Rozdział czternasty (II)
*sześć tygodni później*
*sześć tygodni później*
Wstałam z kanapy i biegiem rzuciłam się do łazienki. Słyszałam jak brunetka biegnie za mną. Podniosłam klapę od toalety i uklęknęłam przed nią. Za chwilę cały zjedzony obiad wylądował w wodzie. Czułam tylko jak Madison kładzie na moim karku zimny ręcznik. Gdy było już po wszystkim usiadłam opierając się o wannę i wycierając papierem usta.
- Od dawna tak masz? - zapytała ciemnooka.
Spod powieki wyleciała pojedyncza łza, która pociągnęła kolejne za sobą. Wiedziałam co chce powiedzieć, ale sama nie dopuszczałam tej myśli do siebie. To po prostu nie mogło się zdarzyć.
- Od pewnego czasu...
Spojrzała na mnie, podała mi dłoń i pomogła wstać. Umyłam zęby ciągle spoglądając na dziewczynę, która stała oparta o framugę drzwi. Widziałam, że chce coś zaproponować, ale obawiała się mojej reakcji. Mimo że tak długo się nie widziałyśmy to znałam ją wystarczająco by wiedzieć kiedy chce przemówić.
- Powiedz to co chcesz powiedzieć.
Wyszłam z łazienki, wyłączyłam światło i udałam się do kuchni. Wyjęłam z lodówki butelkę wody i oparłam się o blat. Czekałam aż Madison przemówi, ale nie mogła się przemóc. W końcu się odezwała:
- Myślę, że powinnaś zrobić test.
I tego się obawiałam. Doskonale to wiedziałam, ale nie mogłam się przekonać. Wydaje mi się, że wole żyć w niepewności.
- Też tak myślę, nawet go kupiłam. Tylko, że strasznie się boje.
- Nawet jeśli pokaże te dwie kreski to wiesz, że musisz iść do ginekologa?
Nie odpowiedziałam. Wyjęłam go z szuflady, gdzie trzymałam wszystkie leki. Znów wróciłam do łazienki. Bez słowa zamknęłam się i otworzyłam opakowanie. Trzęsącymi rękoma wyjęłam test i instrukcje. Zrobiłam wszystko według przykładu i wyszłam. Nie miałam zamiaru czekać 20 minut w samotności.
- I co? - zapytała Mads.
- Czekamy... - odpowiedziałam z załamaniem w głosie.
To była tragedia. Najgorsze kilkanaście minut w moim życiu. Czułam się jakbym czekała na wyrok śmierci. Mimo że jeszcze rok temu chciałabym umrzeć, teraz gdy wszystko się poukładało mogłabym żyć. Wszystko było już tak dobrze. Jak widać długo w moim życiu nie może być kolorowo. Gdy minął czas oczekiwania powoli podniosłam się z fotela. Kolejny już dziś raz weszłam do łazienki.
- Błagam mamo nie pozwól by to się stało... - powiedziałam sama do siebie z nadzieją, że nie jest za późno i mama może coś na to zadziałać.
Podniosłam test z szafki, spojrzałam na niego i wybuchnęłam głośnym płaczem. Rzuciłam go gdzieś w kąt, wybiegłam z pomieszczenia krzycząc niezrozumiałe nawet dla mnie słowa. Złapałam kluczyki od samochodu, torebkę i zjechałam windą do garażu zostawiając zdezorientowaną Madison w mieszkaniu.
Za kolejne 20 minut weszłam do poradni ginekologicznej. Spojrzałam na te wszystkie kobiety w ciąży i wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Miałam szczęście w nieszczęściu, bo akurat do mojego ginekologa nikt nie czekał. Weszłam tam i czekałam aż usłyszę potwierdzenie lub zaprzeczenie tego chorego testu.
*20 minut później*
- Nie! - krzyknęłam na lekarza rzucając w niego studolarówką.
Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. Bez żadnego pożegnania wybiegłam trzaskając drzwiami. Odgłos moich szpilek odpijał się od betonowego chodnika. Stanęłam obok samochodu i zaczęłam szukać kluczyków w obszernej torebce. Nigdzie nie mogłam ich znaleźć. W pewnym momencie wszystkie rzeczy wysypały mi się na ziemie. Usiadłam na kolanach nie dbając o to czy moje czarne spodnie pobrudzą się czy przetrą. Zaczęłam zbierać pojedyncze przedmioty wrzucając je z powrotem do miejsca, w którym były. Z oczu kaskadami spływały mi łzy. Nie mogłam ich pohamować. Nawet jeżeli bym się bardzo postarała to wiedziałam, że w tej sytuacji nie mam innego wyjścia niż płakać bez przerwy. Chwytając kluczyki wstałam i wsiadłam do białego Porsche Cayenne S, i nie zapinając pasów wyjechałam z parkingu. To chyba jeden z najgorszych dni mojego życia. Gdyby się zastanowić przebija nawet dnień śmierci moich rodziców, dzień pogrzebu czy dzień, w którym trafiłam do domu dziecka. Przebija też próbę gwałtu przez Ethana i przynosi więcej bólu niż wszystkie cięcia razem wzięte.
Omijałam wszystkie pojazdy na drodze i nie patrząc na żadne ograniczenia prędkości jechałam w jedyne miejsce, w którym będę mogła do bólu wypłakać się nie zwracając uwagi na kogokolwiek. Gdy światła mnie zatrzymały chwyciłam za telefon, na którym miałam trzy nieodebrane połączenia od Oliviera. I tak się złożyło, że akurat znów zadzwonił. Nie myśląc odebrałam pociągając nosem.
- Cześć Bree. Jest sprawa... - zaczął.
- Potrzebuje wolnego - powiedziałam i ruszyłam zauważając zielone światło.
Byłam coraz bliżej swojego celu. Liczyłam nawet na to, że jakimś przypadkiem wpadnę w pierwsze lepsze drzewo po drodze.
Byłam coraz bliżej swojego celu. Liczyłam nawet na to, że jakimś przypadkiem wpadnę w pierwsze lepsze drzewo po drodze.
- Bree, czy ty płaczesz?
- Załatw mi proszę wolne. Chcę odpocząć. Obojętnie gdzie, byle daleko stąd. Tak kup mi cztery bilety na Hawaje. Na 10 dni.
- Gdzie jesteś?- Jadę na cmentarz.
Tylko tam mogłam wypłakać się i porozmawiać z mamą i tatą. Tego potrzebowałam najbardziej. Choć dobrze wiem, że chciał zapytać mnie o wiele innych rzeczy to umiał się pohamować. Wiedział, że to nie odpowiedni moment.
- Dla kogo te bilety? - zapytał.
- Dla Madison, dla mnie, dla ciebie.
- Bree, dla kogo będzie czwarty bilet?
Zastanowiłam się jeszcze raz czy dobrze zrobię proponując mu wspólny wyjazd. Podjęłam decyzje i uznałam ją za dobrą. Bez zastanowienia powiedziałam jego imię i wyłączyłam się:
- Dla Christiana. Christiana Blacka.
~.~
I co?
Spodziewaliście się, że Bree weźmie ze sobą najlepszego przyjaciela Justina?!
Ktoś spodziewał się ciąży?
Ktoś spodziewał się ciąży?
Tak wiem, że nie było długo rozdziału.
Przepraszam.
Przepraszam.
Jejku, nie spodziewałam się. Czekam na kolejny rozdział. Jak potoczy się akcja!
OdpowiedzUsuńO chuj, tego się nie spodziewałam. Znaczy miałam nadzieję, że tak się stanie ale później, jak ich stosunki będą inne. A tu nie chce cie w moim życiu, bum jestem z tobą w ciąży.
OdpowiedzUsuńCo to się z nimi porobiło... Rozdział genialny. Czekam na kolejny!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń