niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział dziewiętnasty (II)

Rozdział dziewiętnasty (II) 

Stanęłam pod drzwiami tego samego mieszkania co parę lat temu. W recepcji powiedzieli mi, że nie można dostać się tam windą bez karty dostępu. No, a ja takowej karty nie posiadałam, więc zmuszona byłam iść na 17 piętro, do 17 apartamentu po schodach. Robiłam krótkie przerwy, bo nie chciałam pokazać się Justinowi spocona, a szpilki same w sobie nie pomagały, aż po kilkunastu minutach dotarłam. Spanikowana poprawiłam włosy i czarne rurki. Niepewnie zapukałam w drzwi. Chwilę czekałam, aż usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach. Oczekiwałam zobaczyć w nich szatyna lub Christiana. Jednak pomyliłam się. Stała tam zgrabna blondynka, była ode mnie wyższa, a jej oczy wypalały we mnie dziurę. Miałam nadzieje, że to jakaś koleżanka Chrisa, bo nie wspominał by Bieber miał kogoś.
- Witam, czy mogę ci w czymś pomóc? - zapytała z uśmiechem.
Nie wiedziałam co powiedzieć, wszystko co ułożyłam sobie w głowie przepadło. Nie mogłam przecież powiedzieć jej tego co chciałam powiedzieć Justinowi. Zagrałam na czas:
- Chyba pomyliłam piętro, szukam Justina Biebera.
Popatrzyła znów na mnie, tym razem bardziej przyjaźnie. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
- Nie pomyliłaś się. Justin to mój narzeczony, wejdź, a ja go zawołam.
Jednak ja stałam tam jak oniemiała. Narzeczona? Co tu się kurwa dzieje?!
- Jesteś jego narzeczoną?
- Tak, a ty kim jesteś?
I co ja mam jej teraz powiedzieć?! Mam powiedzieć, że jestem kuzynką, z którą niegdyś jej przyszły mąż się pieprzył?! Minęłam ją w drzwiach i weszłam do tak dobrze znanego mi mieszkania.
- Tam jest kuchnia, usiąść, a ja zaraz wrócę - pokazała mi na pomieszczenie.
Chciałam już wygarnąć, że doskonale wiem gdzie to jest, bo chodziłam po tej kuchni w koszulce Justina po naszym seksie, ale szybko się opanowałam. Nadal nie mogłam znieść myśli, że chłopak się zaręczył. Tylko dlaczego? Przecież już dawno przestałam o nim myśleć. Zanim się rozejrzałam wróciła do mnie blondynka. Spojrzała na mnie i wiedziałam, że ma milion pytań do mnie.
- To powiesz mi w końcu kim jesteś? Ja jestem Taylor - a więc tak masz na imię, suko.
Nawet nie wiem co mnie podkusiło, żeby tak o niej pomyśleć, ale skoro nadal na mnie nie naskoczyła to znaczy, że Bieber nic jej o mnie nie powiedział.
- Jestem Bree... Znam Justina ze studiów. Słyszałam, że otwiera firmę i chciałam mu... - zacięłam się, Bree, kurwa myśl, szybko myśl - chciałam mu zaproponować współpracę.
Tak jest, wygrałaś! Cudowny pomysł.
- A jaką masz firmę?
- Bankową - odpowiedziałam i zanim zadała mi kolejne pytanie, to ja zadałam swoje - długo jesteście razem?
- Jakieś dwa lata, ale zaręczyliśmy się nie dawno, na początku listopada.
Ty szmaciarzu! Zdradziłeś ją ze mną! A do tego oświadczyłeś się jej zaraz po tym jak mnie pieprzyłeś!
- Gratuluje - wymusiłam uśmiech.
Nie dane nam było dłużej rozmawiać, bo z jakże znanego mi miejsca usłyszałyśmy kroki.
- Kochanie, kto do mnie przyszedł? - powiedział Justin, a mnie ukuło serce na to jak ją nazwał, tak jak kiedyś mówił do mnie.
- Bree, mówi, że zna cię ze studiów i ma do ciebie propozycje.
Spojrzał na mnie i znieruchomiał. Tak jak ja, nie wiedział co powiedzieć.
- Cześć Justin - zaczęłam. - Chciałabym z tobą porozmawiać, przejdziemy się? - zapytałam.
Popatrzył na mnie jak na dziwaka, potem zerknął na Taylor, która nalewała soku do szklanki, a potem znów na mnie.
- J.. Jasne.. - ruszył w stronę windy, zawołał ją i polecił mi podejść.
Tak też zrobiłam, gdy weszłam do windy usłyszałam jeszcze tylko głos blondynki:
- Na razie Bree, miło było cię poznać.
