Rozdział dwudziesty czwarty (II)
Wczoraj Olivier zostawił mnie pod apartamentowcem i pojechał do siebie. Uważał, że musi ochłonąć. Ja zresztą uważałam, że to cudowny pomysł. Jako, że Martha od niedawna mieszka ze mną mogłam wypłakać się na jej ramieniu. Powiedziałam jej, że nie chce by blondyn robił takie sceny z powodu Justina. Zwierzyłam się z tego, że cieszę się z takiego, a nie innego kontaktu z ojcem mojego dziecka. Wypiłyśmy butelkę szampana dla dzieci, bo przecież nie mogłam pić alkoholu. Zjadłam cudowne naleśniki z czekoladą, a potem ogórki kiszone, płacząc na czarny blat wyspy kuchennej.
Dzisiaj nie widziałam jeszcze Oliviera i nie spodziewam się go dzisiaj w biurze. Wyszłam z windy na ostatnim piętrze i skierowałam się do gabinetu, po drodze jak codziennie dostałam parę dokumentów od sekretarki i codzienne gazety. Usiadłam w swoim skórzanym fotelu i poprosiłam o miętową herbatę. Wyjęłam telefon z torebki i zdjęłam pod biurkiem szpilki. Nie mam dzisiaj żadnych spotkań, więc nie muszę wychodzić przez najbliższe kilka godzin ze swojego azylu. Zaraz po tym jak dostałam swój napój chwyciłam New York Timesa i dostałam zawału. Nagłówek głosił:
Pani Johnson ze swoim znajomym podróżuje po Nowym Yorku, kiedy jej partner Olivier Buts ciężko pracuje w Johnson's Bank.
Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę. Chwyciłam kolejną gazetę, tym razem był to znany w NY brukowiec. Okładka, na której było moje zdjęcie nie zachęcała. Bałam się otworzyć stronę z artykułem. Gdy to zrobiłam zobaczyłam zdjęcie moje i Justina na lotnisku kiedy mnie przytulił. Potem zdjęcie z marketu, jak śmialiśmy się przy kasie. Potem buziak w policzek w salonie Astona Martina. Na koniec ja z Olivierem trzymająca się za rękę, kiedy szliśmy do restauracji. Ja wybiegająca za nim. I nasza kłótnia obok samochodu. A artykuł brzmiał tak:
Bree Johnson nie umie wybrać odpowiedniego księcia z bajki?
Wczorajszy dzień dziedziczka wielkiej fortuny i dwóch potężnych firm spędziła z niejakim Justinem Bieberem. Nie znaleźliśmy jeszcze żadnych wcześniejszych powiązań, ale bądźcie pewni, że tą dwójkę na pewno coś łączy. Bree wraz z chłopakiem, którego odebrała z lotniska po podróży z Los Angeles świetnie się bawiła. W markecie spożywczym ciągle się śmiali i wygłupiali. Trzeba być ślepym żeby nie dostrzec ich dobrych relacji. Tylko czy to tylko przyjaźń? Dowiedzieliśmy się, że pan Bieber niedawno kupił budynek od Johnson's Company jednak zrezygnował z wieżowca w LA na rzecz budynku w NY. Co było tego powodem? Może nasza pani Johnson? Na dodatek Bree kupiła samochód panu Bieberowi. Nie byle jaki, był to Aston Martin One warty niecałe 2 miliony dolarów. Czym sobie na niego zasłużył? Nie wiemy, ale nasza niewiedza nie potrwa długo.
Po całym dniu z szatynem nasza panienka wychodzi na kolacje z Olivierem Buts'em, jej aktualnym partnerem. Lub już nieaktualnym. Po niecałych 40 minutach wybiega on z restauracji Per Se, a za nim Bree. Kłócili się, nie wiemy jednak o co. Możemy mieć jednak podejrzenia, że powodem był pan Bieber. Wsiedli oni razem do samochodu, jednak Johnson wróciła do apartamentu sama.
Nie możemy też zapomnieć o tym, że nasza kochana dziedziczka jest w ciąży. Może to pan Bieber jest ojcem jej dziecka?
Nie wierzę. Nie, nie, nie. To nie może być prawda! Wstałam z fotela i ubrałam szpilki. Chyba na czas, ponieważ usłyszałam dźwięk tłuczonych rzeczy z pomieszczenia obok. Wybiegłam najszybciej jak mogłam w moim stanie i zobaczyłam przez oszklone ściany gabinetów Oliviera rozbijającego wszystko co tylko znajdzie pod ręką. Na ziemi pod drzwiami leżał ten sam brukowiec, którego czytałam. Wokół zebrało się kilka osób, ale nikt nie reagował.
- Odsuńcie się do cholery! - krzyknęłam i weszłam do biura blondyna.
Powoli podchodziłam do odwróconego ode mnie chłopaka. Na ziemi było pełno szkła.
- Błagam, uspokój się - poprosiłam.
Olivier jedynie się zaśmiał i chwycił wazon z półki na książki. Rzucił nim o ścianę, więc roztrzaskał się on w mak.
- Skarbie przestań.
Spojrzał na mnie, podszedł i chwycił za ramiona trzaskając mną o ścianę. Wcześniej jednak guzikiem włączył zamglenie okien, żeby nikt na korytarzu nas nie widział. Mądrze.
- Skarbie? Skarbie? Chyba sobie kurwa żartujesz!
Trzaskał mną o ścianę jakbym była workiem treningowym. Nigdy się tak nie zachowywał. Co mu się stało?
- Pieprzyłaś się z nim?! Odpowiedz mi kurwa! Znowu się z nim puściłaś?!
Chciałam go uderzyć w policzek. Nikt nie będzie tak do mnie mówił! Nie pozwolę na to. Jednak Olivier mnie wyprzedził. Uderzył mnie z całej siły, a ja jedynie poczułam cholerne pieczenie na lewym policzku. Rzucił mną ostatni raz o ścianę, a ja zsunęłam się do ziemi.
- Wiesz co? Wybaczę ci to. Wybaczę. Ale klękaj! - powiedział, a ja nie potrafiłam się poruszyć. - Klękaj kurwa! Nie cierpię się powtarzać!
Uklękłam przed nim nie przestając płakać. Blondyn zakluczył drzwi i podszedł do mnie. Odpiął guzik od spodni i zsunął bokserki. Nie mogę w to uwierzyć. W tym momencie znienawidziłam go i znienawidziłam siebie za bezsilność. Olivier otworzył mi na siłę usta i z całej siły włożył swojego penisa. Ciągnął mnie za włosy i nie pozwolił się wyrwać. Miał z tego przyjemność. Robił to tak mocno i niedelikatnie. Czasami dławiłam się kiedy wręcz wbijał się w moje gardło. Po nieokreślonym czasie, dłużącym się niemiłosiernie blondyn spuścił się w moje usta i nakazał połknąć. Nie miałam wyjścia. Trzymał mnie za usta tak długo, aż tego nie zrobiłam. Chwycił za spodnie i je zapiął.
- Było średnio, ale co może taka dziwka jak ty. Nie mów tego nikomu, bo tylko pożałujesz. Do zobaczenia wieczorem, kochanie.
Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja osunęłam się na ziemie płacząc. Jak on mógł mi to zrobić? Po chwili usłyszałam zamieszanie na korytarzu. Usiadłam na ziemi i ledwo sięgnęłam guzika do okien. Szyby zrobiły się na nowo przezroczyste, a moim oczom ukazał się Justin. Kiedy mnie zobaczył wpadł do gabinetu i mocno przytulił. Chwycił moje policzki i spojrzał mocno w oczy.
- Co ci się stało? Kto cię uderzył!? Dlaczego płaczesz?
- Ni-e, Jus-tin - mówiłam łamiącym głosem. - Przewróciłam się.
On jedynie spojrzał na biurko, na którym stał mały kartonik z imieniem i nazwiskiem właściciela pomieszczenia. Olivier Buts.
- To ten gnojek?! Nie wybaczę skurwielowi!
I wstał, wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Ruszyłam szybko za nim, wbiegłam za nim do windy.
- Justin proszę cie, uspokój się. To tylko wypadek. Po prostu się przewróciłam. Oliviera nawet dzisiaj nie widziałam.
- Obiecujesz? - zapytał, a mi po policzku spłynęła łza.
- Obiecuję.
~.~
BUM BUM BUM!
Co się tutaj stało?! Ktoś się spodziewał?!
Tak się dzieje w nowym roku!
Prezent na 2017.
Prezent na 2017.
Jak wrażenia? Podoba się?
Ja nie wierzę w to co się tutaj dzieję. Hah
Ja nie wierzę w to co się tutaj dzieję. Hah
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz