Rozdział dwudziesty
Obawiałam się tego pytania. Gdy je zadał poczułam jak moje oczy się zaszkliły, ale muszę być silna. Nie mam wyjścia.
- Pewnego dnia... Mieli mnie odebrać ze szkoły i razem pojechać do... Nie pamiętam dokładnie gdzie... Albo do domku letniskowego, albo w góry. Wcześniej już się spakowałam. Mieli tylko włożyć torby do bagażnika i przyjechać. Mama wysłała mi SMS, że będą za 10 minut kiedy rozmawiałam z koleżanką, z którą miałam biologie. To był środek czerwca, a my po weekendzie miałyśmy przedstawiać projekt. Czekałam ponad godzinę. Postanowiłam pójść w tą stronę, z której powinni przyjechać... Doszłam do zakrętu, a na zakręcie zobaczyłam samochód mojego taty, ciężarówkę i karetkę, odjeżdżającą karetkę. Samochód mojego taty był cały zgnieciony, ale wyganiałam te chore myśli z mojej głowy. Podeszłam do policjanta, a on... On powiedział, że... Że moja mama umarła na miejscu, a tata walczy o życie... Pojechałam taksówką do szpitala, a tam powiedzieli, że nie żyje - gdy skończyłam opowiadać czułam jak po moich policzkach spływają łzy, ale poczułam też ciało przytulające się do mnie.
- Wszystko słyszałem - powiedział Justin i mocno mnie przytulił, a co najważniejsze nie puszczał. - Nie płacz, aniołku.
W tym momencie wybuchnęłam płaczem. Nie mogę, nie potrafię tak bardzo go zranić, choć nie mam wyjścia. I mimo, że będę musiała powiedzieć mu prawdę za ponad tydzień i nie wiem jak zareaguje to wiem, że poniosę za to wielką karę. Moja skóra ją poniesie. Christian gdzieś się ulotnił, za co byłam mu wdzięczna, a Justin nadal mnie przytulał. Pewnie wszyscy ludzie dookoła widzą nas jako szczęśliwą parę, przytulającą się, bez problemów. Przecież Justin leży na moich plecach i mocno mnie trzyma. A tak na prawdę jest całkiem inaczej. Ja płacze bo niedługo będę musiała zranić chłopaka, na którym mi zależy, a on, mój kuzyn? Jemu zależy równo co mnie, jak nie mocniej. Ma nadzieję, że wszystko się ułoży. Że będziemy szczęśliwi. Że nikt nie dowie się prawdy.
- Dziękuje Justin - wreszcie odpowiedziałam - mam ochotę się przejść. Idziesz?
- Na pewno wszystko jest dobrze?
- Nic nigdy nie będzie dobrze. Pamiętaj - powiedziałam ze smutkiem. - To co idziesz?
- Nie mała, Christian zaraz przyniesie coś do picia, poczekam na niego. Uważaj na siebie, aniołku.
Przytaknęłam i ruszyłam w stronę oceanu. Uwielbiałam jego zapach i kolor. Śliczny jasnoniebieski. Zanurzyłam stopy w wodzie i szłam brzegiem morza z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Wszędzie biegali szczęśliwi ludzie, zamarzyłam sobie znaleźć się kiedyś w takim tłumie. Dwie dziewczyny grały w siatkówkę zanurzone po brzuch. Ich, zapewne, chłopacy oblewali je wodą. Szłam bez konkretnego celu, aż doszłam do baru. Usiadłam na krześle i chciałam zamówić Margherite, ale barman spytał czy mam ukończone 18 lat. Wtedy musiałam pokazać dowód, który miałam w torebce i który i tak mówił, że jestem młodsza.
- Dla mnie będzie Magherita w takim razie i Daiguiri - powiedział mężczyzna stojący obok mnie. Wstałam i chciałam odejść, pójść poprosić Justina, żeby kupił mi drinka. - Czekaj piękna, nie lubię Margherity, a ty widocznie miałaś na nią ochotę.
Poczułam odrazę. Przypomniał mi się Ethan, to jak uciekałam z jego domu. Mimo odrazy do niego, poczułam też ochotę na narkotyk, który mi podawał. Jedynym wyjściem by o tym zapomnieć było zostać tu i wypić alkohol.
- Dziękuje - odpowiedziałam, z powrotem siadając - oddam Ci pieniądze.
- Nie trzeba, jestem Will, a ty jesteś?
- Bree.
Barman podał nam zamówienie, a ja znów podziękowałam Willowi.
- To Bree... Mieszkasz w LA? Czy przyjechałaś na wakacje?
- Przyjechałam z moim chłopakiem - nie będę owijać, jeszcze sobie za dużo pomyśli, chociaż Ethanowi nie przeszkadzało to w planach. - Będzie tutaj studiować.
- W ty chyba jesteś za młoda na studia. Ile masz lat?
Już miałam dość. Nienawidzę odpowiadać na pytania o sobie.
- Prawie siedemnaście... A ty? Co robisz w Los Angeles?
- Pracuje, w zasadzie mam własną firmę - spojrzał na mój kieliszek - zamówić ci jeszcze jedną?
- Poproszę - zamówił nam następne drinki, a ja nie chcąc odpowiadać na kolejne pytania, ciągnęłam rozmowę. - Co to za firma? Jeśli mogę spytać.
- Ależ oczywiście! Przecież rozmawiamy. Zajmuje się nieruchomościami.
- Jakoś nie ciągnie mnie do tej kategorii zajęć - zaśmiał się na moją odpowiedź, a ja z uśmiechem wypiłam kolejne łyki Margharity. Nagle ktoś przytulił się do mnie, do moich pleców. Odwróciłam się i ujrzałam Justina.
- Witaj kochanie, szukałem cię. Znikłaś na długo - powiedział, a w jego oczach zobaczyłam nie znaną mi dotychczas emocje. Uczucie, które z jednej strony mnie ucieszyło, a z drugiej wiedziałam, że nie wróży nic dobrego.
- Zagadaliśmy się - odpowiedział Will, a w oczach Justina widoczna była złość. Nie powinien tego mówić, z pewnością nie powinien. Justin zacisnął mocno szczękę, w jego oczach była złość, której jeszcze nigdy nie widziałam. Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia dlaczego.
- Witaj kochanie, szukałem cię. Znikłaś na długo - powiedział, a w jego oczach zobaczyłam nie znaną mi dotychczas emocje. Uczucie, które z jednej strony mnie ucieszyło, a z drugiej wiedziałam, że nie wróży nic dobrego.
- Zagadaliśmy się - odpowiedział Will, a w oczach Justina widoczna była złość. Nie powinien tego mówić, z pewnością nie powinien. Justin zacisnął mocno szczękę, w jego oczach była złość, której jeszcze nigdy nie widziałam. Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia dlaczego.
- Długo cię nie było, zaczynałem się martwić - powiedział szatyn.
- Powiedziałam ci, że idę się przejść - uśmiechnęłam się chcąc chociaż trochę rozładować atmosferę. Justin chwycił mnie za ramię.
- My już pójdziemy, prawda mała? - spojrzałam na niego zdziwiona, nadal nie rozumiałam co tu się dzieje. Justin pociągnął mnie, nawet nie pozwolił mi dopić drinka. Co dopiero pożegnać się.
- Dziękuje jeszcze raz, Will! - krzyknęłam.
- Nie ma za co, miło było cię poznać - odpowiedział.
Szatyn ciągnął mnie nadal za ramię i wcale się nie odzywał. Złość poprostu z niego kipiała.
- Aua.. - moje ramię zaczynało strasznie boleć, więc wyrwałam je z uścisku. - Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz?!
~.~
Witam was po troszkę długiej przerwie. Nie miałam weny! Nie miałam czasu! NAUKA i ogl....
Rozdział do dupy :/ Przepraszam
Następny będzie szybciej obiecuje!!

Nie pierdol, że do dupy. I tak wiesz, że jakby tak było to byśmy nie czytali.
OdpowiedzUsuńA ty pisz kochana kolejny :*
Czekam na next *0*
OdpowiedzUsuńPisz następny 😘😘 *.*
OdpowiedzUsuńBoski. Ale nie rozumiem o co Justin się tak wściekł.
OdpowiedzUsuńdalej!:**
OdpowiedzUsuńsuper *-*
OdpowiedzUsuńCzekam <3
OdpowiedzUsuńdalej
OdpowiedzUsuńGenialny *-*
OdpowiedzUsuńKolejny ��
OdpowiedzUsuńsupcio
OdpowiedzUsuńGenialny...i jeszcze raz genialny...uwielbiam czytać twoje opowiadanie które jest super...!!!! Pozdrawiam i życzę dużo weny....!!!!....<3
OdpowiedzUsuńszybko <3
OdpowiedzUsuńojej dawaj szybko nastepny bo ten jest zajefajny
OdpowiedzUsuńdawaj kobieto
OdpowiedzUsuń17 kom to z duzo
OdpowiedzUsuńKom, kom i kom
OdpowiedzUsuń