wtorek, 31 marca 2015

Rozdział trzynasty

Rozdział trzynasty
*oczami Justina*

Kiedy ujrzałem Bree za drzwiami poczułem jakby kamień spadł mi z serca. Przyszła, przytuliła i poprosiła, żebym nigdy jej nie puszczał. Nie zrobiłem nic innego jak po prostu mocno ją do siebie przysunąłem i objąłem ramionami jej chude ciałko. Zamknąłem za nami drzwi, nie puszczając szatynki. Usiedliśmy na kanapie, a ona zaczęła płakać. 
- Hej, co się stało? - zapytałem zdenerwowany. - Gdzie byłaś cały ten czas? Ktoś cię skrzywdził?
Wybuchnęła jeszcze większym płaczem.
- Justin... ja nie chcę o tym rozmawiać - powiedziała i położyła głowę na moim ramieniu.
- Jesteś zmęczona, może się położysz?
Skinęła głową i ledwo stanęła na nogach. Postanowiłem zanieść ją na górę. Wziąłem jej lekkie ciałko na ręce i podniosłem.
- Zostaw, dam radę.
- Kogo próbujesz oszukać? - spytałem wchodząc na schody.
Zaniosłem ją do jej pokoju i położyłem na łóżku. Chciałem zdjąć jej buty, ale szybko odskoczyła. Jak by była się dotyku, ale przed chwilą sama mnie dotykała.
- Spokojnie, to tylko ja. Nie bój się. Chciałem tylko, żeby było ci wygodniej.
- Przepraszam to moja wina - odpowiedziała. - Możesz zdjąć mi buty? Chyba, że zmieniłeś zdanie.
Nic nie powiedziałem tylko zsunąłem jej Nike ze stóp i zaniosłem do garderoby.
- Poczekaj - odezwałem się i pokierowałem się do mojej sypialni.
Wyjąłem czarny t-shirt i wróciłem do Bree. Podszedłem do niej i powiedziałem:
- Zdjąć ci bluzkę, czy sama to zrobisz?
- Dam radę - gdy odpowiedziała wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi.
Już chciałem wychodzić kiedy szatynka cichym, nieśmiałym głosem odezwała się.
- Justin, zostaniesz ze mną? Proszę.
- Jasne... - usiadłem na fotelu w kącie pokoju.
Dziewczyna miała już ubraną moją koszulkę i przykryła się kołdrą.
- Yyy.. Przyjdziesz obok? - spytała zmieszana, a ja oniemiałem.
Myślałem, że wróci tylko po swoje ciuchy, albo w ogóle, a ona przychodzi, przytula mnie i prosi bym z nią spał. Zdjąłem t-shirt i spodnie następnie położyłem się na łóżku, a dziewczyna położyła głowę na mojej klatce piersiowej.
- Dziękuje - powiedziała cicho i lekko pocałowała mnie w policzek.
Całą noc patrzyłem jak śpi, jak oddycha. Dopiero nad ranem zasnąłem.

Obudziłem się około 10:00 kiedy Bree wychodziła z łazienki w nowym ubraniu. Miała na sobie białą spódniczkę, a do środka włożoną czarną bluzkę w koronkę, na wszystkim miała biały cieniutki sweterek zakrywający całe ręce. Włosy upięła w warkoczyk.
- Ślicznie wyglądasz - powiedziałem.
- Dziękuje, nawet nie wiesz jak dobrze mi się spało. Tęskniłam tak strasznie.
- Ja też - musnąłem jej usta kiedy ona odskoczyła.
- Nie, Justin. My nie możemy. Jesteśmy kuzynostwem. Twoja mama niedługo wraca, tak samo niedługo kończą się wakacje. Ty pojedziesz do collegu, a ja pójdę do szkoły. Nasze drogi się rozejdą. Tak nie może być. Zapomnij o tym.
- Ale nie potrafię - totalnie zdziwiła mnie jej wypowiedzieć, ja nie chciałem o tym zapominać, nie potrafiłem.

*oczami Bree*
*trzy dni potem*

Muszę powiedzieć mu prawdę. Nie potrafię dalej tego w sobie tłumić. Ruszyłam w stronę jego pokoju i lekko zapukałam po czym weszłam. 
- Możemy porozmawiać?
- Jasne, o czym? - odpowiedział. - Siadaj - wskazał miejsce na łóżku.
- To będzie długa rozmowa.
- Mamy czas.
Opowiedziałam mu o wszystkim. O tym co działo się jak odszedł. O Ethanie, ale nie wspominałam, że on zna Justina. Opowiedziałam wszystko oprócz tego dlaczego właściwie wróciłam.
- To dlaczego tu jesteś skoro tam miałaś tak dobrze? Tylko mi nie mów, że tęskniłaś.
- Nie miałam tak dobrze jak ci się to wydaje...
- Jak to? Z tego co mówisz..
- Podawał mi heroinę, a uciekłam bo chciał mnie zgwałcić - przerwałam mu.
- Nie żartuj sobie ze mnie.
- To jest według ciebie śmieszne? Myślisz, że mi jest do śmiechu? Czy też było jak wbijał mi igły w żyły i ściągnął na siłę spodenki?
- Bree.. Na prawdę? 
Nic nie powiedziałam tylko wybuchłam śmiechem, razem z histerycznym płaczem. On mi nie wierzy? Udowodnić mu? Nie ma sprawy... Podwinęłam rękaw i podsunęłam mu rękę na wysokość twarzy. Wpatrywał się w kilka dziurek po igłach.
- Jesteś uzależniona?
- Obawiam się, że tak..
- Zabije tego gnojka. Jak się nazywa?!
- Justin spokojnie proszę..
- Jak mam być spokojny. Uzależnił cię od narkotyków, jak mu za nie zapłaciłaś?
- W tym problem..
- Jaki?
- Chciał mnie.. wykorzystać..
- Zgwałcił cię?!
- Chciał, ale mu się nie udało...

~.~
No to mamy kolejny! Jak wasze odczucia? Jak myślicie co się będzie działo dalej!

10 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Pozdrawiam! 




czwartek, 26 marca 2015

Rozdział dwunasty

Rozdział dwunasty

Jestem u Ethana od czterech dni, nie mogę narzekać. Jest całkiem spokojnie, jedyne czym mnie zaniepokoił to to, że dał mi wtedy tego skręta. Nie przejmuje się mną, nie zauważa też nowych blizn na rękach. Co akurat jest plusem. Martwi mnie tylko te narkotyki. Wczoraj znowu mi je zaproponował. Oczywiście odmówiłam, powiedziałam, że wtedy to był tylko jeden jedyny raz, ale nie dał za wygraną. Znowu zapaliłam. Coraz częściej myślę też o tym co robi Justin. Czy się o mnie martwi? W końcu za nie całe dwa tygodnie wraca ciocia Pattie. Co jej powie? Że uciekłam bo najpierw się kochaliśmy, a potem się pocięłam i na sam koniec Justin mnie zwyzywał od dziwek? Moje przemyślenia przerwał blondyn, z którym teraz mieszkam.
- Bree choć na obiad! - krzyknął z kuchni.
- Idę - odpowiedziałam i po chwili siedziałam na stołku barowym i piłam sok pomarańczowy.
Ethan przygotował przepyszne spaghetti. 
- Chcesz potem może iść do kina? - zapytał.
- Jasne, dawno nigdzie nie byłam. Grają coś ciekawego?
Rozmowa zeszła na temat nowości w kinie, w końcu wybraliśmy się na jakąś komedie. Była strasznie śmieszna. Dawno tak się nie uśmiałam. Coraz bardziej lubiłam tego nieznajomego, który okazał się być taki bliski mojej osobowości. Całkiem mnie rozumiał. Wiedział kiedy zostawić mnie samą, a kiedy coś powiedzieć. Idealny materiał na przyjaciela. Mam nadzieję, że się nie mylę.

*tydzień później*

- Jesteś pierdolonym dilerem, a w dodatku sam jesteś uzależniony! - krzyczałam na cały dom Ethana.
- Nigdy nie zaprzeczałem - uśmiechnął się cwaniacko i zbliżył w moim kierunku. - Teraz i ty jesteś uzależniona, kochana.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? - zapytał jakby nie wiedział o czym mówię.
- Dlaczego wstrzyknąłeś mi to gówno? - z moich oczu wypłynęły pojedyncze łzy.
Przypomniał mi się wczorajszy wieczór. To jak gadaliśmy na tarasie, po czym poszłam spać. Wtedy Ethan wstrzyknął mi heroinę. Rano obudziłam się z trzema dziurkami po strzykawce, jak się potem dowiedziałam podał mi trzy porcję. Jednak o tym nie wiedziałam - do dzisiaj, bo to samo stało się rano. Wstałam, poszłam do kuchni, a on? Popchnął mnie na krzesło, przytrzymał i wstrzyknął narkotyk prosto w żyłę. Dwa razy.
- Bo miałaś się uzależnić, skarbie.
- Po co? - usiadłam bezwiednie na łóżku w sypialni chłopaka.
- Bo twój kochany Justin nie będzie zadowolony, że zadajesz się ze mną, bo można powiedzieć, że nie przepada za mną. Plus doprowadziłem do tego, że uzależniłaś się od heroiny. Chyba chciałem go wkurzyć, tak, tak sądzę - usiadł obok mnie, ale ja szybko wstałam.
- Znasz Justina? Skąd?!
- Oh, Bieber, Bieber, skąd ja go znam. Zastanówmy się. Kupował zapewne coś i mi podpadł, albo ja jemu. Nie pamiętam, to nie istotne, ważne jest to, że go nie lubię. A jak kogoś nie lubię to robię tak, żeby ta osoba cierpiała, - zaśmiał się - a teraz rozbieraj się.
- Co? - odebrało mi mowę.
- Co myślisz, że dostałaś towar za darmo? Musisz zapłacić za to co dostałaś. Dalej, dalej rozbieraj się. Dajesz mała, bo ci pomogę.
- Ale ja cię nie prosiłam o te pierdolone narkotyki! Sam mi je podałeś bez mojej zgody!
- Nie ważne, ja i tak chcę się zabawić. Rozbierasz się czy ci pomóc? - zapytał, odpinając pasek od spodni.
Czy on myśli, że tak po prostu mu się tutaj oddam. Jeżeli tak to go pojebało. Nie mam zamiaru.
- Oj Bree, Bree oboje wiemy, że dziewicą to już nie jesteś - powiedział i popchnął mnie na łóżko. - Tak lepiej.
Próbował zdjąć moją bluzkę, ale nie pozwalałam mu na to. Sam był już w samych bokserkach.
- Nie rzucaj się tak! To ci nie pomoże! - uderzył mnie prosto w policzek.
- Odpierdol się ode mnie! - miałam nadzieje, że jakimś cudem ktoś mnie usłyszy i pomoże.
- Kurwa, nie ruszaj się! Bo będzie tylko bardziej boleć.
Zdjął siłą ze mnie spodenki, jednak z koszulką nadal mu nie wychodziło. Wykorzystałam moment jego nie uwagi i zebrałam w sobie wszystkie siły. Zepchnęłam go z mojego ciała i jak najszybciej potrafiłam wybiegłam z pokoju.
- A ty dokąd mała?! - krzyczał za mną.
Zbiegłam ze schodów i już miałam chwycić za klamkę drzwi wyjściowych kiedy poczułam jak chłopak pociągnął mnie za włosy. Upadłam na ziemie, a on usiadł okrakiem na mnie. Próbowałam wyrwać się ile sił w rękach i nogach, ale był za silny.
- No to teraz się zabawimy - powiedział gdy położył swoje obleśne dłonie blisko mojego uda.
Wyciągnął za pleców strzykawkę z heroiną i bez problemu wstrzyknął mi ją w żyłę. Wstał i pociągnął mnie za sobą. Weszliśmy do kuchni, z górnej szafki wyciągnął kolejne dwie zapełnione strzykawki i ponowił czynność. Miałam już teraz 8 dziurek, a rano były tylko trzy. Czy to możliwe, że jeszcze tutaj jestem?
- Dostałaś małe dawki, masz szczęście bo mi się skończyła heroina, ale i tak możemy się zabawić prawda? - spytał chwytając mnie za podbródek - Patrz co tu mam - pokazał na swoją dłoń, w której trzymał mój telefon - Co zrobisz, żeby go odzyskać? Już się nie mogę doczekać.
- Zapomnij - wykorzystałam chwilę jego nie uwagi i wyrwałam mu telefon z dłoni.
Miałam szczęście, udało mi się szybko wybiec z jego domu. Biegłam ile sił w nogach, nie wiem jak długo. Próbowałam uciec jak najszybciej, by być bezpieczna gdy narkotyk zacznie działać, jeszcze bardziej. Biegłam przed siebie. W samych majtkach, bluzeczce i Roshe Run'ach. Jak ktoś patrzył na mnie z innego położenia to musiało to zapewne wyglądać komicznie. Mnie nie było do śmiechu. Właśnie uciekłam od człowieka, który chciał mnie zgwałcić, uzależnił mnie od heroiny, a co gorsza nie mam pojęcia gdzie jestem i dokąd mam iść. Gdy byłam pewna, że blondyn nie jest za mną, zwolniłam. Stanęłam jak wryta na chodniku. Z moich oczu ciekły łzy. Poznawałam to miejsce. Stałam przed domem, w którym to wszystko się zaczęło. Skoro tutaj się zaczęło to tutaj musi się skończyć. Nawet jeśli nie to nie mam wyjścia. Podeszłam pod drzwi wejściowe i niepewnie zapukałam. Z moich oczu cały czas ciekły łzy. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął on. Justin.
- Bree?! Co się stało - powiedział, a ja wyczułam zaskoczenie i przerażenie w jego głosie.
Nic nie powiedziałam tylko się do niego przytuliłam, a z moich oczu łzy leciały jeszcze mocniej. Nie liczyło się to złe co było, liczyło się to dobre. To, że czułam się bezpiecznie mimo tego wszystkiego co mi powiedział i zrobił.
- Justin proszę, nie puszczaj mnie. Nie zostawiaj mnie. Błagam - płakałam i szczerze wątpię, że wyrazie mnie zrozumiał.
- Kochanie, nie płacz. Już wszystko dobrze. Nigdzie się nie ruszam. Zostaje z tobą, a ty ze mną. Nie puszczę cię, nigdy więcej nie pozwolę ci odejść - pocałował mnie w czoło i jeszcze mocniej przytulił.

~,~
No to mamy kolejny rozdział. Dziś przychodzę do was z dłuższym, bo nie chciałam uciąć w momencie otwierania drzwi. To by było chamskie, haha. Chciałabym wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, uwierzcie one naprawdę pomagają w pisaniu.
Jak wam się podoba nowy rozdział? Nie wiem kiedy następny bo jestem chora, ale postaram się coś napisać :)
Na razie mi powiedzcie co sądzicie o tym?

9 KOM = NOWY ROZDZIAŁ 
Pozdrawiam :)



poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział jedenasty

Rozdział jedenasty

Christian patrzył na mnie jak na dziwaka z trzema głowami.
- Dobra popierdoleńcu, nie żartuj sobie ze mnie. Czemu ona u ciebie mieszka?!
- Ale ja nie żartuje..
- Co, kurwa? To twoja kuzynka, a ty ją posuwasz?! No nie dziwie się, że uciekła! To jest w pewnym sensie kaziroctwo.. Nie! To jest kaziroctwo!
- Wiem, ale... To było silniejsze od nas.
- Silniejsze od was?! O czym ty pierdolisz?! To twoja rodzina. Rzygać mi się chce.
- Ale ja nic o niej wcześniej nie wiedziałem, jak ją poznałem to nie zdążyłem przywyknąć do tego, że to moja kuzynka. Matka wyjechała, a my zaprzyjaźniliśmy się i tak jakoś wyszło.
- Tak jakoś wyszło?! Justin czy ty wiesz co wy zrobiliście?!
- Wiem, ale nie chcę o tym myśleć.
- Nie chcesz o tym myśleć? Jak niby chcesz to zrobić. Bieber postradałeś zmysły, a co jeśli twoja matka się dowie?
- Nie dowie. Na pewno nie ode mnie, Bree czy ciebie.
- Stary, to chore - wypił duszkiem szklankę whiskey i poszedł do kuchni.
Bez zastanowienia ruszyłem za nim. Wszedłem do czerwono-czarnego pomieszczenia i usiadłem na krześle.
- Co mam zrobić? - spytałem, gdy Christian dolewał nam drinka.
- Nie mam pojęcia, dla mnie to nadal obleśne. Gdy wyobrażę sobie siebie i moją kuzynkę. Fuj.
- Bo zapewne nie masz takiej kuzynki jak ja - powiedziałem opierając głowę o blat stołu.
- Też fakt. Dobra może to tylko przelotne? Jest dobra w łóżku, ładna i ogólnie, ale....
- Była dziewicą - przerwałem mu.
- Co kurwa?! - wydarł się - odebrałeś dziewictwo swojej kuzynce?!
- A co miałem jej niby, kurwa, powiedzieć? Idź strać dziewictwo z kimś na boku, ja nie mam zamiaru tego robić. Gdy będziesz już po to się zabawimy?! Hmm..? Tak miałem jej powiedzieć?
- Mogłeś jej nie zaciągać do łóżka. Zacznijmy od tego!
- Skąd wiesz, że to ją zaciągnąłem do łóżka?! Oboje tego chcieliśmy!
- Znam cię Bieber! To ty jesteś w 80% winny tego co się stało!
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że nie wiem gdzie teraz jest Bree, gdzie będzie spała w nocy, kiedy i czy wogóle wróci.
- Justin nie mam pojęcia co ci powiedzieć, nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Wiem jedno, że musisz zrobić wszystko, żeby wróciła zanim twoja mama wróci. No i musisz zrobić wszystko, żeby ci wybaczyła skoro tak bardzo ci na niej zależy.

*oczami Bree*

Obudziłam się przez promienie słoneczne, które wpadały przez nie zasłonięte rolety. Podniosłam się i złapałam mój telefon z szafki nocnej. Już chciałam sprawdzić, która godzina kiedy..
- 11:12 mała - powiedział głos po drugiej stronie łóżka.
- Jezu Ethan przestraszyłeś mnie! Co ty tutaj w ogóle robisz?
- Patrzyłem jak śpisz, wyglądasz wtedy niewinnie - uśmiechnął się jakoś dziwnie - Choć dam ci jakieś ciuchy, a potem śniadanie.
Ruszyliśmy jak mniemam w stronę jego pokoju. Kolory na ścianach mnie nie zdziwiły. Bordowy i czarny, plus dwa wielkie okna.
- Choć tu! - krzyknął z garderoby.
- Idę.
Weszłam do pomieszczenia i wybrałam białą koszulkę i krótkie spodenki jeansowe. 
- Dziękuje, jeszcze raz - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma za co piękna, choć na śniadanie.
- Mogę się tylko ubrać?
- Jasne poczekam na dole.
Ruszyłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, zmieniłam bandaże i lekko się pomalowałam. Schodząc na dół poczułam specyficzny zapach. Weszłam do salonu a tam zastałam Ethana palącego skręta.
- Tak na śniadanie? - spytałam.
- Już jadłem, naleśniki na stole.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i poszłam do jadalni.
Naleśniki były pyszne i ten zimny świeży sok pomarańczowy. Mega!
- No to jak już pojadłaś, to może zapalisz? - zapytał nagle blondyn.
- Dzięki nie palę - odpowiedziałam jego speszona.
- Jejku, przestań odstresujesz się - zaśmiał się.
- Nie dzięki.
- No weź Bree, tylko troszkę.
- Nie - dobra teraz była przestraszona.
- Bree?
- No dobra ale tylko raz!
- Dwa!
- Niech ci będzie  - odpowiedziałam i przejęłam skręta - ostrzegam, że robię to pierwszy i ostatni raz! Nie śmiej się!
Mocno się zaciągnęłam, chyba za mocno, poczułam nadchodzące ukojenie. Zaciągnęłam się znowu. Tak się zaczęło i na tym nie skończyło.

~.~
To witam was!
Jak myślicie co z tego wyniknie?
Czy Justin coś zrobi?

Zapraszam was też na mojego drugiego bloga. Wczoraj zaczęłam pisać drugą część, blog również z Justinem w roli głównej! Zapraszam na: www.allthatmattersbabe.blogspot.com

9 KOM = NOWY ROZDZIAŁ :)
Pozdrawiam!







piątek, 20 marca 2015

Rozdział dziesiąty

Rozdział dziesiąty

Weszliśmy po schodach na górę, a potem w drugie drzwi po lewej. Pokój był bordowy. Jezu, co on ma z tym kolorem?! 
- Poczekaj - powiedział Ethan i wyszedł.
Pomieszczenie było wielkie, na środku stało wielkie łóżko, z lewej było wyjście na taras, a po drugiej stronie drzwi do łazienki. Pościel na łóżku była śnieżnobiała tak jak szafki w pokoju, na których stały czarne dodatki. Było tutaj przytulne jednak kolor ścian lekko mnie odrzucał. Nie wiem czy wyśpię się w tym pokoju.
- Proszę - powiedział podając mi damskie szare dresy i t-shirt do spania, a na nich świeże, zapakowane majtki i stanik w czarną koronkę.
- Dziękuję - odpowiedziałam zdziwiona - Mieszkasz z kimś?
- Nie, dlaczego? - spytał dziwnie się na mnie patrząc.
Spojrzałam na niego, a potem na ubrania.
- To mojej byłej, zostawiła tutaj. Wróciła po zakupach, stąd bielizna. Znalazła mnie w niezbyt komfortowej sytuacji, wybiegła zapominając cokolwiek zabrać, nie wróciła - na mojej twarzy pojawił się grymas, a on to zauważył - No co nie mówiłem, że byłem uczciwy względem jej. Sama mnie zdradzała. Była ze mną dla mojej kasy - podrapał się po karku. - Mam nadzieję, że twój rozmiar - uśmiechnął się i stanął w framudze drzwi.
- No co? - zapytałam.
- Nic, jak byś czegoś potrzebowała to jestem na przeciwko, śliczna. Myślę, że jutro wybierzesz sobie trochę ciuchów. Są u mnie. Dobranoc, mała. 
- Dziękuje, nie wiem jak ci mam się za to odwdzięczyć. 
- Dobranoc Bree - uśmiechnął się i wyszedł zamykając drzwi.
 - Dobranoc Ethan - powiedziałam do siebie.

*oczami Justin'a*

Jak ja mogłem ją tak zranić, to zdanie nie wychodziło z mojego umysłu. Szedłem teraz w stronę domu Christiana. To mój najlepszy kumpel. Muszę się komuś wygadać, chociaż wiem, że nie będzie łatwo i mnie zwyzywa od najgorszych to muszę to zrobić. Przed chwilą wyszedłem z parku. Pozwoliłem jej odejść. Sam odszedłem. Gdzie ona będzie spać? Co zrobi? Wróci? Kiedy? Wybaczy? Kiedy?
Doszedłem do białej willi z czarnymi oknami i płotem. Pod garażem stał samochód Black'a co oznaczało, że tam jest. Zadzwoniłem domofonem - pieprzony boi-dupa. Cały czas jest wystraszony, boi się zostawić otwarte drzwi nawet w dzień. 
- Słucham? - usłyszałem jego głos.
- Otwieraj, to ja.
Nic nie odpowiedział tylko otworzył mi furtkę, a za chwilę stanął za drzwiami.
- Bieber, co się stało?
- Nie pierdol, mogę wejść? - spytałem, nie wiedząc czy czasem jego matka nie jest w środku.
Robiła mu często najazdy na chatę, sprawdzała czy wszystko jest w porządku. 20 lat i nie może się od matki oderwać. Zresztą co ja mówię sam mieszkam ze swoją, ale do czasu. We wrześniu jadę do Califorii, do collage'u.
- Właź - odpowiedział, udałem się do salonu i usiadłem na kanapie.
- Piwo wystarczy? - wiedział, czego mi potrzeba.
- Gorzej, daj coś mocniejszego to będzie trudna i długa rozmowa - nic już nie powiedział, tylko zniknął w kuchni.
Jak ja mam mu to wszystko opowiedzieć. Nie mam pojęcia od czego zacząć. Christian wrócił i podał mi szklane whiskey.
- Ładna? - usłyszałem, gdy opadł na fotel.
- W chuj.
- Ta co zeszła po schodach jak wbiliśmy do ciebie?
- Yhmm.
- Uhuh... No to zajebiście ładna. Zajęta?
- Nie.
- Nie chce cię?
- Nie wiem czego ona chce, sam nie wiem co ja chce.
- Ile ma lat?
- 16.
- Pieprzyłeś ją? - za to go lubię, wali prosto z mostu, nie owija.
- O tak.
- Aż tak źle?
- W chuj dobrze.
- Niedostępna?
- W pewnym sensie.
- Jak?
- Nie ważne, tnie się. W tym problem, zrobiliśmy to, a rano zobaczyłem nowe blizny. Ukarała się za to. Naćpałem się i za dużo wypiłem. Obudziła się, nazwałem ją kurwą i dziwką. Uciekła.
- Zależy ci na niej.
- Nie wiem, chyba tak.
- Może potrzebuje ochłonąć, byłeś u niej w domu?
- Mieszka u mnie.
- Aha.. - zastanawiał się chwilę, ale go oświeciło - Czekaj jak to mieszka u ciebie?!
- No mieszka...
- Dlaczego?
- To moja kuzynka - jego oczy się powiększyły ze trzy razy.


~.~
Tak wiem dużo dialogów, ale ten rozdział tak musiał wyglądać. Obiecuje dodać w niedziele? Pasuje?
No to podobało się?
Nowi bohaterowie!

Ethan Whitman - dwadzieścia pięć lat, mieszka sam, nowy znajomy Bree. Co z tego wyniknie?
Czym się zajmuję? Dowiecie się w jedenastym rozdziale :)



Christian Black - dwadzieścia lat, najlepszy przyjaciel Justina, bogaty tak jak on z domu. Jego ojciec to aktor, a matka to prawniczka. Singiel z wyboru, twierdzi, że związki nie są dla niego. Nie potrafił by być wierny dziewczynie, oraz nie chciałby jej zranić.



8 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziewiąty 

Szliśmy jakieś 5 minut, w ciszy. W ciszy ale takiej komfortowej, nie męczącej. Weszliśmy na bogatą dzielnice, myślałam, że musimy przejść przez nią ale nie. Mój tajemniczy nieznajomy zatrzymał się przed wielką willą. Zaprosił mnie do środka.
- Choć do łazienki - powiedział i ruszył w głąb domu.
- Po co?
- Po bandaże?
Bez słowa ruszyłam za nim i przyglądałam się temu wielkiemu domu. W sumie dopiero teraz zainteresowałam się tym, że nawet go nie znam. Przechodziliśmy długim korytarzem, na biało-szarych ścianach wisiały obrazy. Mimo wyobrażenia, że przez te odciennie dom jest ponury i ciemny nie mogłabym się z tym zgodzić. Wszędzie były ogromne okna i dziwiło mnie skąd tak młody chłopak może mieć tyle pieniędzy by pozwolić sobie na taki dom. Miałam do niego tyle pytań, ale na razie wolałam cicho iść za nim. Nie wiem czemu nie odczuwałam strachu, ale blondyn dawał poczucie bezpieczeństwa, nie bałam się go. 
- To tutaj - odezwał się w reszcie, miałam wrażenie, że idziemy już wieki.
Weszłam do środka i ujrzałam wielką łazienkę, w kolorach szarych i bordowych. Na jednej ścianie było gigantyczne okno od dołu ku górze. Mężczyzna wyciągnął z szafki apteczke, a z niej bandaże. 
- Dziękuje - powiedziałam gdy mi je dał.
Podeszłam do zalewu i odkręciłam wodę. Zaczęłam czyścić ręce, które pokryte były zaschniętą krwią, były całe czerwone. Nigdy tak bardzo nie piekło. Myślałam, że nie wytrzymam. Gdy z grymasem wycierałam rany czarnym ręcznikiem chłopak odezwał się:
- Wyjdę, żebyś mogła umyć nogę, jakby co to... krzycz? 
- Czekaj, tyle mi pomołeś, a ja nawet nie wiem jak masz na imię?
- Ethan, mam na imię Ethan, Bree - odpowiedział i wyszedł z pomieszczenia zamykając drzwi.
Ściągnęłam spodeki i wtedy usłyszałam dzwięk przechodzącego smsa w moim telefonie. Wzięłam iPhona do ręki i ujrzałam:
Od Justin:
Kochanie przepraszam cię jeszcze raz i będę to robić tak długo ile będzie trzeba. Nie chciałem cię tak nazywać i co gorsza uderzyć. Wszystko dobrze? 
Postanowiłam nie odpisywać. Umyłam nogę i ją tak samo jak ręce zabandażowałam. Wyszłam z łazienki uprzednio zakładając spodenki.
- Ethan, gdzie jesteś? - spytałam.
- W kuchni, prosto i w prawo - krzyknął, a ja udałam sie tam.
Kuchnia była równie duża i piękna jak łazienka. Tyle, że była cała bordowa z elementami czarnego. Na środku wielka wyspa i trzy krzesła barowe. Usiadłam na jednym.
- Chcesz coś do picia mała? - zapytał blondyn.
- Woda?
- Już podaje. Z lodem?
- Poproszę.
Po chwili podał mi szklanke i usiadł obok.
- Jak się czujesz? Wszystko dobrze?
- Nie - odpowiedziałam spoglądając na blat.
- Co się dzieje Bree?
- Tak dużo dla mnie zrobiłeś, jestem ci za to wdzięczna, ale będę się już zbierać - jego mina zżedła.
- Gdzie pójdziesz?
- Mam dom.
- Chcesz do niego wrócić? Słuchaj młoda, ja ci nic nie zrobię. Możesz zostać ile chcesz. Ten dom jest tak wielki, że istnieje możliwość, że nie będziemy sie nawet widzieć - uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam, niepewnie ale odwzajemniłam. 
- To miłe, ale nie zasługuje na to.
- Zasługujesz na wszystko co dostaniesz .
- Już ktoś mi tak powiedział, taki jest efekt tego co mogę dostać - skinęłam głową na moje rany.
Tak było, dostałam od losu Justina ale on mnie skrzywdził to wszystko na co zasługuje - ból.
- Oj przystań mała, zostaniesz!  Tak poza tym ile masz lat dziecinko? - zaśmiał się.
- Szesnaście, a czemu?
- Tak się zastanawiam co musiała przejść taka mała osóbka by się tak skatować, co gorsza boję się, że to nie pierwszy raz.
- Nie mylisz się.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie dziękuje.
- Okey, choć na górę pokaże ci twój pokój -  uśmiechnął się i wstał.


~.~
No witam was wszystkich! Dziękuje wam, że piszecie komentarze i dajecie o sobie znak :) To naprawdę pomaga pisać :) Mam nadzieje, że podoba wam się nowy wątek, i że będziecie zadowoleni :)
Na razie nie dodaje opisu nowego bohatera, Ethan i jego mini biografia opisana będzie pod rozdziałem dziesiątym, teraz nie bo zbyt dużo by zdradziła :*
No i jak to pod każdym rozdziałem, parę pytań :)
Jak myślicie ile czasu Bree zostanie u Ethana?
Czy Ethan jest taki jak powiedział? Czy skrzywdzi Bree, czy może coś pomiędzy nimi zaiskrzy?
Czy Justin zna Ethana? Jakie są ich stosunki, czy też ich nie ma?
Może Justin będzie chciał odzyskać Bree, jak?


6 KOM = NOWY ROZDZIAŁ 
POZDRAWIAM :*



wtorek, 10 marca 2015

Rozdział ósmy

Rozdział ósmy

Pukanie do drzwi. Głośne pukanie. Otwieram oczy. Siedzę w kącie łazienki. Jedyne co pasuje do kałuży krwi na ziemi to moja bielizna. Czerwony stanik i figi, a na nich biała bokserka w bordowych plamach. Po mojej prawej stronie leży zakrwawiona żyletka. Zemdlałam? Moje ręce całe w zaschniętej czerwonej cieczy. Z niektórych ran nadal leci krew. Skoro tak to nie jestem tutaj długo, prawda? Chwila, na dworze półmrok. Wstałam popołudniu. Która godzina? Wracam do tego co mnie wybudziło. Pukanie do drzwi. Głośne pukanie i jego głos:
- Bree jak nie otworzysz tych drzwi to je wyważę - krzyczy.
Przypominam sobie wszystko. Suka, dziwka, szmata. Tak mnie nazywał.
- Kochanie liczę do trzech - wstałam i podeszłam do drzwi - Raz. Dwa.
Otwieram. 
Stoi jak wryty w ziemie, patrzy na moje rany. Ręce, noga w czerwieni. No tak, dziewięć kresek na wewnętrznej stronie lewego uda. Pierwsze co zobaczyłam po otworzeniu oczu. Też przestraszyłam się samej siebie tak jak on teraz mnie.
- Skarbie...
- Teraz skarbie, a wcześniej suka i dziwka? - chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili wszedł do łazienki.
- Wyjdź Justin.
- Bree... - oparłam się o zlew, łzy zaczęły spływać po policzkach, szybko je starłam.
- Wyjdź, proszę..
- Skarbie ja nie chciałem tak cię nazwać, to było pod wpływem..
- Narkotyków? Alkoholu? - spytałam.
- Też, ale to wszystko dlatego, że zobaczyłem twoją rękę. Nie wiedziałem co mam zrobić, wpadłem do łazienki i szukałem tego świństwa aż znalazłem. Nie mogłem czekać aż się obudzisz, poszedłem do siebie. Dalej już chyba wiesz co się stało.. Przepraszam Bree ja nie chciałem, ale nie panuje nad tym. Tak jak ty nad tym.. Ale możemy to razem zwalczyć.. - podszedł do mnie.
- Nie Justin! - odsunęłam się.
- Kochanie, ja nie chciałem naprawdę... Proszę wybacz mi.
- Nie Justin, nie podchodź do mnie!
- Proszę... - przytulił mnie, a ja stałam jak kołek i płakałam.
Chciałam, żeby wszystko wróciło do normy. Wtedy sobie przypomniałam. On mnie uderzył. Momentalnie moje mięśnie się spięły. Wyrwałam się z uścisku i wybiegłam z pomieszczenia ignorują narastający ból na rękach, nodze i pomiędzy nimi. Chwyciłam szybko krótkie jeansowe spodenki, które leżały na ziemi w pokoju i szybko je ubrałam. Szybko założyłam pierwsze lepsze buty. Podczas gdy wychodziłam z domu wsunęłam mój telefon do kieszeni z tyłu. Trzasnęłam drzwiami. Nie dbałam o to gdzie biegnę. Liczyło się jedno: Uciec od Justin'a. Uciec od chłopaka, który mnie zwyzywał, a co najistotniejsze uderzył. Biegł za mną, czułam to. Dobiegłam do parku, nie miałam już sił. Upadłam na kolana, na trawę. Słyszałam szybki oddech szatyna. Czułam jego oddech. Zaczęłam się bać. Podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Odskoczyłam.
- Nie bój się... Nie masz czego - powiedział, a ja wybuchłam śmiechem wymieszanym z płaczem.
- Nie mam czego? Uderzyłeś mnie! Skąd mam mieć pewność, że to się nie powtórzy?! - już nie próbowałam hamować łez, czy nawet ich ścierać, po prostu pozwoliłam im spływać po policzkach.
- Bree... Przepraszam, nie bój się mnie - znów mnie dotknął.
Odsunęłam się dalej.
- Justin, proszę zostaw mnie w spokoju. Chcę być sama.
- Bree, nie mogę.
- Błagam... Idź! - mówiłam już całkiem załamana.
- Wrócisz do mnie? Do domu? Wrócisz jak cię tutaj zostawię?
- Nie wiem Justin, nie wiem. Muszę dużo rzeczy przemyśleć.
- Proszę wróć.
- Idź stąd... Proszę...
- Dobrze... - powiedział, chciał mnie przytulić ale mu nie pozwoliłam.
Patrzyłam jak smutny odchodzi. Gdy zniknął z mojego pola widzenia usiadłam na trawie i znów płakałam. Zastanawiałam się nad sensem mojego istnienia. Czy jestem tu nadal potrzebna? Wątpię. Usłyszałam czyjś głos. Nie znałam go.
- Co się stało mała? - zapytał wysoki blondyn stojący za mną.
- Nic.. - momentalnie skuliłam ciało w kulkę.
- Choć..
- Dokąd?
- On wróci. Wiesz o tym, a jak sądzę, że nie chcesz go widzieć. Po drugie potrzebne ci są bandaże. Nie sądzisz? - tworzył niewidzialną bezpieczną barierę wokół swojej osoby.
- Skąd mam pewność, że nic mi się nie stanie?
- Nie masz. Nawet ja jej nie mam - tą wypowiedzią mnie przekonał. 
- Okey, dziękuje - odpowiedziałam cicho i wstałam.
Ruszyliśmy jak mniemam w stronę jego domu.


~.~
Rozdział dłuższy niż normalnie także mam nadzieję, że się spodoba. Jeżeli przeczytałaś/eś to pozostaw po sobie ślad. Komentarze pomagają w pisaniu. Uwierzcie!
Jak myślicie czy Bree będzie bezpieczna u nowo-poznanego chłopaka?
Jak długo Justin będzie czekał na Bree?
Czy Bree wróci do Justina?
Czekam na wasze odczucia! 
Pozdrawiam!

5 KOM = nowy rozdział
Damy radę?



poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział siódmy

Rozdział siódmy

Obudziłam się z pulsującym bólem pomiędzy nogami, był tak nieznośny, że całkowicie zapomniałam o pieczeniu na ręce. Otwarłam oczy, a Justin'a nie było obok. Podniosłam mojego iPhone z szafki nocnej i sprawdziłam godzinę. 14:04. Długo spałam. Strasznie długo spałam. Chciałam wstać, ale nogi mi na to nie pozwoliły. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ujrzałam w nich szatyna.
- Witaj kochanie... Cóż, długo spałaś.. - powiedział przeciągając litery.
Usiadł przy mnie na łóżku. Jego źrenice wyglądały jak czarne kule.
- Ćpałeś - powiedziałam z niedowierzaniem - zostawiłeś mnie tutaj samą, żeby iść się naćpać.
- Och, mała nie przesadzaj.. To nic wielkiego - zaśmiał się, z resztą cały czas to robił. 
- Piłeś. 
- Nie przesadzaj.. Kilka dringów.. Drrringów.. Drinków.. - znów się zaśmiał. - Nie ważne.. 
- Justin.. Dlaczego?
- Dlaczego naćpałem się i napiłem? - powiedział to tak jak by nagle otrzeźwiał.
- Yhmm..
- A ty? Dlaczego znów się pocięłaś? Pocięłaś.. - wybuchł śmiechem - Pocięłaś.. Ty raczej się skatowałaś... Nie możesz tak robić Breeeeeeee...
- To moja sprawa co robię ze swoją skórą.
- Ohoho.. To moja sprawa czy ćpam i czy piję... Kochana.
- Idź stąd. Wyjdź.
- Żebyś mogła się zabić? Zwariowałaś? - zapytał używając sarkazmu, nie wiedziałam, że był do tego zdolny teraz, pod wpływem tych cholernych narkotyków.
- Wyjdź. Jakbyś się tym przejmował to byś mnie tu nie zostawił i nie poszedł się nachlać, i naćpać. Wyjdź.
- Nie - odpowiedział używając głośniejszego tonu głosu.
- Wyjdź zanim zrobi się nie przyjemnie.
- Zrobiło się tak jak zeszłej nocy wzięłaś do ręki to gówno - wyciągnął z kieszeni spodni moje żyletki, wszystkie.. jak mniemam z kosmetyczki, jak to mówią "pozorny zawsze ubezpieczony" zostawiłam sobie kilka gdzie indziej - zapomnij o tym. Wyrzucam to.
- I myślisz, że to pomoże? Jesteś żałosny. Wyjdź. 
- Nie.
- Wyjdź!
- Nie!
- Wypierdalaj z tego pokoju, kurwa, bo nie ręczę za siebie. Albo wyjdziesz, kurwa, teraz, albo już mnie, kurwa, więcej nie zobaczysz na oczy, bo się, kurwa zabije.
- O ja pierdole. Masz odwagę, dziewczyno, żeby się tak odezwać. Posłuchaj. Nawet tak nie mów głupia suko! Nie możesz się zabić! - zamurowało mnie na treść jego słów, najbardziej na słowo "suka"...
- Wow.. Nie mogę się zabić, bo co, kurwa? Co mi do, kurwy nędzy, zrobisz? Zwyzywasz mnie? Wow, nie zaboli, bo już nic nie będę wiedzieć. Będę spalona w jebanej puszce! Wypierdalaj! - poczułam uderzenie na lewym policzku.
- Zapamiętaj dziwko: Masz się do mnie odzywać z szacunkiem.
- Wypierdalaj... Wyjdź Justin.
Nie wyszedł. Z bólem pomiędzy nogami wstałam i ruszyłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i jedyne co jeszcze usłyszałam to:
- Nie będę cię szmato z podłogi zbierał - trzasnął drzwiami.
Wyszedł. A łzy spływały. Spływały na wczorajsze blizny, które Justin odsłonił z bandaża. Weszłam do pokoju tylko po to by jak najszybciej wejść do garderoby i z jednej z par butów wyciągnąć zapakowane żyletki. Teraz siedzę na zimnych kafelkach w biało-czarnej łazience z krwistą czerwoną kałużą krwi pod ścianą. Drzwi są zakluczone, a ja tnę się, prawa ręka, lewa ręka. Być może nawet noga, nie wiem już nic. Nie widzę wyraźnie przez zaszklone oczy pełne kolejnej fali łez. W zasadzie nie wiem za co się każe. To Justin mnie zwyzywał. Już nawet nad tym nie panuje. Upadłam na samo dno. Zasnęłam, a może zemdlałam?



~.~
Kolejny rozdział zmienia trochę historię. Mam nadzieję, że wam się spodoba "nowy wątek" :)
Co sądzicie? Co będzie dalej?
Czekam na komentarze, które uwierzcie naprawdę pomagają w pisaniu następnych rozdziałów.
+ wiem, że rozdziały są krótkie, postaram się je coraz bardziej rozbudowywać jednak to będzie się równało z tym, że na tydzień będzie się pojawiał jeden rozdział. Na razie planuje dodawać dwa tygodniowo troszkę dłuższe. Jedak musicie wiedzieć, że jeżeli chcecie dłuższe rozdziały to ja muszę nad nimi więcej posiedzieć bo nie potrafię od tak napisać czegoś nie wiadomo jak długiego.
Ok wiem, że notka mega długa, ale jest jeszcze jedna sprawa. Dodałam post, w którym mówię o tak można powiedzieć "mailu zaufania", jakkolwiek dziwnie to brzmi. Chodzi o to, że jeżeli macie jakieś problemy, chcecie porozmawiać czy też potrzebujecie pomocy  lub rady PISZCIE! Obiecuje, że nikt nie dowie się o waszych sprawach, a ja postaram się wam pomóc!
email: werczita1207@gmail.com

Piszcie jak wolicie! Rozdziały tak jak teraz 2 razy w tygodniu, czy 1 rozdział ale dłuższy?


3 KOM = nowy rozdział :)
Pozdrawiam!




niedziela, 8 marca 2015

Chcesz porozmawiać?

Witam was wszystkich.
Nowy rozdział pojawi się już niedługo, ale to nie o tym.
Chciałam wam powiedzieć, że jeżeli chcecie porozmawiać, macie jakiś problem, chcecie wyżalić się czy po prostu usłyszeć parę dobrych słów to jestem do waszej dyspozycji. Możecie pisać na mojego maila, a ja obiecuje, że odpisze :)
Nikt nie dowie się o tym co do mnie piszecie, zostaniecie w pewnym stopniu anonimowi (no bo w końcu ja się dowiem). Możecie mi zaufać jezeli tylko tego chcecie :)
Spróbuje pomóc, postaram się


mój email: werczita1207@gmail.com

Pozdrawiam, Weronika

piątek, 6 marca 2015

Rozdział szósty

Rozdział szósty


Stało się, Justin odebrał mi dziewictwo. Oddałam się mu. Po chwili obydwoje odpłynęliśmy w świecie, w którym nie ma nic poza szczęściem. Opadł na moje ciało,a potem położył się obok na poduszkach. Przykrył nas pościelą.
- Muszę zdjąć prześcieradło - powiedział.
- Przepraszam - odpowiedziałam zerkając na krew na łóżku, oficjalnie jestem kobietą w 100%.
- Za co? To było cudowne, dziękuje ci.
- Za to? Za moje..
- Dziękuje, że mi się oddałaś - pocałował moją rękę.
Po chwili przejechał po moich bliznach pod bransoletkami, jestem pewna, że poczuł. Tylko nie to.
- Co to? - spytał zdejmują po jednej z nich.
- Nic, zostaw.
- Przestań! - zdjął wszystkie, spojrzał w moje oczy, w których był smutek. Dlaczego?
- Justin...
- Bree, dlaczego to robisz?
- Bo muszę.
- Bree..  nic nie musisz!
- Nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz!
- Chociaż daj mi możliwość spróbowania.
- Ale, ale, to nic. Potraktuj to jak fakt trzynasty: Tnę się.
- Nie, powiedz mi po co?
- Justin... Teraz, teraz twoja kolej! ... Podaj mi swój trzynasty fakt.
- Bree...
- Justin! Dalej, to nie ..
- Przestań! - przerwał mi.
- Proszę, nie..
- Nie możesz tego robić. Rozumiesz? Nie możesz odebrać sobie życia.
- Ale ja nie chcę sobie odebrać życia... Jeszcze... Jeszcze nie jestem na to gotowa, jednak kiedyś nadejdzie taki dzień w którym zapłacę za te wszystkie błędy, grzechy podwójnie. Nie wystarczą już zwykłe kreski. Zrobię to za mocno i się zabije. Zniknę... Tak jak na to zasługuję - płakałam, Justinowi jedna łza spłynęła po policzku ale szybko ją starłam. - Nie płacz, nie zasługuję na twoje łzy. Nie ja. Ja nie zasługuję na nic. Rozumiesz? A w szczególności na twoje łzy.
- Bree.. Zasługujesz na wszystko co masz, co możesz mieć i na to co dostaniesz - zdjął bransoletki z drugiej ręki. - Tutaj też? Słuchaj nie znam nikogo kto tak bardzo zasługiwał by na coś dobrego od życia od ciebie. Zasługujesz na to co najdroższe, najważniejsze, najsilniejsze. Zasługujesz na osobę, która może ci dać szczęście i jestem pewien, że znajdziesz taką osobę.
- A co jeśli już znalazłam, ale ta osoba nie może być moja, ani ja nie mogę być jego? - Czy ja wiem co ja mówię? Daje mu szanse, daje nam szanse. Choć to chore i nie możliwe.
- Jestem pewien, że znajdziecie sposób żeby być razem - pocałował mnie w usta. - Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz!
- Nie mogę.. - zaczął całować obie ręce.
- Obiecaj - powtarzał w przerwach między pocałunkami.
- Ale, Justin...
- Obiecaj!
- Obiecuje..
Leżeliśmy jeszcze jakiś czas w łóżku. Wieczorem oglądaliśmy film, a potem? Poszłam do łazienki. Umyłam się i znów. Nie mogę takich rzeczy robić. Seks ze swoim kuzynem? To chore. W dodatku to dziwne uczucie. Czuje się przy nim bezpieczna i nie chcę go zostawiać, choć wiem, że muszę. To przeważa moją skale. Ten czyn jest powyżej 5pkt/5pkt. Zrobiłam chyba z 20 kresek, przestałam liczyć po 12. Zabandażowałam rękę i położyłam się w łóżku, po 10 minutach Justin wszedł do mojego pokoju, położył się obok. Schowałam lewą rękę pod brzuch. Położyłam się na jego klatce.
- Dobranoc kochanie.. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Kochanie? - spytałam, a on się cicho zaśmiał.
- Dobranoc Bree, dobranoc.


~.~
I co myślicie? Co będzie dalej? Czy dobrze, że Bree okłamała Justina?
Zapraszam do dalszego czytania! 






Rozdział piąty

Rozdział piąty

Przez ostatni tydzień nie rozmawialiśmy, starałam się z nim nie widywać. Cały ten czas myślałam o tym co się stało. Codziennie karciłam się za to, że myślę o tym pocałunku. Udało mi się, od czterech dni nie mam nowych kresek. Boje się, że jak znowu spojrzę w oczy Justin'owi to będę chciała go pocałować. Nie! Nie mogę! To mój kuzyn...
Miałam nadzieje, że i dziś gdy będę szła do kuchni na śniadanie jego tam nie będzie. Ubrałam się w krótkie spodenki z wysokim stanem w kolorze czarnym i białą bluzkę odsłaniającą trochę brzuch. Nie zapomniałam też o codzienności - bransoletki. Chciałam po zjedzeniu wyjść na plaże. Spokojnie, może go tam nie ma. Nie udało mi się. Justin był w pomieszczeniu.
- Cześć... - powiedział przeżuwając ostatnie kawałki kanapki.
Nie odpowiedziałam, nie chciałam na niego patrzeć. Wstał i stanął obok mnie, gdy robiłam sobie śniadanie. Nie wytrzymałam i spojrzałam mu w oczy.
Nie wytrzymam.
Musisz!
Nie, nie dam rady!
Ahh.. ale ty musisz!
Ale ja nie dam rady! - toczyłam bitwę w moim umyśle. Zbliżyłam do niego i musnęłam jego usta. Nie odwzajemnił. Odsunęłam się i dotknęłam swoich ust.
- Przepraszam... - wróciłam do swojej poprzedniej czynności.
Stał chwilę w bezruchu, naglę chwycił mnie za nadgarstek. Obrócił w swoją stronę i wpił się w moje usta. Podniósł mnie i posadził na blacie. Stanął pomiędzy moimi nogami nie przestając mnie całować.
- Justin, nie możemy - powiedziałam.
- Wiem, ale nie przestanę - odpowiedział.
Znów mnie pocałował.
- Dlaczego?
- Bo ani ty, ani ja nie chcemy, żebym przestał - oddałam pocałunek.
Wziął mnie na ręce i skierował się w stronę schodów.
- Nie rób tego... Nie możesz...
- Wiem, ale nie potrafię przestać.
Całował mnie cały czas. Mimo, że kazałam mu przerwać to nie chciałam, żeby to zrobił. Chciałam się z nim kochać. Chciałam, żeby to on... zabrał mi moje dziewictwo. Położył mnie na swoim łóżku i zaczął całować po obojczyku, włożył rękę pod T-shirt.
- Jesteś pewien? - spytałam kiedy zdjął swoją bluzkę i rzucił ją obok mojej.
- Ja? Tak, a ty?
- Tak.
Odpiął guzik od moich spodenek i powoli je zsunął. Leżałam przed nim w samej bieliźnie.
- Mówiłem, że to dobry wybór - uśmiechnął się.
Miałam na sobie bieliznę z Victorii Secret, tą którą kupiliśmy razem.
- Justin? - powiedziałam gdy zrzucił z siebie spodnie, a moim oczom ukazały się bokserki od Calvin'a Klein'a. Wiedziałam, że będzie nosił taką bieliznę.
- Tak?
- Bo... głupio mi to mówić, ale ja..
- Na prawdę?
- Yhmm..
- I na pewno chcesz to ze mną zrobić?
- Tak..
- Szczęściarz ze mnie - pocałował mnie mocniej niż kiedykolwiek ktokolwiek.
 Odpiął mój stanik i zdjął moje figi. Na chwilę się zatrzymał i wpatrywał we mnie.
- Przestań!
- Nie mogę, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem.
Zdjęłam jego bokserki, założył prezerwatywę i delikatnie we mnie wszedł. Falował biodrami i wprowadzał nas obu w cudowną krainę odprężenia.


~.~
Jak myślicie czy Bree się "ukaże"? 
Jak mocno? Czy słabo? Może w ogóle?