Rozdział szósty
Stało się, Justin odebrał mi dziewictwo. Oddałam się mu. Po chwili obydwoje odpłynęliśmy w świecie, w którym nie ma nic poza szczęściem. Opadł na moje ciało,a potem położył się obok na poduszkach. Przykrył nas pościelą.
- Muszę zdjąć prześcieradło - powiedział.
- Przepraszam - odpowiedziałam zerkając na krew na łóżku, oficjalnie jestem kobietą w 100%.
- Za co? To było cudowne, dziękuje ci.
- Za to? Za moje..
- Dziękuje, że mi się oddałaś - pocałował moją rękę.
Po chwili przejechał po moich bliznach pod bransoletkami, jestem pewna, że poczuł. Tylko nie to.
- Co to? - spytał zdejmują po jednej z nich.
- Nic, zostaw.
- Przestań! - zdjął wszystkie, spojrzał w moje oczy, w których był smutek. Dlaczego?
- Justin...
- Bree, dlaczego to robisz?
- Bo muszę.
- Bree.. nic nie musisz!
- Nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz!
- Chociaż daj mi możliwość spróbowania.
- Ale, ale, to nic. Potraktuj to jak fakt trzynasty: Tnę się.
- Nie, powiedz mi po co?
- Justin... Teraz, teraz twoja kolej! ... Podaj mi swój trzynasty fakt.
- Bree...
- Justin! Dalej, to nie ..
- Przestań! - przerwał mi.
- Proszę, nie..
- Nie możesz tego robić. Rozumiesz? Nie możesz odebrać sobie życia.
- Ale ja nie chcę sobie odebrać życia... Jeszcze... Jeszcze nie jestem na to gotowa, jednak kiedyś nadejdzie taki dzień w którym zapłacę za te wszystkie błędy, grzechy podwójnie. Nie wystarczą już zwykłe kreski. Zrobię to za mocno i się zabije. Zniknę... Tak jak na to zasługuję - płakałam, Justinowi jedna łza spłynęła po policzku ale szybko ją starłam. - Nie płacz, nie zasługuję na twoje łzy. Nie ja. Ja nie zasługuję na nic. Rozumiesz? A w szczególności na twoje łzy.
- Bree.. Zasługujesz na wszystko co masz, co możesz mieć i na to co dostaniesz - zdjął bransoletki z drugiej ręki. - Tutaj też? Słuchaj nie znam nikogo kto tak bardzo zasługiwał by na coś dobrego od życia od ciebie. Zasługujesz na to co najdroższe, najważniejsze, najsilniejsze. Zasługujesz na osobę, która może ci dać szczęście i jestem pewien, że znajdziesz taką osobę.
- A co jeśli już znalazłam, ale ta osoba nie może być moja, ani ja nie mogę być jego? - Czy ja wiem co ja mówię? Daje mu szanse, daje nam szanse. Choć to chore i nie możliwe.
- Jestem pewien, że znajdziecie sposób żeby być razem - pocałował mnie w usta. - Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz!
- Nie mogę.. - zaczął całować obie ręce.
- Obiecaj - powtarzał w przerwach między pocałunkami.
- Ale, Justin...
- Obiecaj!
- Obiecuje..
Leżeliśmy jeszcze jakiś czas w łóżku. Wieczorem oglądaliśmy film, a potem? Poszłam do łazienki. Umyłam się i znów. Nie mogę takich rzeczy robić. Seks ze swoim kuzynem? To chore. W dodatku to dziwne uczucie. Czuje się przy nim bezpieczna i nie chcę go zostawiać, choć wiem, że muszę. To przeważa moją skale. Ten czyn jest powyżej 5pkt/5pkt. Zrobiłam chyba z 20 kresek, przestałam liczyć po 12. Zabandażowałam rękę i położyłam się w łóżku, po 10 minutach Justin wszedł do mojego pokoju, położył się obok. Schowałam lewą rękę pod brzuch. Położyłam się na jego klatce.
- Dobranoc kochanie.. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Kochanie? - spytałam, a on się cicho zaśmiał.
- Dobranoc Bree, dobranoc.
~.~
I co myślicie? Co będzie dalej? Czy dobrze, że Bree okłamała Justina?
Zapraszam do dalszego czytania!

czekam na następny !:*
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńAgfhjsksf :* Uwielbiam ♥ Chociaż to nie dobrze, że go okłamała. Kłamstwo nigdy nie jest dobre ;/
OdpowiedzUsuń