środa, 28 stycznia 2015

Rozdział trzeci

Rozdział trzeci 

*oczami Bree*
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Cichym głosem powiedziałam:
- Słucham?
- Bree, śniadanie na stole, choć - odpowiedział mi Justin przez drzwi.
Tak jak ubrałam się do snu nie mogłam zejść, zawsze śpię w bieliźnie. Założyłam dresowe spodenki i bluzkę trochę odsłaniającą mój brzuch. Zeszłam schodami na dół.
- Cześć... - powiedziałam cicho siadając przy stole w kuchni.
- Cześć - odpowiedział odwracają się w moją stronę i położył przede mną talerz z naleśnikami.
Zjedliśmy śniadanie, a nasza rozmowa polegała na: "Podasz mi dżem?" i odpowiedź: "Jasne". Nic więcej. Pomogłam włożyć mu naczynia do zmywarki i stanęłam jak wryta na środku salonu, gdy tylko wypowiedział te słowa:
- Bree, dziękuje, że mnie wczoraj od nich wyrwałaś. Nie chcę żebyśmy teraz się od siebie "odsunęli" jeżeli można powiedzieć, że jakoś się zbliżyliśmy. Chcę żebyś się do mnie odzywała. Nie chcę żeby nasze kontakty tak wyglądały. Nie musiałaś robić tego co wczoraj zrobiłaś, ale zrobiłaś. Nie wiem dlaczego, ale chcę się dowiedzieć. Od kiedy się tu pojawiłaś, a było to wczoraj jestem inny. Nie zmieniłem się jakoś diametralnie, ale jakoś czuję się inaczej. Pewnie uznasz to za dziwactwo, ale gdy wieczorem byliśmy razem na mieście nie czułem chęci na to na co zawsze czuję ochotę. Nie chciałem iść do klubu i zaliczyć jakieś panienki czy wziąć narkotyki. Chciałem spędzić ten czas z tobą. Nie z tobą jako kuzynką, tylko z tobą jako dziewczyną... Fakt numer trzy: jestem uzależniony od narkotyków. Fakt numer cztery: codziennie chodzę na imprezy. 
Nic nie powiedziałam tylko podeszłam do niego i przytuliłam.
- Chcę z tobą rozmawiać. Zrobiłam to wczoraj, bo cię lubię. Też czuje się inaczej, nigdy bym się tak nie otworzyła przed świeżo poznaną mi osobą, a zrobiłam to przed tobą. Fakt numer cztery...
- Pięć - przerwał mi.
- Pięć? 
- Wczoraj sam dopowiedziałem sobie jeden fakt o tobie... - podrapał się po karku.
- Okey... Fakt numer pięć: Nie lubię czyjegoś dotyku, po prostu się go boję. Twojego się nie boję. Jesteś wyjątkowy. 
- Fakt numer pięć: Nigdy nie przytulam dziewczyn. Jesteś wyjątkowa.
- A twoja mama? - zapytałam.
- Jejku, to logiczne, że ją też...


- Justin nie! Nigdzie nie idę! Mieliśmy iść do kina! - powiedziałam jak chłopak zaparkował pod wielką galerią. 
- Idziemy do kina, ale najpierw na zakupy... Wysiadaj!
Weszliśmy do budynku, a Justin od razu skierował się do sklepu z ubraniami.
- Wybieraj - wydarł się.
- Fakt numer sześć: Nie lubię zakupów.
- Ooo.. biedactwo. Fakt numer sześć: Uwielbiam zakupy. - takiej odpowiedzi z jego ust się obawiałam. 
Wybrał mi mnóstwo ubrań, a przy kasie zapłacił. Czułam się dziwnie.
- Justin, nie trzeba. Na prawdę!
- Ale mama kazała. Ja tylko spełniam polecenia.
- Ale.. 830 dolarów? W jednym sklepie? Osiem wielkich siatek? - byłam... Nie wiem jak to opisać.
Moja ciocia płaci za mnie, opiekuje... Tak jakby.. Mam tutaj bardzo dobrze. Nie mam jak się odpłacić.
- Przestań! Teraz buty!
- A może kawa? Błagam!
- Chodź - pociągnął mnie w stronę Starbucks'a.
- Hura! - ucieszyłam się.
- Co chcesz?
- Może być... Frapuccino Carmel.
Zamówił na wynos!
- Zabije cię! Proszę chwila odpoczynku!
- Nie ma tak. Buty! - krzyknął.
- Wystarczą mi moje Nike. Mam w szafie jeszcze Vans'y i jakieś Convers'y.. Starczy.
- A szpilki?
- Mam! 
- Yhmm.. Chodź!
Ruszyliśmy w stronę butiku. Wybraliśmy 8 par butów. To chore, ale się rozluźniłam. Zaszalałam i czerpałam z tego przyjemność. Wybrałam: Air Max'y do biegania, czarne Convers'y za kostkę, bordowe Vans'y i fioletowe Adisas'y Neo. Za to Justin wybrał: czarne Louboutin'y z czerwoną podeszwą, czarne buty na koturnie tylko nie pamiętam nazwy, białe sandałki choć mówiłam mu, że nie nosze takich butów. Aha.. jeszcze białe szpilki. Lekka przesada? O nie to wielka przesada. 2500 dolarów. Przesada.
- Victoria Secret? - spytałam gdy szatyn wszedł do środka.
- Czemu nie? Kupimy ci bieliznę. Nie to żebym miał coś do twoich majteczek, wręcz przeciwnie. Potrzeba ci tego więcej - po jego wypowiedzi walnęłam go w ramię.
Wybrałam 5 par koronkowej bielizny i sama podeszłam z tym do kasy. Nie chciałam by Justin widział co kupuje.
- Ładna! - uśmiechnął się pogardliwie gdy szliśmy do samochodu.
- Widziałeś?
- Widziałem jak przymierzałaś..
- Justin?!
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. 
Włożyliśmy zakupy do auta i poszliśmy do kina. Film był nawet spoko. Jakaś komedia. Po wszystkim wróciliśmy do domu. Justin pomógł mi rozpakować zakupy, a ja włożyłam wszystko na półki w garderobie. Było już dość późno więc pożegnałam się z nim i poszłam się umyć. Gdy już to zrobiłam przeprowadziłam codzienny rytuał. Widział mnie w bieliźnie. Jestem jego kuzynką, a ja zachowuje się jakby był zwykłym chłopakiem. W mojej skali ten wyczyn to 2pkt/5pkt = dwie kreski. 


~.~
Kolejny :*





1 komentarz: