Rozdział dziesiąty (II)
Obudziłam się przez promienie słoneczne wpadające do mojej sypialni. Obok mnie nikogo nie było. Nikogo nie było, ale pościel była wygnieciona tak jakby całą noc ktoś na niej leżał. Może mam jakieś przewidzenia, albo to ja rzucałam się po brzegach łóżka nie mogąc znaleźć sobie miejsca? Stwierdzając, że wszystko jest dobrze spojrzałam na zegarek. Wskazywał 8:37. Szybko podniosłam się z łóżka uświadamiając sobie, że przecież mamy dzisiaj wtorek, a ja jestem umówiona na spotkanie o 9:30 po drugiej stronie miasta, które w tej chwili całe pogrążone jest w jednym wielkim korku. Wbiegłam do garderoby dopiero teraz zauważając, że na sobie nie mam nawet podartego kawałka materiału. Co się do cholery działo w nocy?! Nie miałam za dużo czasu na zastanawianie się, więc wybierając białą koszule i czarną dopasowaną spódnice wbiegłam do łazienki. Związałam włosy w kok, by nie pomoczyć ich wodą i weszłam pod prysznic. Dokładnie umyłam ciało żelem o zapachu wanilii i spłukałam pianę. Najszybciej jak umiałam wytarłam się białym puszystym ręcznikiem i ubrałam wcześniej uszykowany komplet. Nałożyłam podkład, czerwoną pomadkę i namalowałam czarne kreski na powiekach. Włosy rozpuściłam i tylko je rozczesałam zostawiając w naturalnym lekko pofalowanym nieładzie. Wkładając koszule w spódnice chwyciłam torebkę i czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Wpadłam do kuchni, a tam czekała na mnie największa niespodzianka roku.
Justin Bieber
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytałam chłopaka, który w samych bokserkach stał przed ekspresem i parzył moją ulubioną kawę.
Odwrócił się w moją stronę. Mogłam podziwiać jego sześciopak i parę nowych tatuaży. Na jego twarzy malowała się duma. Był z siebie dumny. Jaki miał do tego powód? Po pierwsze co on tu kurwa robi! I dlaczego w samych bokserkach stoi w mojej kuchni. Byłam pewna, że wczoraj poszedł do domu. Właśnie! On tutaj był! Dlaczego nic z tego nie pamiętam? Aż tak byłam pijana?
- Witaj kotku, chyba nie jesteś w humorze. Wypijesz kawę?
- Co ty odwalasz Justin?
Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Ale ja naprawdę nie wiem co tu jest grane. O co mu chodzi i dlaczego do cholery stoi w samych bokserkach w mojej kuchni! To pytanie nie daje mi o sobie zapomnieć! No i musiał nadejść moment, w którym mój mądry mózg złoży wszystko w jedno, i uświadomi mi co się stało w nocy. Znów to zrobiliśmy. Znów się pieprzyliśmy. Ja pierdole.
- Wyjdź stąd - tylko na tyle było mnie stać.
Nie chce znać szczegółów. Teraz już wiem, że na pewno nie chcę go już nigdy na oczy zobaczyć. Przyszedł tu z winem po to by mnie przelecieć i udało mu się. Postawił sobie cel, a jako, że po pijanemu jestem naiwna to wykorzystał to i spełnił obietnice złożoną samemu sobie.
- Serdecznie ci, kurwa, gratuluje! - krzyknęłam.
- Bree, o co ci chodzi? Kochanie przecież teraz może być już wszystko dobrze. Możemy być razem.
Co?! Co on sobie ubzdurał w tej głowie! Myślał, że jak mnie przeleci to rzucę mu się w ramiona i powiem, że możemy znów spróbować?! Czy on jest niepoważny? Nie mówię oczywiście, że od tak przestałam o nim myśleć. Nie. Nadal zastanawia mnie co by było gdybyśmy byli razem. Czy by się udało. Ja nadal chciałabym spróbować, no ale niestety moja głowa widzi tylko wielki napis "To twój kuzyn. Jesteś pojebana". Dlatego, żeby samej sobie pomóc muszę odpychać Justina. Żałuje, że nie pamiętam poprzedniej nocy. Oh cicho.
- Przestań Justin. Nie będziemy nigdy razem. To się nie uda. Wybij to sobie z głowy, znajdź jakaś dziewczynę i bądź szczęśliwy. Zapomnijmy o tym co się stało, a teraz poproszę cię grzecznie, żebyś wyszedł z tego mieszkania i nigdy nie wracał.
- Ale Bree...
- Spieszę się do pracy. Weź swoje rzeczy i wypierdalaj.
Oparta o kanapę obserwowałam jego ruchy. Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Nadal darzyłam go uczuciem, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. Moje zachowanie całkowicie kontrastowało z tym co było w mojej głowie, a co gorsza w moim sercu. Chciałam, żeby został i zjadł ze mną śniadanie, a potem został. Został na zawsze. Pragnęłam, żeby nigdy więcej mnie nie zostawił, a mówiłam coś całkiem innego, bo wiedziałam, że to nieodpowiednie.
- Jesteś pewna, że mam wyjść? - zapytał wsuwając spodnie.
Nie odpowiedziałam. Podeszłam do drzwi i je otwarłam czekając aż przez nie wyjdzie, a ja będę mogła spokojnie wybuchnąć płaczem. Posłał mi ostatnie spojrzenie zapinając guzik koszuli i zakładając czarne Ray-bany wyszedł. Odczekałam pół minuty, po których zsunęłam się na ziemie i zaczęłam płakać. Siedziałam tak z trzy minuty, a potem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Punktualnie jak w zegarku, moja gosposia weszła do apartamentu o 9:00. Otarłam szybko łzy, co jednak nie umknęło jej uwadze.
- Pani Johnson, co się stało?! Widziałam tego chłopaka co wczoraj, wpadł na mnie w windzie! Czy on coś pani zrobił? To pani chłopak? - zaczęła się seria pytań.
Postanowiłam nie reagować. Wstałam i chwyciłam torebkę, kluczyki i czarny płaszcz. W końcu zaczyna się listopad, a na dworze jest coraz chłodniej. Poprawiłam szybko makijaż w wielkim lustrze, obok drzwi.
- Niech pani wraca do swoich obowiązków. Nie płace za serie pytań. Będę w domu o 17:00 - i wyszłam, trzaskając z impetem drzwiami.
Nie myśląc o niczym wbiegłam do windy i szybko zjechałam na poziom garaży. Wsiadłam do mojej czarnej tesli i ruszyłam z piskiem opon. Nie zważałam na ograniczenia prędkości i inne przepisy. Za 21 minut miałam mieć bardzo ważne spotkanie z jedną z tak zwanych grubych ryb. Facet inwestuje w nowo powstałe firmy, lub kupuje takie, które są na skraju bankructwa. Płaci marne grosze, a potem zarabia grube miliony. Teraz zainteresowany jest kupnem budynku właśnie ode mnie. Świetne miejsce na firmę architektoniczną, sama chciałam zainwestować, po tym jak zapłaciłam lekkie pieniądze za pięknie usytuowany budynek. Jednak on pojawił się zaraz po licytacji, z kuszącą propozycją o czym mu oczywiście nie mówiłam. Wyciągnę od niego najwyższą kwotę. To właśnie na tym powinnam się skupić. Niestety moja głowa nie dopuszczała innej myśli, oprócz Justina. Zamiast wymyślać mój plan negocjacji skupiam się na tym gdzie on jest i co robi.
- Pani Johnson, pan White czeka w sali konferencyjnej - usłyszałam głos mojej sekretarki ledwo co weszłam do biura.
Podałam jej płaszcz i ruszyłam do wyznaczonego miejsca. Przed otworzeniem drzwi przybrałam poważną minę, o ile mogła być poważniejsza. Poprawiłam włosy i pewna siebie otwarłam drzwi spoglądając na wstającego bruneta. Mógł mieć z 40 lat. Wysunął do mnie dłoń i z uśmiechem powiedział:
- Panno Johnson.
- Panie White - uścisnęłam dłoń i poleciłam mu usiąść.
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytałam chłopaka, który w samych bokserkach stał przed ekspresem i parzył moją ulubioną kawę.
Odwrócił się w moją stronę. Mogłam podziwiać jego sześciopak i parę nowych tatuaży. Na jego twarzy malowała się duma. Był z siebie dumny. Jaki miał do tego powód? Po pierwsze co on tu kurwa robi! I dlaczego w samych bokserkach stoi w mojej kuchni. Byłam pewna, że wczoraj poszedł do domu. Właśnie! On tutaj był! Dlaczego nic z tego nie pamiętam? Aż tak byłam pijana?
- Witaj kotku, chyba nie jesteś w humorze. Wypijesz kawę?
- Co ty odwalasz Justin?
Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Ale ja naprawdę nie wiem co tu jest grane. O co mu chodzi i dlaczego do cholery stoi w samych bokserkach w mojej kuchni! To pytanie nie daje mi o sobie zapomnieć! No i musiał nadejść moment, w którym mój mądry mózg złoży wszystko w jedno, i uświadomi mi co się stało w nocy. Znów to zrobiliśmy. Znów się pieprzyliśmy. Ja pierdole.
- Wyjdź stąd - tylko na tyle było mnie stać.
Nie chce znać szczegółów. Teraz już wiem, że na pewno nie chcę go już nigdy na oczy zobaczyć. Przyszedł tu z winem po to by mnie przelecieć i udało mu się. Postawił sobie cel, a jako, że po pijanemu jestem naiwna to wykorzystał to i spełnił obietnice złożoną samemu sobie.
- Serdecznie ci, kurwa, gratuluje! - krzyknęłam.
- Bree, o co ci chodzi? Kochanie przecież teraz może być już wszystko dobrze. Możemy być razem.
Co?! Co on sobie ubzdurał w tej głowie! Myślał, że jak mnie przeleci to rzucę mu się w ramiona i powiem, że możemy znów spróbować?! Czy on jest niepoważny? Nie mówię oczywiście, że od tak przestałam o nim myśleć. Nie. Nadal zastanawia mnie co by było gdybyśmy byli razem. Czy by się udało. Ja nadal chciałabym spróbować, no ale niestety moja głowa widzi tylko wielki napis "To twój kuzyn. Jesteś pojebana". Dlatego, żeby samej sobie pomóc muszę odpychać Justina. Żałuje, że nie pamiętam poprzedniej nocy. Oh cicho.
- Przestań Justin. Nie będziemy nigdy razem. To się nie uda. Wybij to sobie z głowy, znajdź jakaś dziewczynę i bądź szczęśliwy. Zapomnijmy o tym co się stało, a teraz poproszę cię grzecznie, żebyś wyszedł z tego mieszkania i nigdy nie wracał.
- Ale Bree...
- Spieszę się do pracy. Weź swoje rzeczy i wypierdalaj.
Oparta o kanapę obserwowałam jego ruchy. Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Nadal darzyłam go uczuciem, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. Moje zachowanie całkowicie kontrastowało z tym co było w mojej głowie, a co gorsza w moim sercu. Chciałam, żeby został i zjadł ze mną śniadanie, a potem został. Został na zawsze. Pragnęłam, żeby nigdy więcej mnie nie zostawił, a mówiłam coś całkiem innego, bo wiedziałam, że to nieodpowiednie.
- Jesteś pewna, że mam wyjść? - zapytał wsuwając spodnie.