- Ciebie też, Taylor - odkrzyknęłam a drzwi windy zamknęły się.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą jazdę na parter, przez kilka minut marszu w stronę parku, aż w końcu szatyn odezwał się:
- To co cię sprowadza? - zapytał. - Najpierw wyrzucasz mnie z mieszkania, potem nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na maile ani SMS'y, a na koniec dowiaduje się od twojego asystenta, że nie chcesz mnie widzieć, tak jakbym tego nie wiedział. Potem zabierasz mojego najlepszego przyjaciela na Hawaje w święta, a teraz pojawiasz się znikąd i chcesz pogadać?
Byłam załamana, bo wszystko co powiedział było prawdą. Jednak musiał się dowiedzieć prawdy. Miał prawo by wiedzieć. Szybko usiadłam na ławce w parku, a on obok mnie.
- Justin przepraszam cię. To nie powinno było tak wyglądać, powinnam była ci to jakoś wyjaśnić, chociaż sama sobie nie potrafię do dzisiaj. Jednak jest coś o czym powinieneś wiedzieć - jedna łza spłynęła mi po policzku.
- O co chodzi Bree? Czemu płaczesz?
On nadal się mną przejmuje, po tym wszystkim co mu zrobiłam. Po tych wszystkich złych rzeczach, on nadal chce ze mną rozmawiać, chce mnie wysłuchać.
- To dość długa historia.
- Mam czas, mała - i rozbeczałam się na dobre.
Przytulił mnie i czekał na to aż zdobędę się i zacznę wszystko tłumaczyć. Cudowny przyjaciel, bo mam nadzieje, że może nim zostać.
- A więc zaczęło się wtedy kiedy wróciłam do Miami po wakacjach z tobą. Obiecałam ci, że nie będę się ciąć. Przez kilka miesięcy dawałam radę. Potem znów zakręciłam się w towarzystwo Ethana, tego gościa co dał mi pierwszy narkotyki - spojrzałam na niego, a po minie widziałam, że nie jest zadowolony. - Znów zaczęłam ćpać i znów zaczęłam się ciąć. Trwało to przez te trzy lata liceum. Nie brałam dużo, potrawie się opanować. Wyjechałam do NY, pojawiłeś się ty. Zrobiliśmy to. Musiałam przestać ćpać i jestem tutaj.
Był zdezorientowany. Nadal nie wiedział jaki to wszystko ma sens.
- A powiesz mi dlaczego musiałaś przestać ćpać i jesteś tutaj?
- Bo jestem w ciąży, Justin - powiedziałam i ze strachu wstałam, chciałam uciec, ale zdałam sobie sprawę, że to dziecinne zachowanie więc tylko odsunęłam się i przetarłam mokre od łez policzki.
Tylko raz się obejrzałam. Siedział na ławce i wpatrzony w trawę nie wiedział co się dzieje. Odebrał to tak jak się spodziewałam. Zrujnowałam jego plany życiowe. Nie wytrzymam. Nie potrafię patrzeć na niego kiedy, aż tak cierpi. Przytuliłam go i zaczęłam płakać, znów.
- Co my zrobimy? Będziesz ojcem. Będziemy rodzicami. Pieprzonymi rodzicami! - krzyknęłam i usiadłam na trawie.
Po chwili on również do mnie dołączył.
- Damy radę, słoneczko. Będzie dobrze - zaśmiałam się na jego słowa.
- Nic nie będzie dobrze. Jak ma być dobrze? Jesteś moim kuzynem, a będziesz ojcem mojego dziecka. Ja mieszkam w Nowym Yorku, a ty tutaj. To dwa różne końce kraju. Nie damy rady. Jak ty to sobie wyobrażasz? Masz narzeczoną, niedługo weźmiecie ślub... - zacięłam się, a szatyn nic w tym czasie nie powiedział. - Ja chcę tylko by ono miało ojca. Żebyś pojawiał się w jego życiu. Nie chcę, żebyś je zostawił... Co ja sobie wyobrażam. Nie. To nie możliwe, nie możemy mieć dziecka.
- Kurwa, ja cię kocham i chcę z tobą być! Może to nie jest odpowiedni czas na dziecko, ale ja naprawdę nie widzę problemu. Firmę mogę mieć tam. To bez różnicy. Ważni jesteśmy my. Będziemy rodziną.
I kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. On mnie kocha? Ale jak to? Przecież ma narzeczoną. Mówi to tylko dlatego, że tu jestem. A co jeżeli tak jest? Kolejny raz mam go zranić? Nie potrafię zliczyć ile razy już to robiłam. Kolejne słowa złamią mu serce. Tak jak wtedy na plaży, parę lat wstecz. 
- Justin... Chce, żebyś je wychowywał, ale nie będziemy razem. Ja mam kogoś...


~.~
No to Justin już wie.
Czy jest tak jak to sobie wyobrażaliście?
Ja chciałam to zrobić dokładnie tak.
Mam nadzieje, że podoba wam się ten rozdział.
Zapraszam do komentowania

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział osiemnasty (II)

Rozdział osiemnasty (II)

W samolocie cały czas myślałam nad tym jak mam to zrobić. Kiedy powinnam pojechać, żeby trafić na odpowiedni moment. Christian powtarzał żebym zrobiła to jak najszybciej. Madison, że nie ma pośpiechu i zrobię to wtedy kiedy poczuje potrzebę, ale nie za późno. Olivier jako jedyny nie odzywał się kiedy podejmowaliśmy ten temat. Może uważał, że to zbyt prywatne sprawy, ale przecież był moim przyjacielem. Nie rozumiałam go czasami. Często gdy poruszaliśmy temat ciąży, albo Justina dziwnie się zachowywał. Odchodził, milknął albo zmieniał temat. Może mi się tylko wydaje.
Po kilku godzinnym locie wyszliśmy z lotniska w Nowym Yorku, a powitał nas mróz i śnieg na ulicach. Dobrym pomysłem okazał się płaszcz zimowy w torbie podręcznej. Dzięki ci Olivier. Owinęłam szyje szalikiem i ruszyłam w poszukiwanie swojego samochodu. Madison już odjechała i zabrała ze sobą blondyna. 
- Chyba przypadła ci do gustu Mads, co? - zapytałam Christiana trzęsącego się z zimna. 
Kiedy weszliśmy do auta chłopak natychmiast włączył ogrzewanie. 
- Jest piękna, ale wiesz, że stałe związki to nie dla mnie.
- Może warto spróbować. Kiedyś będziesz musiał. Musisz tylko zapamietać, że Madison to nie jest obiekt seksualny na jedną noc. 
Chłopak jedynie zachichotał i zapiął pasy. Za chwile jednak z uśmiechu, który zawsze widniał na jego twarzy pozostał jedynie grymas. Nie wiedziałam o co chodzi i co się nagle stało, że tak diametralnie zmienił się jego humor. Christian wyczuł, że chce się go o to zapytać i powiedział: 
- Justin mnie zabije jeżeli mu nie opowiem co się działo na Hawajach. 
Czyli jak zwykle chodzi o szatyna. Gdy tylko usłyszałam jego imię zaczęłam głośniej oddychać. Poczułam wzrok Chrisa na sobie. Wiem dobrze, że oczekiwał odpowiedzi, ale ja mu jej nie potrafię dać. Po prostu nie wiem co ma zrobić, a najgorsze jest to, że nie miałby tego problemu gdybym go nie zabrała. 
Cały wieczór oglądaliśmy filmy świąteczne, które mimo tego że Boże Narodzenie minęło nadal leciały w telewizji. Atmosfera była normalna, ciągle się śmialiśmy i zapomnieliśmy o problemie związanym z Justinem. 
Wzięłam relaksującą kąpiel w wannie i położyłam się spać, ale nie potrafiłam usnąć. Męczyły mnie myśli o dziecku i jego ojcu. Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Muszę to w końcu sama sobie powiedzieć. Justin jest ojcem mojego dziecka. Pod wpływem impulsu wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Wcześniej jednak wyjęłam z torebki paczkę papierosów. Nikt nie popierał tego w moim stanie. Ja jednak nie miałam zamiaru z tego rezygnować. Odprężał mnie smród fajek. 
Gdy jednak po kolejnej nieudanej próbie zapadnięcia w krainę Morfeusza wyszłam z sypialni i udałam się do pokoju Chrisa. 
- Mogę? - zapytałam stojąc nad jego głową. 
- Yhmmm - powiedział zasypanym głosem i przesunął się.
Cały tydzień na Hawajach spaliśmy razem. Potrzebowałam kogoś kto przytuli mnie do snu. Christian był idealny. Rozumiał moje potrzeby i sam rownież nie lubił spać sam. Ja od dłuższego czasu nie miałam z kim spać. 
