie chce robić, a raczej osobie, z którą nie chce mieć nic doczynienia. Wczoraj wrócił Olivier i specjalnie pójdę tam na górę, żeby wkurzyć tego blondaska. Okej, może mam podobne włosy, ale u niego wygląda to dziwnie, on cały mnie irytuje. Nigdy nie pomyślałbym, że jest on w guście szatynki. Nie jestem zainteresowany chłopakami, ale wiem, że może on podobać się dziewczyną. Tylko dlaczego akurat jej.
Otworzyłem drzwi samochodu i wyciągnąłem obraz zaraz po tym jak wysiadłem z pojazdu. Ruszyłem w stronę windy, a po chwili stałem pod drzwiami apartamentu, z którego wyszedłem wczoraj z mętlikiem w głowie. I szczerze, dzisiaj mam jeszcze większy. Już teraz czuje, że będę żałować tego, że tu jestem.
Pierwsze co uslyszałem to śmiechy za drzwiami, które ucichły w momencie kiedy zadzwonilem dzwonkiem. Po kilkunastu sekundach zobaczyłem uśmiechniętą od ucha do ucha Bree, a w oddali stał Olivier, również było po nim widać, że jest szczęśliwy. W mojej głowie pojawiły się najstraszniejsze scenariusze. Mimo że doskonale wiem, że nie mam prawa robić jej wyrzutów za to, że będzie go całować, czy co gorsza, uprawiać z nim seks, ale myśląc o tym mam ochotę wywalić temu gnojkowi pięścią w twarz. Może jest ode mnie starszy, ale to niczego nie zmienia. To tylko jeszcze bardziej upewnia mnie w tym, że to nie jest dobra partia dla mojej dziewczyny, która tak naprawdę jest jego. To boli mnie strasznie.
- Co ty tu robisz, Justin? Nie dzwoniłam po ciebie - w jej oczach można było ujrzeć strach.
Czyżby bała się, że przyszedłem tu po to, żeby powiedzieć o czymś Olivierowi? Przecież zna mnie na tyle, żeby wiedzieć, że gdy coś obiecuje to dotrzymuje słowa.
- Oj przestań, skarbie. Wpuść go.
Czy właśnie ten blondynek powiedział do niej "skarbie", a po tym kazał jej mnie wpuścić? Z tego co pamiętam to nie za bardzo się lubimy. Spojrzałem ponownie na dziewczyne i wtedy już wiedziałem, że nie tylko ja nie mogłem uwierzyć w słowa, które wypowiedział. Niepewnie przekroczyłem próg i pokazałem Bree obraz, który kupiłem do pokoju naszego dziecka.
- O mój Boże, ale cudowny. Pełno w nim nadziei i już widzę jak rozbudowuje wyobraźnie mojego synka. Dziekuję, Justin!
Delikatnie mnie przytuliła, a on nawet nie drgnął. Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
- Napijesz się ze mną, kolego?
Spojrzałem na szatynke, która stała nadal obok drzwi i zdziwiona sto razy bardziej niż minutę temu, ale delikatnie skinęła mi głową.
- Jasne... - odpowiedziałem niepewnie, a wtedy poczułem jego dłoń ma karku, odsunął moją koszulkę i spojrzał na górę moich pleców, momentalnie zdrętwiałem wiedząc, że znalazł ślady paznokci Bree.
- No proszę, nieźle bawisz się w Nowym Yorku. Znalazłeś sobie dziewczynę, czy to po jednorazowej ostrej zabawie?
Zerknąłem na szatynkę, która zbladła. Zaśmialem się i przytaknąlem chłopakowi. Próbowałem zachowywać się nabardziej normalnie jak potrafiłem.
- Chciałbyś wiedzieć, ale sory "kolego" to moja słodka tajemnica - prawie zwymiotowałem odzywając się do niego w ten sposób.
Podał mi szklankę z whiskey, a potem odsunął się pod okno, ponieważ jego telefon go wzywał. Obyś stał tam jak najdłużej. Najlepiej byłoby żeby ten telefon go wessał, raz i porządnie. Zniknij z mojego życia i zostaw moją dziewczynę i moje dziecko w spokoju, jebany blondasku.
- Przepraszam was, ale wzywają mnie do biura - pocałował ją i wyszedł.
Mam ochotę zwymiotować za każdym razem gdy ją dotyka, a tym razem ją pocałował. Dotknął jej ust, moich ust.
- Nie patrz na niego tak jakbyś chciał go zabić - odezwała się Bree.
- Ale cóż mam zrobić skoro o niczym innym nie myślę.
Szatynka jedynie prychnęła pod nosem i chwyciła mnie za ramię ciągnąc do pokoju naszego syna. Oho, czas porozmawiać na poważny temat? Wymyśliła nowe firanki, czy będziemy przekładać pieluszki. Może wreszcie ma jakiś imienny pomysł.
- Nie mam zamiaru rozmawiać o tym jak najchętniej wbiłbyś nóż w gardło Oliviera. Musisz się pohamować. To mój chłopak, który będzie wychowywał ze mną twoje dziecko.
- Gardło? Jesteś naprawdę zbyt delikatna ostatnimi czasy.
Usiadła na bujanym krześle i spojrzała na mnie spod przymglonych oczu. Doskonale wiem, że myśli o mnie i to przybija mnie jeszcze mocniej. Dlaczego nie może po prostu wybrać mnie?
- Chcesz zmienić temat? - zapytałem, a ona powoli przytaknęła. - Okey, może porozmawiamy o tym jak dwie noce temu jęczałaś moje imię, a dzisiaj odzywasz się do mnie jakbym był jebaną plamą na dywanie hotelowym?
Z jej wzroku można było wyczytać zdenerwowanie i złość. Nie wiedziała co powiedzieć i bardzo dobrze. Nie mam zamiaru pozwalać sobie mną miotać. To też moje dziecko.
- Prosiłam żebyś już tego nie wspominał. Nie przeklinaj.
Tylko tyle. Tylko tyle potrafiła powiedzieć. Po tym wszystkim co przeszliśmy.
- Nie odezwałem się ani słowem na ten temat przy tym gnojku. Mimo że mogłem wszystko powiedzieć, a on by cię zostawił. Mogłem tak łatwo go od ciebie odsunąć, ale robię wszystko tak jak tego chcesz! Manipulujesz mną! No dalej porozmawiajmy o seksie. Przyznaj się. Dalej. Zrób to. Przyznaj się jak bardzo się tego ode mnie domagałaś. Powiedz mi czy chciałaś tego bo Olivier nie daje ci spełnienia, czy chciałaś znowu pobawić się moimi uczuciami?
Wstała z fotela i stanęła naprzeciw mnie. Nadal była o wiele niższa, ale czuła się pewniejsza siebie. Wiem to bo opowiadała mi o swoich technikach. Co robi by w biznesie pokazać swoją wyższość, to że jest ważniejsza, pomimo niskiego wzrostu. Cholera ja wiem tak wiele o tej małej, pięknej kobiecie. Kocham ją tak mocno, a ona nadal woli tego blondasa. Czy on czasem nie jest dla niej za stary. Szukam już jakiegokolwiek powodu by go od niej odczepić!
- Justin skończ.
- Nie. Mówisz, że mnie kochasz a jak to okazujesz? Po prostu się tego pozbądź. Pozbądź się mnie i uczucia do mnie. Zniszcz w sobie ochotę na mnie i będzie wszystko dobrze. Nie będziesz mi do cholery mieszać w głowie!
Widzę jak bucha w niej złość, aż nie może wytrzymać. Jest zbyt dumna by przyznać, że mam racje.
- Nie przeklinaj! Nie mogę się ciebie pozbyć!
- Bo co? Bo jestem ci potrzebny żeby zmieniać pieluchy jak wyjdziesz z tym popierdolonym gościem?
Uderzyła mnie w ramie krzycząc bym przestał przeklinać przy dziecku. Tylko tym się przejmowała. Dobrem dziecka. Boże, kocham ją tak cholernie mocno. To mnie niszczy od środka.
- Bo cię kocham! A miłość do ciebie jest jak głupi olejek do opalania na twarzy, którego nie zmyjesz bez tonika, bo jest wodoodporny! Problem w tym, że na miłość do ciebie nie ma tonika czy zmywacza!
To było najbardziej dziwne porównanie miłości jakie w życiu usłyszałem. Ale równocześnie było najbardziej romantyczną rzeczą jaką mi powiedziała. Zakochałem się w niej jeszcze bardziej. Po tym wszystkim nie potrafię sobie wyobrazić chociażby kolejnej minuty bez niej obok. Nie mogę pozwolić jej odejść. Szczególnie nie z nim.
- Pocałuj mnie - zażądałem.
- Z wielką kurwa chęcią - odpowiedziała i przylgnęła do moich ust nie patrząc już na to, że sama przeklęła.

~.~
Witam po prawie 10 miesiącach.
Jedyne co powiem to to, że chcę skończyć to opowiadanie.
Napiszę je bez względu na to czy jesteś tu czy ciebie nie ma.
Mam szczerą nadzieję, że stałe czytelniczki zajrzą by zobaczyć co się tutaj dzieje.
Napiszę do końca TCOMS.
To nie znaczy że jesteśmy na końcu.
Nie jesteśmy bo parę rzeczy jeszcze nam zostało.
Zostań do końca i przekonaj się co się wydarzy.

Do następnego.