Nie odpowiedziałam. Podeszłam do drzwi i je otwarłam czekając aż przez nie wyjdzie, a ja będę mogła spokojnie wybuchnąć płaczem. Posłał mi ostatnie spojrzenie zapinając guzik koszuli i zakładając czarne Ray-bany wyszedł. Odczekałam pół minuty, po których zsunęłam się na ziemie i zaczęłam płakać. Siedziałam tak z trzy minuty, a potem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Punktualnie jak w zegarku, moja gosposia weszła do apartamentu o 9:00. Otarłam szybko łzy, co jednak nie umknęło jej uwadze.
- Pani Johnson, co się stało?! Widziałam tego chłopaka co wczoraj, wpadł na mnie w windzie! Czy on coś pani zrobił? To pani chłopak? - zaczęła się seria pytań.
Postanowiłam nie reagować. Wstałam i chwyciłam torebkę, kluczyki i czarny płaszcz. W końcu zaczyna się listopad, a na dworze jest coraz chłodniej. Poprawiłam szybko makijaż w wielkim lustrze, obok drzwi.
- Niech pani wraca do swoich obowiązków. Nie płace za serie pytań. Będę w domu o 17:00 - i wyszłam, trzaskając z impetem drzwiami.
Nie myśląc o niczym wbiegłam do windy i szybko zjechałam na poziom garaży. Wsiadłam do mojej czarnej tesli i ruszyłam z piskiem opon. Nie zważałam na ograniczenia prędkości i inne przepisy. Za 21 minut miałam mieć bardzo ważne spotkanie z jedną z tak zwanych grubych ryb. Facet inwestuje w nowo powstałe firmy, lub kupuje takie, które są na skraju bankructwa. Płaci marne grosze, a potem zarabia grube miliony. Teraz zainteresowany jest kupnem budynku właśnie ode mnie. Świetne miejsce na firmę architektoniczną, sama chciałam zainwestować, po tym jak zapłaciłam lekkie pieniądze za pięknie usytuowany budynek. Jednak on pojawił się zaraz po licytacji, z kuszącą propozycją o czym mu oczywiście nie mówiłam. Wyciągnę od niego najwyższą kwotę. To właśnie na tym powinnam się skupić. Niestety moja głowa nie dopuszczała innej myśli, oprócz Justina. Zamiast wymyślać mój plan negocjacji skupiam się na tym gdzie on jest i co robi.
- Pani Johnson, pan White czeka w sali konferencyjnej - usłyszałam głos mojej sekretarki ledwo co weszłam do biura.
Podałam jej płaszcz i ruszyłam do wyznaczonego miejsca. Przed otworzeniem drzwi przybrałam poważną minę, o ile mogła być poważniejsza. Poprawiłam włosy i pewna siebie otwarłam drzwi spoglądając na wstającego bruneta. Mógł mieć z 40 lat. Wysunął do mnie dłoń i z uśmiechem powiedział:
- Panno Johnson.
- Panie White - uścisnęłam dłoń i poleciłam mu usiąść.
~.~
Trochę musieliście poczekać.
Ale ten rozdział był trudny do napisania i sama nie wiem czemu.
Podoba wam się?
W następnym znów wracamy do Justina.
Wracamy do jednego rozdziału o Bree, a potem jeden o Justina.
Jak myślicie co teraz będzie robić Justin?
Co będzie się działo w życiu Bree?
A może w ich wspólnym życiu
Czekam na komentarze by wiedzieć czy w ogóle tu jesteście.
Zdecydowanie nie warto było czekać...
OdpowiedzUsuńJestem trochę zawiedziona ������
Dlaczego?
UsuńChciałabym wiedziec :)
Musisz poczekać troche
Niedlugo zacznie sie cos dziać :)
Niech Justin będzie z Bree....oni do siebie pasują :)....szczerze mówiąc fajny rozdział ;) ale dla mnie troche za krótki..pozdrawiam i życze dużo weny :)))))))
OdpowiedzUsuńSzybciej pisz rozdziały bo to jest zajebiste!
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Czekam
OdpowiedzUsuń