- Podjęłam decyzje - powiedziałam do chłopaka. 
Ciemnowłosy automatycznie się obudził. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem i czekał aż powiem to co chodzi mi po głowie. 
- Jutro wyjeżdzasz. Powiesz Justinowi jak było. Powiesz wszystko, ale ominiesz temat dziecka. Zostanę na sylwestra w Nowym Yorku razem z Mads i Olivierem. Przyjadę w pierwszym tygodniu stycznia. Powiem mu.
W jego oczach widziałam dumę. Był ze mnie dumny. Tak bardzo tego chciałam. Przytulił mnie mocno od tyłu. Położył głowę w zagłębieniu mojego obojczyka i kiedy zasypialiśmy powiedział: 
- Nie będziesz żałować swojej decyzji. Obiecuje. 
Tylko skąd on to mógł wiedzieć. 
Rano obudził mnie pocałunek w policzek i zapach świeżej kawy zbożowej, bo tylko taką mogłam teraz pić. 
- Wstawaj aniołku, księżniczko czy tam dupo moja, jak to on ci zawsze pieprzył. Musisz podnieść te piękne pośladki i wsunąć je w spodnie. Za trzy godziny mam samolot. 
Głos Christiana pobudził mnie do działania. Wypiłam łyk kawy i wstałam przeciągając się. Przeszłam z jego pokoju przez cały salon do swojej sypialni, a potem garderoby. Wciągnęłam czarne jeansy i pudrowy sweter. Weszłam do łazienki i załatwiłam się. Teraz kiedy noszę w sobie dzidziusia sikam coraz cześciej. Rozczesałam włosy i upięłam w kitkę. Najszybciej jak umiałam nałożyłam podkład, puder, tusz i szminkę. Wybiegłam z pokoju zakładając czarne trampki. Przy windzie czekał już ubrany Chris i trzymał mój czarny płaszcz i torebkę.
Droga minęła nam niesamowicie szybko. Żartowaliśmy sobie i ciągle powtarzaliśmy jak będziemy za sobą tęsknić. Nie mówiłam o tym, ale doskonale wiedziałam, że trudno będzie mi dzisiaj zasnąć. Bez świadomości i uścisku jego dłoni na tali. 
Gdy odchodził w stronę strefy granicznej miałam łzy w oczach. Przez te kilka dni strasznie się z nim zżyłam i nie chciałam żeby odleciał. Nie chciałam go oddać Bieberowi. 
- Trzymaj się skarbie - krzyknął i zniknął za mleczną szybą. 


Dni stanowczo za szybko leciały i mimo że nie myślałam o tym, że niedługo będę w Los Angeles, i wyznam prawdę szatanowi to podświadomie wiedziałam o tych kilku dniach, które mi zostały. Dzisiaj był sylwester. Razem z Madison i Olivierem mieliśmy zamiar świętować go u mnie w mieszkaniu. Niedawno wróciłam z zakupów. Miałam teraz pełno serpentyn i porozwieszanych napisów "Happy New Year" po całym mieszkaniu. Szampan chłodził się w lodówce i pozostały alkohol dla moich gości również tam był. Martha uszykowała jedzenie, mimo że dałam jej wolne ona uparła się, że je ugotuje. Mimo że na początku nie przypadła mi do gustu i uważałam ją za wścibską teraz na prawdę ją polubiłam. Smażyła niesamowicie dobre naleśniki. 
Moi goście mieli pojawić się o 20:00 czyli za dokładnie godzinę. Wyszłam z łazienki w samym ręczniku i wybierałam sukienkę. Nie mogłam się zdecydować, bo nie chciałam wyglądać tak jak zawsze w pracy. Ostatecznie wybrałam białą sukienkę z rozkloszowanym dołem. U góry była upięta i miała całe plecy odkryte. Na nogi wysunęłam białe szpilki i zabrałam się za makijaż. 
Właśnie kończyłam układać kieliszki kiedy usłyszałam pierwsze pukanie do drzwi. Jak się okazało do mieszkania wbiegła Madison krzycząc:
- Dzisiaj świętujemy nowy rok! Nowy rok to nowy rozdział. Nowe życie! Już niedługo zaczynamy!!!
Kochałam ten entuzjazm w jej głosie. 


Obudziłam się w objęciach czyiś dłoni. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Oliviera. Leżał obok bez koszulki i mocno mnie przytulał. Pierwszy odruch jaki miałam to sprawdzenie czy jestem ubrana. Na szczęście leżałam w mojej piżamce w pingwiny. Blondyn otworzył oczy i uśmiechnął się. Nie wiedziałam jak mam się zachować więc tylko się na niego patrzyłam. 
- Poprosiłaś żebym się z tobą położył, twierdziłaś, że nie możesz ostatnio spać. 
Rozluźniłam się. Tylko razem spaliśmy, nic nie było. Automatycznie położyłam się z powrotem i lekko się zaśmiałam spoglądając na klatkę chłopaka. Przecież to nie jest normalne, że razem śpimy. 
- Jestem aż tak zabawny? - wybuchnął śmiechem i zaczął mnie gilgać. 
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Błagałam żeby przestał. Po chwili oderwał ode mnie ręce. Spojrzał na mnie z powagą i powiedział: 
- Szczęśliwego Nowego Roku.
Był tak blisko, że czułam jego oddech na policzkach. Widziałam jego szafirowe (?) oczy, którym nigdy nie poświęciłam tyle czasu. Skupiłam się na nich i nie chciałam oderwać wzroku. 
- Szczęśliwego Nowego Roku... - odpowiedziałam. 
Spoglądał to na moje usta, to na mnie. Czułam co się kroi, ale nie potrafiłam nic zrobić. Możliwe, że nie chciałam nic robić. I stało się. Usta blondyna dotknęły moich. Zaczął mnie całować. Smakował nadal sylwestrowym szampanem i czymś czego nie mogłam rozpoznać. Stwierdziłam, że to po prostu on. Jego smak był nieziemski. Nie chciałam kończyć tego pocałunki jednak Olivier po chwili przestał. 
- Przepraszam... - powiedział ze skruchą - Nie mogłem się powstrzymać. 
Podrapał się po karku i chciał wyjść z pod kołdry. Nie pozwoliłam mu jednak na to. 
- Nic się nie stało - odpowiedziałam i pod wpływem emocji rzuciłam się na jego usta. 
Po chwili nasze języki toczyły bitwę o dominacje. Żadne z nas nie chciało tego przerwać. Było nam to zbyt potrzebne. Zbyt długo na to czekaliśmy. Chyba. 


~.~
Rozdział dłuższy niż zwykle, ujawnię wam małą tajemnice.
Najpierw pracowałam nad rozdziałem dziewiętnastym. Miałam napisany zarys. Musiałam dograć szczegóły i poprawić, niektóre rzeczy. Wczoraj gdy to robiłam zaczęłam łączyć skrawki napisanych rzeczy. Okazało się, że jest ich tak dużo, że mogę dopisać parenaście zdań i będzie rozdział. Zrobiłam to, ale naszła mnie ochota napisania więcej. Nie chciałam przenosić tego do kolejnego rozdziału tak więc powstał rozdział osiemnasty, a przełomowy moment opowiadania pojawi się w dziewiętnastym. Rozdział jest już napisany. Jest równie długi jak ten. Nie wiem czy zauważyliście, ale ten rozdział jest dłuższy o 1/3. To nieistotne. Miałam po prostu wenę.
Zmierzam do tego, że jeżeli będzie dość duży odzew pod tym rozdziałem. Na bloggerze czy wattpadzie to dodam jak najszybciej kolejny rozdział, bo on już na was czeka. 
Pozdrawiam was serdecznie i do następnego, już PRZEŁOMOWEGO rozdziału.

wattpad: https://www.wattpad.com/story/49996393-tears-cascade-on-my-scars-ii