Strony

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział czwarty (II)

Rozdział czwarty (II)

Wieczorem do domu wróciła Taylor. Tak jak przewidywałem chciała iść coś zjeść. Zaproponowałem by w trójkę pójść na pizzę. Christian chciał przejść się potem do kina, więc tak zrobiliśmy. Taylor wybrała jaką komedie, na szczęście nie była ona romantyczna. Po obejrzeniu filmu zaproponowałem by przejść się na jakąś imprezę w końcu był piątek i jutro nikt nie musiał wcześniej wstać. Wróciliśmy do domu by się uszykować, a godzinę później siedzieliśmy w boksie, w najbardziej zatłoczonym klubie w mieście. Zamówiliśmy drinki i rozmawialiśmy o naszych planach na przyszłość. Christian przedstawił nam swój obszerny sposób na stanie się milionerem. Wierzyłem, że mu się uda i życzyłem najlepiej, bo w końcu jest moim przyjacielem. Taylor opowiedziała jak to z pozycji asystentki stanie się prezesem, albo i samym dyrektorem firmy architektonicznej, którą zresztą sama założy. Nie byłem przekonany co do jej pomysłu, ale niech spełnia swoje marzenia. Ja natomiast pochwaliłem się tym, że niedługo kupuje biurowiec i otworzę swoją firmę.
- To gdzie chcesz kupić ten budynek? - zapytała Taylor popijając swoje Mojito.
- W zasadzie nie jest to dla mnie istotne w jakim mieście to będzie. Ważne, żeby było w Stanach. Myślałem o tym, że tutaj w LA było by dobrze, ale może być też na drugim końcu kraju.
- A co ze mną? - zapytała.
- Przecież masz plan na życie - powiedziałem nie wiedząc o co jej chodzi.
- Nie wiążesz ze mną swojej przyszłości? - to pytanie zadaje mi dziewczyna, która jest ze mną dla seksu.
Poczułem się jak jakiś idiota. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, nie wiedziałem co to ma być za pytanie. Przecież ona mnie nie kocha, a ja jej. To tylko seks, nic po za tym. Czy ona sobie czegoś nie uroniła?
- Dobra spokojnie, bo się zrobiło nieprzyjemnie - wtrącił Christian, za co byłem mu dozgonnie wdzięczny.
Taylor nadal patrzyła na mnie tym swoim dziwnym wzrokiem i nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Potem atmosfera trochę ochłonęła, jeżeli tak mogę powiedzieć. Posiedzieliśmy trochę, popiliśmy, a około trzeciej nad ranem postanowiliśmy wrócić do domu.
- Wezmę prysznic - powiedziałem do blondynki i wszedłem do łazienki.
- Ja z tobą, dobrze? - zapytała i zaczęła się rozbierać.
- Nie widzę problemu - odpowiedziałem ściągając koszulkę.
Odkręciłem wodę, a Taylor stała już naga przy lustrze i zmywała makijaż. Zdjąłem resztę ubrań i wszedłem pod strumień ciepłej wody. Dziewczyna zrobiła to zaraz za mną, przed tym związując swoje włosy. Chwyciła swój żel pod prysznic i zaczęła wcierać go w swoje ciało.
Szczerze? Jeszcze kiedyś by mnie to może podnieciło, ale dziś? Jakoś przestaje to na mnie działać.
- Taylor? - popatrzyła na mnie. - O co ci chodziło w klubie?
- Nie ważne... - odpowiedziała spłukując płyn.
- Ważne.
- Oj, przestań już Justin. To było nie istotne. Nie chce mi się o tym rozmawiać, w szczególności teraz.
- Taylor...
- Cichutko - powiedziała i przyłożyła palec wskazujący do moich ust. - Pieprz mnie, ostro.
No i znów się poddałem. Znów zareagowałem na jej słowa jak posłuszny pies. Bez żadnych skrupułów, nic kompletnie. Pociągnąłem ją za rękę w stronę sypialni i mocno rzuciłem na łóżko. Zaśmiała się i połączyła nasze usta. Tak jak chciała, tak jak zawsze mocno w nią wszedłem. Szybko i z agresją poruszałem biodrami. Taylor piszczała i krzyczała z przyjemności.
A dla mnie? Dla mnie to był tylko seks. Seks dający mi coraz mniej przyjemności. Oczywiście korzystałem z niego, no bo który facet by nie korzystał z seksownej blondynki wijącej się pod nim. Korzystałem, ale nie tak jakbym tego chciał. Ona nie dawała mi takiej przyjemności o jakiej myślałem.
- Jesteś wielki. To było cudowne - powiedziała moja dziewczyna po naszym stosunku.
Położyłem się obok niej na poduszkach i próbowałem zasnąć. Nie wychodziło mi to za dobrze. W mojej głowie cały czas chodziło to nazwisko. Johnson Industry. Johnson. Skąd ja znam to nazwisko?!

Rano obudził mnie dźwięk telefonu, chwyciłem go do ręki i bez patrzenia kto dzwoni odebrałem.
- Justin? - zapytała dziewczyna w telefonie.
Nie mogłem rozpoznać głosu osoby w słuchawce, ale był mi on bliski.
- Jesteś tam? Zmieniłeś numer?
Nadal nie mogłem go rozpoznać jednak byłem coraz bliżej, niech powie coś jeszcze.
- Halo? To ważne, Justin! - krzyknęła, a ja już wiedziałem z kim rozmawiam.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom, może mam jakieś halucynacje? Jednak wstałem z łóżka, tak by nie obudzić śpiącej Taylor i dlatego, że byłem nagi wszedłem do łazienki.
- Tak jestem... - odpowiedziałem zdezorientowany.
Dlaczego dzwoni?  Czy chcę z nią rozmawiać? A niby dlaczego miałbym nie chcieć? Tylko skoro dzwoni to musiało się coś stać, prawda? Tylko co?
- Coś się stało? - zapytałem jakby to wcale nie było oczywiste.
Chwile nic nie mówiła, a za chwilę słyszałem jak podciąga nosem. Płakała. Jednak nie zdążyłem nic powiedzieć.
- Zadzwoniłam do cioci Pattie, słuchaj Justin ona prosiła, żebym nic ci nie mówiła, ale tak nie może być. Musisz wiedzieć, to twoja mama.
- Bree spokojnie, powiedz co się stało.
W słuchawce trwała cisza, a po chwili usłyszałem zdanie, którego nigdy bym się nie spodziewał:
- Justin, Pattie ma raka... 

 ~.~
No! To powiedzcie, spodziewaliście się tego?!
Prosiłabym, żebyście w komentarzach napisali czego się spodziewacie.
Jak myślicie co się będzie działo, i co byście chcieliby się działo.
Może akurat coś mam w głowie.
Czekam i pozdrawiam was!

6 komentarzy:

  1. Może Bree będzie z Justin'em , a Pattie umrze.
    I również pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę się spodziewałam, że to o Pattie chodzi ale nie myślałam, że to będzie rak. Stawiałam raczej na wypadek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś Wielka ;) czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie za krotkie, musi byc to bardziej rozbudowane jesli chceesz aby wiecej oskb czytalo bloga :)

    OdpowiedzUsuń