Rozdział jedenasty (II)
*oczami Justina*
Kurwa. Nic dodać, nic ująć. Przecież wszystko było wspaniale. Była szczęśliwa. Nagle bum, obudziła się rano i jakby to co się wczoraj działo nie miało dla niej znaczenia. Tak jakbym zniszczył położony przez nią mur, którego nie można zburzyć. Tym murem byłem ja. Ona naprawdę chciała to skończyć. Ona to skończyła, a ja głupi myślałem, że teraz, gdy oboje nie mamy nikogo, gdy nikt nie wie co tak naprawdę nas łączy, że będziemy razem. Ona da sobie radę, ona już wie jak żyć beze mnie. Teraz ja muszę sobie z tym poradzić. Nie miałem innego wyboru jak wrócić do LA, tak też zrobiłem. Dlatego teraz siedzę w moim Audi w garażu i zastanawiam się czy dobrze robię.
Do miasta wróciłem wczoraj, przespałem się w hotelu. Musiałem to wszystko przemyśleć, upewnić się, że moja decyzja jest właściwa. Nigdy nie będę nikogo tak bardzo pożądał jak Bree, bez sensu było by szukać, skoro i tak nie znajdę. Dawaj Bieber, nie pękaj.
Wyszedłem z samochodu i powolnym krokiem ruszyłem w stronę windy. Nadal nie byłem pewien, mimo że w drodze do mieszkania czułem się całkiem inaczej. Wybrałem odpowiednie piętro, a maszyna w kilka sekund ruszyła. W jednej dłoni trzymałem bukiet czerwonych róż, a drugą włożyłem do kieszeni w spodniach. Poczułem małe pudełeczko z otwieranym wieczkiem i znów poczułem, że robię źle. Jednak wrzuciłem te myśli z głowy i pewnym rokiem wszedłem do mieszkania.
Zauważyłem Christiana siedzącego na kanapie, a ona odwrócona do mnie plecami stała przy blacie w kuchni i popijała kawę ze Starbucks, musiała niedawno wrócić z zakupów. Zawsze po drodze z galerii zatrzymywała się w tej kawiarni. Podszedłem do niej, najpierw odkładając torbę z ubraniami pod ścianą.
- Taylor - blondynka odwróciła się w moją stronę i już chciała mnie pocałować, jednak szybko jej przerwałem. - Pozwól mi powiedzieć - skinęła głową. - Słuchaj, różnie to między nami bywało, jednak teraz jest już pewien, - gdyby ona wiedziała jak ja kłamie, pomyślałem - jestem pewien, że chcę być z tobą bez względu na wszystko i mimo że nie jest to pewnie tak jak chciałaś, nie jest tak romantycznie jak sobie wymarzyłaś to - wyjąłem pudełeczko z kieszeni, uklęknąłem i je otwarłem - Taylor, wyjdziesz za mnie?
Blondynka popatrzyła na mnie jak na przybysza z innej planety, potem ukradkiem spojrzała na pierścionek i kazała mi wstać.
- Justin... Nie wiem co powiedzieć - teraz nie liczyło się to czy ja byłem pewien, ważne było żeby ona mi nie odmówiła - Tak. Tak Justin, wyjdę za ciebie.
Ubrałem jej srebrny pierścionek z diamentem i podniosłem, obracając wokół własnej osi. Pocałowałem ją, a ona odwzajemniła jak nigdy. Poczułem się wspaniale. Na prawdę, teraz gdy Taylor się zgodziła poczułem się pewien swojej decyzji.
- Jest prześliczny - powiedziała oglądając dłoń z każdej strony.
W moim sercu zagościła radość. Byłem pełen wątpliwości, ale teraz nie widzę po nich żadnego śladu. Problem jednak leży w tym, że za każdym razem gdy myślę o ślubie, o ceremonii w kościele to obok mnie przy ołtarzu nie widzę Taylor. Widzę osobę, której nigdy tam nie zobaczę. To boli najbardziej, świadomość, że nie mogę być z kimś kogo szczerze pragnę. Chociaż gdy myślę o tym jak bardzo zranię Tay to wcale nie czuje się lepiej. Gdyby, nie mam pojęcia jakim sposobem, dowiedziała się, że robię to by zapomnieć o Bree to nigdy by mi nie wybaczyła. Traktuję ją jak przyjaciółkę. Taką wyjątkową, z którą uprawiam seks. Seksualną przyjaciółkę. Jednak gdybym miał stracić ją na zawsze to nie byłoby zabawne. Lubię porozmawiać sobie z nią tak od serca. Powiedzieć jej co mnie boli. Wtedy też ona mi się zwierza. Tak jak to robią przyjaciele. Handlujemy wymiennie naszymi sekretami. Taylor wie, że byłem w "związku" z kuzynką, ale nie wie, że nadal mamy jakiś tam kontakt. Powiedziałem jej, że Natasha, bo nie podałem prawdziwego imienia, nie żyje. Wymyśliłem wypadek samochodowy, najbanalniejsze wytłumaczenie. Wiem, że przyjaciół się nie kłamie, ale kiedy to mówiłem to nie miałem jeszcze takiego zaufania do Tay, a po drugie nie byłem do końca trzeźwy. Potrzebowałem się wtedy wygadać, na jakiś inny temat, nawet nie pamiętam jaki, no i na końcu wyszło tak, że powiedziałem jej o nas.
- Skarbie bardzo chciałabym zostać, ale umówiłam się z mamą. Nie mogę jej odmówić - powiedziała i szybkim krokiem ruszyła do windy. - Porozmawiamy wieczorem, przepraszam cię bardzo. Obiecuje, że wrócę jak najszybciej.
- Jasne, leć. Baw się... - nie zdążyłem dokończyć bo drzwi windy się już zamknęły.
Ruszyłem w stronę lodówki. Wyjąłem dwie butelki piwa i rzuciłem się na kanapę obok Chrisa. Chłopak spojrzał na mnie, a potem zaśmiał się wyciągając z mojej dłoni jedną butelkę.
- Żebyś nie żałował stary - wypił łyka i wstał. - A teraz cię zostawię - i ruszył do wyjścia.
- Stary liczyłem na męski wieczór.
- Sorka bro, jestem umówiony, ale spokojnie narzeczona szybko nie wróci, możesz sobie sprowadzić stare koleżanki, numer znajdziesz u mnie w pokoju.
Rzuciłem w niego poduszką, a on tylko ze śmiechem wszedł do windy. Zostałem sam. Znów wróciły do mnie myśli czy zrobiłem dobrze, jednak pozbyłem się ich tak szybko jak powstały. Przypomniałem sobie pocałunek z Taylor i od razu minęło. To był inny pocałunek. Nie był taki jak zawsze, ten był emocjonalny. Czułem uczucia jakiś nigdy nie doświadczyłem przy niej.
Włączyłem sobie kanał z muzyką w telewizji i ruszyłem do sypialni po swojego laptopa, żeby zająć czymś myśli postanowiłem poszukać kogoś kto mógłby zająć się zaprojektowaniem mojego wieżowca. Tak by w środku było przestronnie, wygodnie, elegancko i nowocześnie. Gdy tak przeglądałem wszystkie możliwe strony firm architektonicznych wpadłem na pewien pomysł. Przecież Taylor skończyła takie studia. Okey, może pracuje teraz jako sekretarka, ale tylko po to by jakoś się wybić. Zarobić, odłożyć i założyć swoją firmę. Chce być samodzielna i podziwiam ją za to, bo ja sam zabrałem pieniądze od matki. Jak ją do tego zatrudnię to zarobi sobie i będzie mogła zacząć coś swojego. Małego, ale swojego.
Teraz pozostało się zająć finansami. Znaleźć jakąś dobrą firmę. Na przykład Johnson's Bank.
Teraz pozostało się zająć finansami. Znaleźć jakąś dobrą firmę. Na przykład Johnson's Bank.
~.~
Kto się tego spodziewał?!
No kto?!
Już ci napisałam co myślę ale serio się wkurzyłam... Ona już mnie zapomniała... Taak wierz
OdpowiedzUsuńto jest chore! dzisiaj zaczęłam czytać Twoje opowiadanie i zaczynając drugą część miałam nadzieję, że to co obiecała Justinowi dojdzie do skutku, a ona nie tylko dalej się tnie jak napisałaś w pierwszym rozdziale drugiej części to dodatkowo bierze narkotyki. myślałam, że dojrzeje i będzie poważna, a te zaręczyny Justina !? bez sensu. a Bree też psychicznie zareagowała rano, myślałam że będzie dobrze. oczywiście będzie ciężko im dotrzeć do siebie ale będzie to mniej tragiczne niż w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńDziękuje ci bardzo za te wszystkie słowa. Jeżeli jeszcze nie wiesz to zapraszam cię na moje nowe opowiadanie. Link rownież jest na tym blogu
Usuń