Rozdział szesnasty (II)
Stanęłam przy wyjściu, w którym zaraz powinien pojawić się Christian. Samolot z Los Angeles wylądował 20 minut temu. Byłam cała zdenerwowana, nie widziałam bruneta od ponad trzech lat. Jedno jest pewne, nie wydoroślał. Mogę się założyć, że na imprezach nadal łapie partie na jedną noc. Jak to się zawsze tłumaczył - on po prostu nie chce nikogo zranić swoją nie stabilnością w uczuciach. Z jednej strony to bardzo dobre podejście, a z drugiej szkoda mi tych wszystkich lasek, które robiły sobie nadzieję, że on jednak zadzwoni.
Tak jak przypuszczałam po kilku minutach drzwi otworzyły się, a mój znajomy, czy też stary przyjaciel wyłonił się jako jeden z pierwszych pasażerów. Szukał mnie wzrokiem i chyba nie znalazłby gdybym nie podniosła ręki, i nie pomachała. Chłopak szybkim krokiem podszedł do mnie, upuścił jak mniemam bagaż podręczny, bo była to dość mała sportowa torba, a za nim stała wielka walizka na kółkach i przytulił mnie.
- Mówię ci, w tak zajebistej pierwszej klasie to jeszcze nie leciałem, - wybuchłam śmiechem na jego słowa - a te stewardessy? Takie dupy, że brak mi słów. Ale i tak żadna nie pobije ciebie, moja droga.
Znów się zaśmiałam, nie potrafiąc nic więcej zrobić. Ani trochę się nie zmienił, nadal był tym przezabawnym i oczywiście przystojnym Chrisem, którego poznałam trzy lata temu. Skinęłam głową na torby by mój kierowca zajął się nimi, a my w spokoju mogli porozmawiać. Chłopak na początku dziwnie patrzył na faceta zabierającego jego rzeczy, ale uspokoiłam go lekkim muśnięciem jego ramienia. Powiedziałam tylko, że nie ma się czym przejmować, bo John zabierze jego rzeczy do mojego mieszkania, a ja porywam go na obiad.
- Miło cię wreszcie widzieć, Christian - powiedziałam gdy wychodziliśmy z lotniska.
- Ciebie też, mała - odpowiedział. - No to skoro masz swojego podwładnego to znaczy, że kasy masz jak lodu i nie wzięłaś kredytu na ten wyjazd na Hawaje.
Kolejny już dzisiaj raz wybuchnęłam śmiechem. Boże, jak tego mi było trzeba. Powodu do uśmiechu na twarzy. Tak się cieszę, że przyjął moją propozycje i pojedzie z nami. Nie zna jeszcze Madison i Oliviera, ale jak się można domyślić to bardzo otwarty człowiek. Doskonale wiem, że przy nich będzie zachowywał się dokładnie tak samo. Nie będzie udawał kogoś innego, bo to po prostu dla niego, jak i dla mnie, nie ma sensu. Stanęłam przy swoim czarnym Porsche, a brunet zaśmiał się ze mnie.
- Zrobić ci zdjęcie czy coś? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Nie wygłupiaj się tylko wsiadaj - odpowiedziałam pokazując język i otwierając samochód.
Christian z niedowierzaniem na twarzy otworzył drzwi i usiadł na miejscu pasażera dołączając do mnie. Odpaliłam silnik, który wydał przepiękny dźwięk przypominający ryk. Uwielbiałam tego typu pojazdy, które tak głośno, można powiedzieć ryczały.
- Nie no, teraz to już całkowicie mnie zaskoczyłaś Bree, Panamera S? Poproszę taki na urodziny - zaśmiał się i spojrzał na mnie. - Co jest? Co cię tak dręczy?
Czyli jednak mocno to widać. Moja gosposia męczy mnie tymi pytaniami od kilku dni, ale ona zawsze miała miliony niestworzonych pytań do mnie. Myślałam po prostu, że znowu sobie coś ubzdurała i to zwykły przypadek, że jej pytania były dość trafne do sytuacji.
- Zaraz ci powiem. Najpierw ty powiedz mi to o co cię niedawno poprosiłam.
Skręciłam w poboczną ulice, żeby uniknąć chociaż kawałek korku na Manhattanie, gdybym się w niego wbiła to nie umiem nawet przewidzieć jak długo byśmy w nim stali. Udało mi się przebić przez skrzyżowanie dość szybko i takim oto cudem właśnie parkowałam pod galerią handlową.
- Idziemy coś zjeść, ale może brakuje ci czegoś? Jakieś ciuchy? Kosmetyki? Może nie spakowałeś czegoś w pośpiechu? W końcu nie dałam ci dużo czasu na spakowanie się - zapytałam lekko zawstydzona.
Chris tylko zaprzeczył skinięciem głowy i krzyknął na cały parking, że marzy o makaronie z sosem serowym. Udaliśmy się więc do włoskiej knajpki na drugim piętrze. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i podaliśmy swoje zamówienie kelnerowi. Chłopak cały czas się nie odzywał, co nie było do niego podobne. Ciągle ponaglałam go by zaczął mówić, ale odezwał się dopiero gdy kelner podał nam sok pomarańczowy i odszedł.
- Powiem tak, gdy powiedziałaś mi, że masz dla mnie misje poczułem się jak agent 007 w akcji. Nie obchodziło mnie nawet co to za sprawa bo wiedziałem, że idealnie pasuje do tej roli i nawet jeżeli miałbym grzebać w krowim łajnie wydaje mi się, że bym się zgodził. Jednak gdy powiedziałaś o co chodzi trochę zbiłaś mnie z tropu. Myślałem, że masz już go w dupie. Tak się nad sobą użalał gdy wrócił z NY, mówił, że już o nim zapomniałaś, że potrafisz bez niego żyć. Jednak podjąłem się sprawie, bo jak powiedziałem idealnie pasuje do roli agenta - zachichotałam mimo dość poważnej sytuacji. - Czemu się śmiejesz? Nie widzisz tego w moich oczach? Idealnie pasuje na Bonda. Wracając. Wszystko idzie według twojego planu. Justin zdenerwował się i to nie miłosiernie gdy dowiedział się, że lecę z tobą na Hawaje, jednak wbił sobie do głowy, że ten twój asystent cię posuwa. Nadal mu na tobie zależy, przejmuje się tobą, Bree. Tylko nadal nie rozumiem dlaczego mnie tu ściągnęłaś skoro mogłem ci to powiedzieć przez telefon.
- Jedziemy na Hawaje, przecież mówiłam.
W tej chwili dostaliśmy swoje zamówienia. Rozmowę przerwaliśmy bo brunet był strasznie głodny, zresztą jak zawsze on. Ciągle coś jadł, a wyglądał zawsze nieprzyzwoicie idealnie. Wbiłam widelec w swoje spaghetti i powoli jadłam jednak nie miałam apetytu. Co swoją drogą jest dziwne, bo przecież wszyscy mówią, że w takiej sytuacji je się za dwóch. Czasem za trzech, ale błagam cie Boże nie rób mi tego. Jestem na wystarczająco złej pozycji, a jak miałabym bliźniaki wtedy w ogóle przestałabym wierzyć, że ktokolwiek czuwa nad losem człowieka.
- To po co kazałaś mi sprawdzać czy nadal mu na tobie zależy? - zapytał chłopak gdy skończył jeść.
- Bo jestem z nim w ciąży.
Christian wypluł sok i szybko wytarł się, żeby ludzie dookoła nas nie zauważyli tego co zrobił. Jednak wyczułam, że nie bardzo się nimi przejmuje. W jego nieobecnym wzroku widać było zdziwienie i to wcale nie małe. Zdecydowanie nie mogę porównać go do mojego wzroku gdy spojrzałam w lustro zaraz po sprawdzeniu testu ciążowego, ale co się dziwić. W końcu to mi wali się świat. Wybacz maluszku, że tak o tobie mówię, ale nie przyzwyczaiłam się jeszcze do myśli o posiadaniu dziecka.
- Tak na serio? - powiedział z niedowierzaniem.
- Tak, jego plemnik rozwija się w moim brzuchu - szybko odpowiedziałam, bo nie miałam ochoty rozmawiać o całej zaistniałej sytuacji.
Chłopak wstał i usiadł na krześle bliżej mnie. Niepewnie dotknął mojego brzucha i powiedział:
- Że w tym malutkim brzuszku jest mały Justin? - nadal masował moje podbrzusze, a ja poczułam się dziwnie, tak jakby moje dziecko nie miałoby nigdy poczuć dotyku prawdziwego ojca. - To ty się nie przewrócisz kiedy już urośnie? - żartem próbował załagodzić ten mały problem, do którego powoli się przywiązywałam.
Udało mu się mnie rozbawić. Wybuchnęłam płaczem połączonym ze śmiechem. Wyciągnęłam z torebki pieniądze, zostawiłam je na stole i wyszłam z restauracji nie chcąc by ktokolwiek widział moje łzy. Udałam się do łazienki, a po chwili pojawił się w niej też brunet, nie zważając na to, że była to damska toaleta. Usiadłam na zimnych kafelkach, a obok mnie usiadł Christian. Objął mnie silną dłonią i dodawał otuchy co chwila masując po ramieniu. Płakałam w jego koszulkę, ale jemu to nie przeszkadzało. Byłam mu niesamowicie wdzięczna, że jest ze mną w tej chwili.
- Nie puszczaj mnie - poprosiłam cichym głosem.
Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował w policzek mówiąc:
- Nie przejmuj się mała, będzie dobrze.
Udało mu się mnie rozbawić. Wybuchnęłam płaczem połączonym ze śmiechem. Wyciągnęłam z torebki pieniądze, zostawiłam je na stole i wyszłam z restauracji nie chcąc by ktokolwiek widział moje łzy. Udałam się do łazienki, a po chwili pojawił się w niej też brunet, nie zważając na to, że była to damska toaleta. Usiadłam na zimnych kafelkach, a obok mnie usiadł Christian. Objął mnie silną dłonią i dodawał otuchy co chwila masując po ramieniu. Płakałam w jego koszulkę, ale jemu to nie przeszkadzało. Byłam mu niesamowicie wdzięczna, że jest ze mną w tej chwili.
- Nie puszczaj mnie - poprosiłam cichym głosem.
Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował w policzek mówiąc:
- Nie przejmuj się mała, będzie dobrze.
~.~
Czyżby coś się zaczynało pomiędzy tą dwójką?
Kto się spodziewał, że to plan Bree?
Liczę na komentarze :)
Bedzie next?
OdpowiedzUsuń