niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział dwudziesty pierwszy (II)

Rozdział dwudziesty pierwszy (II)

Obudziło mnie lekkie głaskanie po policzku, nadal miałam zamknięte oczy, ale doskonale wiedziałam kto leży obok. Zamruczałam z przyjemności niczym kotka, a chłopak obok mnie zachichotał.
- Dzień dobry kochanie - powiedział i pocałował mnie w usta.Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się. Odwzajemniłam pocałunek i rownież się przywitałam. Oparłam się plecami o zagłówek łóżka i w myślach przeglądałam swój grafik na dzisiejszy dzień.
- Czym się tak zamartwiasz, skarbie? - zapytał mnie blondyn. Moje policzki jak na zawołanie lekko poczerwieniały. Nadal nie potrafiłam przyzwyczaić się do czułych słówek z jego ust, mimo że byliśmy razem od ponad miesiąca. Był dzisiaj 10 lutego, poniedziałek czyli znienawidzony przez większość ludzkości dzień tygodnia. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki, a mój chłopak zaraz za mną. Przejrzałam się w lustrze i jak codzień wydawało mi się, lub naprawdę tak było, przytyłam. W prawdzie mój brzuch był już widoczny od połowy trzeciego miesiąca, ale teraz robi się ciągle większy i większy. Oczywiście spodziewałam się tego. Zaczynam w zasadzie 6 miesiąc ciąży. Brukowce już piszą o mnie artykuły, zostałam poproszona o kilka wywiadów, ale nie podjęłam się ich. Zaproponowali mi nawet sesje zdjęciową dla kobiet w ciąży prezentujących jakąś nową kolekcje ubrań, nawet nie wiem jakiej firmy.
 - Opowiesz mi w końcu? - zapytał ponownie całując mój kark. Zaczął ściągać mój szlafrok, a do ucha szepnął propozycje wspólnego prysznicu. Zgodziłam się bez żadnych zbędnych przekonywań. Przez ciąże mam większy apetyt na seks. Dosłownie nie mam dosyć. Blondyn włączył deszczownice i szybko zdjął bokserki. Oboje weszliśmy pod strumień wody nie przerywając pocałunku. Podziwiam go za to, że nadal potrafi mnie podnieść mimo mojej wagi. Tak zrobił i tym razem. W łazience słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy, odbijające się od siebie ciała i wodę spływająca na płytki. Modliłam się by Martha, moja gosposia, którą swoją drogą mocno polubiłam przez jej talent do przewidzenia na co będę miała ochotę w nocy, nie usłyszała tego jak uprawiamy seks pod prysznicem.
- Rozluźniłem cię chociaż troszeczkę? - zapytał.
- Nawet jeśli byś próbował milion razy, chyba dzisiaj się to nie uda. Wiesz, że dzisiaj przyjeżdża, nie widziałam go już tak dawno. Dużo nas łączyło i wiesz, że nie mogę go tak po prostu wyrzucić z serca.
Doskonale wiem, że moje słowa strasznie go ranią, ale wiedział na co się pisze. Znał moją sytuacje.
- Obiecuję, że za parę dni kiedy wszystko już załatwimy będzie tak jak było.
- Kocham cię Bree, pamiętaj.
- Ja ciebie też kocham, Olivier.
Ponownie go pocałowałam i spojrzałam głęboko w oczy. Widziałam w nich ten niesamowity blask. Może i był ode mnie starszy o całe 10 lat, ale przecież miłość nie jest zależna od wieku. Kocham go i wiem, że kiedy będę potrzebować to zawsze mi pomoże. Jednak teraz, dzisiaj, kiedy Justin przyjeżdża nie może mi pomóc w żaden sposób. Miałam go odebrać z lotniska, poprosił mnie o to. Mamy dzisiaj dużo rzeczy do załatwienia. Muszę pokazać mu nowe mieszkanie, nowy budynek. W jego życiu tyle się zmieni, a to wszystko z poświęcenia dla naszego dziecka.
- Błagam cię nie myśl o nim, wystarczająco mocno go nie lubię. Kiedy myślę o tym, że spędzisz z nim cały dzień, a do tego, że teraz częściej będę musiał patrzeć w te jego zakochane w tobie oczy dostaje szału.
W takiej sytuacji kompletnie nie mam pomysłu co mogłabym powiedzieć. Jedynie go przytuliłam i wyszłam z łazienki owinięta jedynie ręcznikiem. Ubrałam czarne leginsy, które były teraz nierozłączną częścią mojego ubioru. W mojej szafie przeważały czarne, szare i granatowe wersje w różnych rozmiarach, z powodu ciągłego nabywania wagi. Ulubionym sklepem była Nike czy Adidas gdzie kupowałam szerokie bluzki, bluzy i oczywiście leginsy. Dzisiaj dobrałam czarną koszulkę z Calvina Kleina. Na stopy założyłam również czarne Timberlandy, a jedynym jasnym kolorem w moim stroju była torebka Korsa w kolorze pudrowego różu.
- Martha? - zawołałam wychodząc z pomieszczenia.
Uśmiechnęła się w moją stronę pytając w czym może mi pomóc. Poprosiłam o miseczkę płatków z mlekiem i zapytałam czy była by tak miła i zrobiła mi dwa warkoczyki. Gosposia bez zastanowienia zgodziła się. Była wręcz zadowolona z możliwości zajęcia się moimi włosami.
- Ślicznie będziesz w nich wyglądać zobaczysz! - powiedziała kiedy po zjedzeniu śniadania usiadłam przed nią na krześle. - Moje drogie dziecko, wyglądasz na taką szczęśliwa, ale dzisiaj jesteś taka zdenerwowana. Co się dzieje? Stres nie jest dobry w twoim stanie, kochana.
Ostatnimi miesiącami strasznie się do niej przywiązałam. Powiedziałam jej kto jest prawdziwym ojcem mojego dziecka, a ona obiecała mi pomóc przy wszystkim. Sama ma czwórkę już dorosłych dzieci, ale nie może doczekać się wnucząt.
- Justin dzisiaj przyjeżdża, muszę mu dzisiaj pomóc, a za kilka dni idę do lekarza.
- Oh skarbie, dowiemy się czy to dziewczyna lub chłopiec! A Justin, nie przejmuj się wszystko będzie dobrze!
Do salonu w tym momencie wpadł Olivier, nie był już taki jak po obudzeniu. Jego mina mówiła sama za siebie. Był niesamowicie zdenerwowany.
- Możesz do cholery przestać o nim mówić! To ja jestem twoim facetem nie on, więc przestań!
Ruszył w stronę drzwi by wyjść z apartamentu, ale zatrzymał się jeszcze na chwile.
- Dostałaś wiadomość, twój książę z bajki wylądował i czeka.
Wyszedł z mieszkania, a ja pobiegłam za nim. Zauważyłam go na końcu korytarza i krzyknęłam za nim:
- Kocham cię Olivier!
Nawet się nie odwrócił tylko wszedł do windy i odjechał, a ja wróciłam do środka. Martha skończyła robić mi warkocze, a potem sama zjechałam do garażu i wyjechałam w stronę lotniska swoim Audi by odebrać pana Biebera po długiej podróży.

~.~
Dziękuje wszystkim którzy pomogli mi poradzić sobie z zaistniałą niedawno sytuacją.
Wszystko już się wyjaśniło.

Mam nadzieje, że rozdział się wam spodobał. 
Napiszcie o myślicie :)
Pozdrawiam i życzę wesołych świąt.

1 komentarz: