Strony

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział siedemnasty

Rozdział siedemnasty


Gdy usiadłam na fotelu, uświadomiłam sobie, że w tej chwili popełniam największy błąd w moim dotychczasowym życiu. Daje nam szansę, daję nadzieję Justinowi, choć wiem, że nic z tego nie wypali. Przecież to nie możliwe by kuzyn z kuzynką żyli w związku na odległość, nie, to jest możliwe. Nie możliwe jest to by im się udało. Ruszyliśmy zaraz po tym jak szatyn wpisał nasz cel podróży do nawigacji w iPodzie, który był umiejscowiony pod radiem, w miejscu popielniczki.
- Co chcesz posłuchać? - spytał tym samym wyrywając mnie z myślenia.
- Słucham?
- Włączyć radio, czy może jakąś płytę?
Ah, więc pytał o muzykę. Czy ja wiem, chyba powinniśmy porozmawiać. Przecież jest o czym, i to nie mało. Może zabraknie nam czasu. Nie chcę go przecież zranić, lecz ja ranie wszystkich wokoło. Nie uda mi się go przed tym uchronić, choć bym nie wiem jak bardzo chciała, to nie uda mi się.
- Obojętnie, może być radio.
Włączył jakąś stacje, na której leciała podajże piosenka U2 - Every Breaking Wave. Nie wiem, wyłączyłam się po tym jak Justin wypowiedział te kilka zdań, które mogłyby zmienić wszystko. Niestety miałam podjętą decyzje.
- Bree, tak się cieszę, że chcesz spróbować - serce mi się łamało kiedy on miał nadzieje, a ja i tak ją niedługo zrujnuję. - Zobaczysz, że nam się uda. Wiem, łatwo nie będzie, ale jak się postaramy to się uda.
Nie, nie uda się. Ja to wiem, doskonale to wiem. Nie zmieni mojej decyzji, nic jej nie zmieni. Ja znam powód dlaczego się nie uda. On jeszcze nie. Pozna go po fakcie, a może i wtedy go nie pozna.
- Odezwij się, proszę.
- Jestem zmęczona, pozwolisz, że się zdrzemnę? - starałam się odejść od tematu.
Tematu nas. NAS. Tego czego nie było, nie będzie przynajmniej na prawdę, i tego czego nie powinno być.
- Jasne mała, śpij - uśmiechnął się i przyspieszając do 140km/h wjechał na autostradę prowadzącą do Los Angeles.

*10 godzin później*

Obudziłam się z bolącym karkiem. Gdy spojrzałam na godzinę w telefonie lekko się zdziwiłam. Dochodziła 9:30, nie myślałam, że zdołam przespać tyle godzin w samochodzie.
- Obudziłaś się? - zapytał szatyn z uśmiechem na twarzy i okularami słonecznymi na nosie.
- Yhmm... - odpowiedziałam razem z ziewem. - Zanim spytasz się jak mi się spało, odpowiedź brzmi: źle - zaśmiał się na moją wypowiedź połączoną z grymasem na ustach.
- Przykro mi, ale samochody sportowe nie są najwygodniejsze jeżeli chodzi o spanie.
Odpowiedziałam uśmiechem, w radiu leciała piosenka Ellie Goulding - Love me like you do. Uwielbiałam ją i cicho, pod nosem nuciłam sobie słowa. 
- Nie wstydź się - powiedział z lekkim uśmieszkiem na ustach.
Wyglądał tak seksownie w tych okularach i czarnym snapbacku. Boże, co ja gadam?! Bree, opanuj się. No pięknie, teraz rozmawiam ze sobą. Po około dziesięciu minutach poczułam ukłucie w pęcherzu. Jejku, akurat teraz? Teraz jak jesteśmy w środku jakiegoś pierdolonego lasu?
- Justin? - no muszę, przecież nie wytrzymam.
- Coś się stało? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie, znaczy tak, znaczy tak jakby - uśmiechnęłam się do niego.
Nic nie odpowiedział i wydaje mi się, że czekał aż coś powiem. Tylko jak.
- Trochę mi głupio...
- No powiedz w końcu!
- Chcę mi się siusiu - wybuchł śmiechem, a ja się zaczerwieniłam, chyba pierwszy raz przy Justinie.
- I tego się wstydziłaś? - znów się zaśmiał. - Tak przy okazji ślicznie się czerwienisz. Tylko jest mały problem, jesteśmy w lesie, a stacja będzie za jakieś 30 minut. Wytrzymasz?
Co?! Tyle czasu? Że niby mam wytrzymać 30 minut. Co to, to nie!
- Nie bardzo..
- Dasz radę w krzaczki?
Odpowiedziałam skinięciem głowy, a Justin zatrzymał się na poboczu i wysiedliśmy z samochodu. Szybko wbiegłam do lasu i sprawdziłam czy nie ma nikogo, kto mógł by mnie widzieć.
- Odwróć się! - krzyknęłam do Justina, a on to zrobił - I nie podglądaj!
- Nie będę podglądać obiecuje! - zaufałam mu w tej 'błahej' sprawie i powoli zdjęłam spodenki, jednak coś mnie podkusiło i zanim zsunęłam majtki znów spojrzałam w stronę szatyna. Był tam i patrzył, nawet się nie ruszył tylko wpatrywał się w moje oczy.
- Okłamałeś mnie! - krzyknęłam.
- Nie prawda, właśnie dotrzymuję obietnicy! Obiecałem nie podglądać i tego nie robię. Ja po prostu patrzę.
Nie umiałam się nie zaśmiać, więc tak sobie to obmyślił. Uświadomiłam sobie, że stoję jak taki debil w samych majtkach w środku lasu, na przeciwko mojego 'chłopaka' (?). No właśnie Justin to mój chłopak? On zapewne myśli, że tak. Ja jednak jestem zmuszona udawać. Wydaje mi się, że w ten sposób mniej go zranię, ale coraz częściej wydaje mi się, że to nie prawda.
- A więc mój drogi - jego oczy się zaświeciły, a mi serce znów łamało się na pół - proszę abyś nie podglądał, nie patrzył, nie zerkał, ani nie robił nic co wiąże się z tym, iż zobaczysz jak robię siusiu. Mogę na to liczyć?
- No niech ci będzie - odpowiedział smutnym głosem i się odwrócił, wtedy ja spokojnie mogłam załatwić swoje sprawy.
Gdy wróciłam do auta Justin już w nim był i czekał z odpalonym silnikiem. Usiadłam na swoim miejscu i zapięłam pasy, a on energicznie ruszył.
- Czuję się o niebo lepiej, jak bym się urodziła na nowo. Od razu pięć kilo mniej - powiedziałam, żeby zagaić rozmowę, a chłopak się zaśmiał.
- Jak chcesz to potrafisz być nawet zabawna.
- Dziękuje - odpowiedziałam z dumą.
- Ale tylko czasami - walnęłam go w ramię z całej siły, ale nie zabolało go to.
Nie dziwie się, w końcu jestem małą dziewczynką, która nie radzi sobie ze swoim życiem, a co dopiero z uderzeniem chłopaka.


Około 15:00 zauważyłam, że zbliżamy się do domku moich rodziców. Mieliśmy domek lotniskowy przy jeziorze w Shreveport, a to akurat po drodze.
- Skręć tutaj! - krzyknęłam ni stąd ni zowąd.
- Jesteś pewna?
- Yhmm, skręć! - powiedziałam i po namowie szatyna chwyciłam jego telefon i zadzwoniłam do Christiana informując go by pojechał za nami.

~.~
Mam nadzieje, że nie zawiodłam was tym rozdziałem. Wydaje mi się beznadziejny i zastanawiam się czy w ogóle potrafię pisać? Nie wiem.
Jak podoba wam się ten rozdział?
Uwaga: Nie wiem czy w Shreveport jest jezioro, nie miejcie mi tego za złe. Potrzebowałam miasta, które jest po drodze do LA.
Proszę jeśli to przeczytałaś/eś to pozostaw po sobie ślad, pisałam ten rozdział w nocy gdy wracałam z nad morza z rodzicami. Nie pytajcie - mój ojczym wymyślił sobie obiad w Międzyzdrojach (około 360km).
Starałam się dla was więc pokaż że jesteś!


12 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Kocham i pozdrawiam :)

13 komentarzy:

  1. Super jest ten rozdział czekam na następny *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie zmienia faktu że kocham tego bloga ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie zmienia faktu że kocham tego bloga ! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu SUPER rozdział !!! <3 Poprosze kolejny ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze mega czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. 😍😍😍 kocham, czekam na następny 💜

    OdpowiedzUsuń
  7. zapraszam do siebie na opowiadanie z Justinem:)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeeju cudo! Czekam na kolejny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham!! A ty pisz jak najszybciej i jak najdłuższe xD

    OdpowiedzUsuń