czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział dziewiętnasty 

*oczami Bree*
Rozebrałam się i szybko wskoczyłam pod prysznic. Gdy strumień ciepłej wody spłynął po moim ciele poczułam odprężenie. Umyłam resztki krwi z rąk, która została pod bandażami. Ostatni raz zrobiłam to w dzień wyjazdu. Blizny są dość czerwone, w końcu można powiedzieć, że są świeże. Jednak nie będę się tym przejmować, postanowiłam, że nie ubiorę żadnej bransoletki. Dam odpocząć ręką. Idę na plaże i nie mam zamiaru mieć opalonych kreseczek przez nie. Po drugie nikt mnie tutaj nie zna, a Justin i Christian wiedzą. Może Christian jeszcze nie widział, ale kiedyś musi zobaczyć. Gdy już się wykąpałam, wyszłam z kabiny i owinęłam się białym puszystym ręcznikiem. Wytarłam swoje ciało i ubrałam swój czarny strój kąpielowy. Wysuszyłam swoje włosy, które naturalnie są proste i związałam je w kok. Wiedziałam, że na plaży było by mi za ciepło gdybym zostawiła je rozpuszczone. Wyszłam z łazienki i zawołałam Justina, który po chwili stał przede mną w samych spodniach, swoją drogą nosił je stanowczo za nisko. Będę musiała z nim o tym porozmawiać. 


*oczami Justina*
Usłyszałem głos Bree wołający mnie bym przyszedł. Za chwilę byłem już w sypialni onieśmielony wyglądem dziewczyny. Wyglądała niesamowicie seksownie. Wszystko szpeciły blizny na udzie i rękach, szpeciły? Nie po prostu mi przeszkadzały. Nie podobały, nie chciałem, żeby to robiła, a najbardziej bolały mnie te które zrobiła z mojego powodu.
- Jak wyglądam? - zapytała, przechadzając się po pokoju udając modelkę, którą mogłaby zostać.
- Yyy.. yy..- nie wiedziałem co powiedzieć.
- Widzę, że odebrało ci mowę? Efekt zamierzony - zaśmiała się i podeszła do mnie. Pocałowała w usta, a ja czułem jak uśmiecha się przez pocałunek.
- Cieszę się, że przyjechałaś.. 
- Ja też, mimo że na początku nie byłam zbyt chętna - zauważyłem, że coś jest nie tak, ale nie chciałem drążyć. Ruszyłem w stronę łazienki kiedy Bree pociągnęła mnie za rękę.
- Justin czy mocno widać moje przyjaciółki? - zapytała.
- Jakie przyjaciółki? - odpowiedziałem zdezorientowany, nie miałem pojęcia o czym mówi.
- Blizny, kochanie - moje oczy powiększyły się zapewne do nienaturalnych rozmiarów - Justin?
- To twoje przyjaciółki? Twoje blizny nazywasz przyjaciółkami?
- Tak jakoś kiedyś wyszło... Odpowiesz mi?
- Widać... Przykro mi.
- Nie ważne, po prostu chciałam wiedzieć. To nie istotne, nie może ci być przykro? Niby dlaczego? Przecież ja je lubię, nie przeszkadzają mi - z każdym wypowiedzianym przez nią słowem robiło mi się jeszcze bardziej przykro. - One kiedyś mnie uwolnią z tego świata, może nie one. Żyletki, to bardziej moje przyjaciółki, ale blizny też nimi są. 
- Proszę skończ. Nigdzie się nie wybierasz.
- Na razie nie, jeszcze nie - pocałowała mnie w policzek. - Uszykuj się na plaże, bo idziesz? - i wyszła z pokoju chwytając czarno-czerwoną koszule w kratę i krótkie jeansowe spodenki. 

*oczami Bree*
Wyszłam z pokoju i czułam jak łzy zbierają mi się w oczach. Opanowałam je i zarzuciłam koszule i spodenki na siebie. Zapinając guziki weszłam do kuchni gdzie Christian wpatrywał się w lodówkę.
- Co tak patrzysz w tą lodówkę? Jak chcesz coś wziąć to masz moje pozwolenie - zaśmiałam się i omijając go wyciągnęłam butelkę wody. 
- Bardzo śmieszne, świetna koszula, mam taką samą - uderzyłam go w ramię, a on się zaśmiał.
- Idziesz z nami na plaże? - zapytałam.
- W sumie, czemu nie? - odpowiedział i w końcu zamknął drzwi lodówki.
- Tak o patrzyłeś co jest? Tak, to zupełnie normalne - znów się zaśmiałam. - Dobra, nie ważne. Jak idziesz to proszę, żebyś nie wpatrywał się w moje blizny jakbyś zobaczył ducha. Wystarczy mi, że ludzie będą się patrzeć jak na debilkę.
- Nie przejmuj się... - uśmiechnął się - Nie będę, obiecuje - Podniósł dwa palce, a drugą rękę położył na serce, i znowu wybuchłam śmiechem. Chłopak ominął mnie i skierował się, jak mniemam do wybranego przez siebie pokoju. Postanowiłam uszykować torebkę na plaże. Wyciągnęłam czarną torbę-siatkę w białe wzorki i włożyłam do niej ręcznik, butelkę wody, książkę, mp3, słuchawki, telefon i portfel z drobniakami na jakąś przekąskę. Gotowa założyłam czarne japonki i okulary na nos. Usiadłam na kanapie popijając wodę i słuchając muzyki wypływającej z głośników w całym apartamencie. Po 30 minutach chłopacy byli gotowi i wychodząc z budynku kierowaliśmy się chodnikiem w stronę oceanu. Po drodze było pełno budek z jedzeniem, piciem, bary, kluby, które o tej godzinie są jeszcze zamknięte. Gdy weszliśmy na piasek trudno było znaleźć wolne miejsce, ale po 20 minutowych poszukiwaniach spokojnie rozwinęłam ręcznik i ściągnęłam ubrania, z których zrobiłam poduszkę pod głowę. Japonki rzuciłam obok torebki i położyłam się na przygotowanym miejscu. Tak jak przypuszczałam, 'gapie' już patrzyli na moje ręce. Christian na szczęście tak jak obiecał nie wpatrywał się w blizny. Tylko zerknął, ale nie dziwie mu się. Sama na jego miejscu bym popatrzyła. W końcu nie codziennie widzi się dziewczynę z pozoru normalną z tak pociętymi rękoma. Chłopcy również położyli się obok, a Justin oznajmił nam, że idzie do wody. Uśmiechem odpowiedziałam mu, że ja pójdę później i odwróciłam się na brzuch. Miałam okazje wypytać Christiana o jego przyjaciela. Gdy szatyn zniknął z mojego pola widzenia powiedziałam do chłopaka:
- Co robimy? Może w coś zagramy?
- A w co chcesz? Siatka odpada bo nie mamy piłki...
- W 10 pytań - przerwałam mu. - Pytania mogą być o wszystko, wszystkich, co cie tylko ciekawi - z jednej strony bałam się jego pytań, ale chciałam wyciągnąć od niego coś o "moim chłopaku".
- Okey, może być - usłyszałam w jego głosie lekkie zdezorientowanie. 
- Zaczynaj!
- Hmm... Kiedy masz urodziny? - zaśmiałam się na jego pytanie.
- To cię tak ciekawi? - znów wybuchłam śmiechem. - Niech ci będzie. 19 stycznia mam 17 urodziny. 
- Nie wiedziałem jakie pytanie zadać.
- Nie krępuj się. Pytaj o co chcesz - uśmiechnęłam się. - Okey, teraz ja. Na jakie idziesz studia? - postanowiłam najpierw spytać o niego, potem o Justina.
- Prawo, i tak wiem nie pasuje to do mnie.
- Wow, nie sądziłam. Pasuje to do ciebie! Nawet bardzo. Na serio!
- Mam pytanie, ale boje się, że jest nieodpowiednie.
- Dajesz! - poczułam skurcz w żołądku, czy spyta o rodziców?
- Jak zginęli twoi rodzice? - no i spytał, a z moich oczu niekontrolowanie wypłynęła pojedyncza łza.


~.~
Przepraszam, że tak długo nic się nie pojawiło, ale miałam strasznie dużo nauki.
Przepraszam i mam nadzieje, że jesteście ze mną.
Podobało się?

BARDZO DZIĘKUJE ZA PONAD 5 TYŚ WYŚWIETLEŃ! 
JESTEŚCIE KOCHANI!



15 KOM=NOWY ROZDZIAŁ
Kocham i pozdrawiam :)

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział osiemnasty

Rozdział osiemnasty 

*oczami Justina*
- To tutaj - powiedziała Bree, gdy zatrzymałem się pod piętrowym drewnianym domkiem, za którym znajdowało się jezioro.
Wysiadła z samochodu, lekko trzaskając drzwiami przy zamykaniu. Zrobiłem to zaraz za nią. Gdy podszedłem do niej objąłem ją od tyłu i położyłem głowę na jej ramieniu. Gdy pocałowałem ją w policzek, poczułem wilgoć na jej skórze. Płakała. Nie zdążyłem spytać dlaczego, ponieważ piła się w moje wargi jak nigdy. Odwróciła się w moją stronę i wskoczyła na moje ręce. Trzymałem ją za biodra. Nie miałem pojęcia co się dzieje, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Po chwili usłyszałem dźwięk samochodu hamującego na żwirze, z którego była wykonana droga do domku. 
- Dobra kochani, może idźcie do środka? - zaśmiał się Christian.
Bree lekko odsunęła się ode mnie, ale nadal trzymałem ją na rękach. To w niej lubiłem, była strasznie odważna i nie wstydziła się. Oczywiście jest dużo innych powodów, to tylko jeden z nich. Z jej oczu nie kapały już łzy, a ostatnie, które zostały na policzkach wytarłem kciukiem. Na jej twarzy pozostał tylko nieziemski uśmiech, za który zabił by się nie jeden.
- Chłopcy musicie się przespać, sądzę, że powinniśmy wieczorem wyjechać. Nie mam ochoty tak długo siedzieć w samochodzie! - musnęła moje usta i zeskoczyła z moich rąk.
Podeszła do drzwi, uklękła obok doniczki i wyjęła spod spodu kluczyk. Otwarła drzwi domu i zaprosiła nas do środka. Wnętrze było urządzone z niesamowitym gustem, zapewne jest za nie odpowiedzialna mama Bree. Moja ciocia, ale wole mówić, mama Bree. Nie czuje się wtedy jak skończony dupek, sypiający ze swoją kuzynką.
- Ładnie tutaj - powiedział Christian - Słuchaj Bree, myślę, że to dobry pomysł, żeby jechać w nocy. Są mniejsze korki, szybciej będziemy na miejscu, szybciej pójdziemy na plaże i szybciej będę mieć okazję wyrwać jakąś dupę, bo wydaje mi się, że przy was będę się dziwnie czuł - wybuchnąłem śmiechem, a po  mnie zaraz zrobiła to brunetka. Podeszła do niego i przytuliła.
- Nie denerwuj się, jeszcze znajdziesz swoją jedyną. No dobra, rozumiem, że idziecie spać? Do góry, drugie drzwi na prawo łazienka, ręczniki w szafkach. Do góry, pierwsze drzwi na prawo mój pokój. Śpisz tam - powiedziała do mnie. - Ty do góry i drugie drzwi na lewo. Pierwsze są do sypiali rodziców i nie chcę. Rozumiesz? - Christian skinął głową i przybijając ze mną piątkę poszedł schodami na piętro.
- Obudzę cię o 22:30, o 23:00 jedziemy! - krzyknąłem i tylko słyszałem jak zamyka drzwi.
Spojrzałem na Bree z zamiarem spytania jej o to czy godzina jej odpowiada kiedy znów ujrzałem jej łzy.
- Co się stało, dlaczego płaczesz? - podszedłem i chwyciłem ją za podbródek, tak by na mnie spojrzała.
- Ostatnio jak tu byłam... Byłam tutaj z.. - nie musiała kończyć, wiedziałem, że chodzi o jej rodziców.
Nic nie powiedziałem tylko mocno przytuliłem, czekałem aż się uspokoi. Jednak gdy powiedziałem, że teraz ma mnie i będzie wszystko dobrze wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Bez większych starań wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju. Tak jak mówiła, do jej pokoju, w którym miałem spać, ale na pewno nie sam. Położyłem ją do łóżka.
- Musisz się wyspać, obudzę cię o 21:30. Zdążysz wszystko zrobić. Śpij - powiedziałem całując ją w czoło i ściągając jej buty z nóg. Przykryłem ją i chciałem wyjść.
- Obiecuje, że będę spać, ale nie chcę sama. Zostaniesz ze mną? - zapytała siadając na łóżku.
- Zostanę - położyłem się obok niej, wcześniej ściągając bluzkę i spodnie. Bree zdjęła spodenki i rzuciła gdzieś stanik. Zasnęła w samych majtkach i topie na mojej klatce piersiowej. Ja jednak długo nie mogłem zasnąć, mimo że byłem zmęczony, ale po pierwsze było po 16:00 , a po drugie cały czas w oczy rzucały mi się pocięte ręce Bree, miała świeże blizny. 

*38 godziny później*
- Nigdy nie byłam u LA! Tutaj jest pięknie! - krzyknęła Bree gdy jechaliśmy ulicami Los Angeles. Była godzina 14:00 i mieliśmy środę. Jechaliśmy prawie trzy dni. Tragedia. Oczywiście zatrzymaliśmy się po drodze w jakimś hotelu, bo Bree marudziła, że musimy się przespać. Przecież prowadzimy. Jakoś około 6:00 dostałem SMS'a od Christiana, że ekipa od przeprowadzek pownosiła już wszystkie rzeczy do mieszkania. Zostało nam się wypakować, ale zrobimy to jutro. Teraz w planach mieliśmy iść na plaże i odpocząć, wieczorem na jakąś imprezę. Chcieliśmy miło spędzić ten czas. W końcu za półtora tygodnia zaczynamy college, a Bree idzie do pierwszej klasy High School.
- Jesteśmy na miejscu - uśmiechnąłem się kiedy wjeżdżałem do parkingu pod wysokim wieżowcem. Mama załatwiła nam niezłe mieszkano, tak blisko oceanu. Gdy zaparkowałem auto, wysiadłem i wyciągnąłem dwie walizki Bree i swoją torbę podręczną. Zaraz za nami na parking wjechał Christian. Gdy wyskoczył z auta i zabrał torbę podszedł do nas.
- Nieźle się spisała co nie? Widziałem zdjęcia, ale nie sądziłem, że aż tak wypasiony wieżowiec załatwiła twoja mamusia - zaśmiał się. Ruszyliśmy w stronę wind. Zawołałem ją i po chwili staliśmy w środku zastanawiając się nad piętrem.
- 14 czy 17? - zapytałem - kurwa, nie pamiętam.
- A numer mieszkania? - powiedziała brunetka.
- Nie, winda otwiera się tylko na jedne drzwi.
- Okey.. Myślałam, że to będzie jakaś kawalerka, a nie apartament.
- 17! Na pewno! - krzyknął Christian. Wcisnąłem numer piętra i okazało się ono prawdziwe. Weszliśmy do mieszkania, a ja otworzyłem szeroko buzie. Okna sięgały od podłogi do sufitu na szerokość całej ściany w salonie, tak jak w kuchni, która była po lewej. 
- Tak zdecydowanie apartament - powiedziała Bree rzucając się na kanapę - to co ja idę się wykąpać i uszykować na plaże, a wy chłopcy róbcie co chcecie. Aha Justin wybrałeś już swój pokój? Chciałabym zabrać prysznic w twojej łazience, a nie czasami w łazience naszego piekarza - wybuchła śmiechem, a ja z nią. Zaraz po swojej wypowiedzi dostała poduszką od Christiana. Chłopak był nazwany piekarzem przez Bree i tak zostanie. W zasadzie tylko dlatego, że strasznie jej go przypominał, a na drogę wziął dwa bochenki. Znów się zaśmiałem.
- Biorę ten ze wschodem słońca, rano będzie lepiej się wstawać na uczelnie - powiedziałem i zagłębiłem się w pomieszczeniach na prawo. - Więc myślę, że ten będzie odpowiedni - podniosłem głos, żeby mnie usłyszeli. Wszedłem do wielkiej sypialni. Ona zwariowała. Mam na myśli moją matkę, oczywiście.
- Masz gust - powiedziała Bree i pocałowała mnie w policzek. Chwyciła swoją szarą torbę i weszła do łazienki, w celu jak mniemam przebrania się w stój kąpielowy.
- Stary, idziemy na plaże z nią? - zapytałem bruneta siadając na fotelu w salonie.
- A co boisz się, że ktoś ci ją zabierze? Zazdrosny? - oberwał poduszką.
- Odrobinę. Bro widzisz jak ona wygląda, a w stroju kąpielowym... Boje się pomyśleć - odpowiedziałem.


~.~
Nie miałam jakoś weny więc jest średni... Przepraszam, że czekaliście 2 dni dłużej, ale miałam dużo nauki. Nie moja wina :/
Liczę, że się podoba?


13 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Kocham i pozdrawiam!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział siedemnasty

Rozdział siedemnasty


Gdy usiadłam na fotelu, uświadomiłam sobie, że w tej chwili popełniam największy błąd w moim dotychczasowym życiu. Daje nam szansę, daję nadzieję Justinowi, choć wiem, że nic z tego nie wypali. Przecież to nie możliwe by kuzyn z kuzynką żyli w związku na odległość, nie, to jest możliwe. Nie możliwe jest to by im się udało. Ruszyliśmy zaraz po tym jak szatyn wpisał nasz cel podróży do nawigacji w iPodzie, który był umiejscowiony pod radiem, w miejscu popielniczki.
- Co chcesz posłuchać? - spytał tym samym wyrywając mnie z myślenia.
- Słucham?
- Włączyć radio, czy może jakąś płytę?
Ah, więc pytał o muzykę. Czy ja wiem, chyba powinniśmy porozmawiać. Przecież jest o czym, i to nie mało. Może zabraknie nam czasu. Nie chcę go przecież zranić, lecz ja ranie wszystkich wokoło. Nie uda mi się go przed tym uchronić, choć bym nie wiem jak bardzo chciała, to nie uda mi się.
- Obojętnie, może być radio.
Włączył jakąś stacje, na której leciała podajże piosenka U2 - Every Breaking Wave. Nie wiem, wyłączyłam się po tym jak Justin wypowiedział te kilka zdań, które mogłyby zmienić wszystko. Niestety miałam podjętą decyzje.
- Bree, tak się cieszę, że chcesz spróbować - serce mi się łamało kiedy on miał nadzieje, a ja i tak ją niedługo zrujnuję. - Zobaczysz, że nam się uda. Wiem, łatwo nie będzie, ale jak się postaramy to się uda.
Nie, nie uda się. Ja to wiem, doskonale to wiem. Nie zmieni mojej decyzji, nic jej nie zmieni. Ja znam powód dlaczego się nie uda. On jeszcze nie. Pozna go po fakcie, a może i wtedy go nie pozna.
- Odezwij się, proszę.
- Jestem zmęczona, pozwolisz, że się zdrzemnę? - starałam się odejść od tematu.
Tematu nas. NAS. Tego czego nie było, nie będzie przynajmniej na prawdę, i tego czego nie powinno być.
- Jasne mała, śpij - uśmiechnął się i przyspieszając do 140km/h wjechał na autostradę prowadzącą do Los Angeles.

*10 godzin później*

Obudziłam się z bolącym karkiem. Gdy spojrzałam na godzinę w telefonie lekko się zdziwiłam. Dochodziła 9:30, nie myślałam, że zdołam przespać tyle godzin w samochodzie.
- Obudziłaś się? - zapytał szatyn z uśmiechem na twarzy i okularami słonecznymi na nosie.
- Yhmm... - odpowiedziałam razem z ziewem. - Zanim spytasz się jak mi się spało, odpowiedź brzmi: źle - zaśmiał się na moją wypowiedź połączoną z grymasem na ustach.
- Przykro mi, ale samochody sportowe nie są najwygodniejsze jeżeli chodzi o spanie.
Odpowiedziałam uśmiechem, w radiu leciała piosenka Ellie Goulding - Love me like you do. Uwielbiałam ją i cicho, pod nosem nuciłam sobie słowa. 
- Nie wstydź się - powiedział z lekkim uśmieszkiem na ustach.
Wyglądał tak seksownie w tych okularach i czarnym snapbacku. Boże, co ja gadam?! Bree, opanuj się. No pięknie, teraz rozmawiam ze sobą. Po około dziesięciu minutach poczułam ukłucie w pęcherzu. Jejku, akurat teraz? Teraz jak jesteśmy w środku jakiegoś pierdolonego lasu?
- Justin? - no muszę, przecież nie wytrzymam.
- Coś się stało? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie, znaczy tak, znaczy tak jakby - uśmiechnęłam się do niego.
Nic nie odpowiedział i wydaje mi się, że czekał aż coś powiem. Tylko jak.
- Trochę mi głupio...
- No powiedz w końcu!
- Chcę mi się siusiu - wybuchł śmiechem, a ja się zaczerwieniłam, chyba pierwszy raz przy Justinie.
- I tego się wstydziłaś? - znów się zaśmiał. - Tak przy okazji ślicznie się czerwienisz. Tylko jest mały problem, jesteśmy w lesie, a stacja będzie za jakieś 30 minut. Wytrzymasz?
Co?! Tyle czasu? Że niby mam wytrzymać 30 minut. Co to, to nie!
- Nie bardzo..
- Dasz radę w krzaczki?
Odpowiedziałam skinięciem głowy, a Justin zatrzymał się na poboczu i wysiedliśmy z samochodu. Szybko wbiegłam do lasu i sprawdziłam czy nie ma nikogo, kto mógł by mnie widzieć.
- Odwróć się! - krzyknęłam do Justina, a on to zrobił - I nie podglądaj!
- Nie będę podglądać obiecuje! - zaufałam mu w tej 'błahej' sprawie i powoli zdjęłam spodenki, jednak coś mnie podkusiło i zanim zsunęłam majtki znów spojrzałam w stronę szatyna. Był tam i patrzył, nawet się nie ruszył tylko wpatrywał się w moje oczy.
- Okłamałeś mnie! - krzyknęłam.
- Nie prawda, właśnie dotrzymuję obietnicy! Obiecałem nie podglądać i tego nie robię. Ja po prostu patrzę.
Nie umiałam się nie zaśmiać, więc tak sobie to obmyślił. Uświadomiłam sobie, że stoję jak taki debil w samych majtkach w środku lasu, na przeciwko mojego 'chłopaka' (?). No właśnie Justin to mój chłopak? On zapewne myśli, że tak. Ja jednak jestem zmuszona udawać. Wydaje mi się, że w ten sposób mniej go zranię, ale coraz częściej wydaje mi się, że to nie prawda.
- A więc mój drogi - jego oczy się zaświeciły, a mi serce znów łamało się na pół - proszę abyś nie podglądał, nie patrzył, nie zerkał, ani nie robił nic co wiąże się z tym, iż zobaczysz jak robię siusiu. Mogę na to liczyć?
- No niech ci będzie - odpowiedział smutnym głosem i się odwrócił, wtedy ja spokojnie mogłam załatwić swoje sprawy.
Gdy wróciłam do auta Justin już w nim był i czekał z odpalonym silnikiem. Usiadłam na swoim miejscu i zapięłam pasy, a on energicznie ruszył.
- Czuję się o niebo lepiej, jak bym się urodziła na nowo. Od razu pięć kilo mniej - powiedziałam, żeby zagaić rozmowę, a chłopak się zaśmiał.
- Jak chcesz to potrafisz być nawet zabawna.
- Dziękuje - odpowiedziałam z dumą.
- Ale tylko czasami - walnęłam go w ramię z całej siły, ale nie zabolało go to.
Nie dziwie się, w końcu jestem małą dziewczynką, która nie radzi sobie ze swoim życiem, a co dopiero z uderzeniem chłopaka.


Około 15:00 zauważyłam, że zbliżamy się do domku moich rodziców. Mieliśmy domek lotniskowy przy jeziorze w Shreveport, a to akurat po drodze.
- Skręć tutaj! - krzyknęłam ni stąd ni zowąd.
- Jesteś pewna?
- Yhmm, skręć! - powiedziałam i po namowie szatyna chwyciłam jego telefon i zadzwoniłam do Christiana informując go by pojechał za nami.

~.~
Mam nadzieje, że nie zawiodłam was tym rozdziałem. Wydaje mi się beznadziejny i zastanawiam się czy w ogóle potrafię pisać? Nie wiem.
Jak podoba wam się ten rozdział?
Uwaga: Nie wiem czy w Shreveport jest jezioro, nie miejcie mi tego za złe. Potrzebowałam miasta, które jest po drodze do LA.
Proszę jeśli to przeczytałaś/eś to pozostaw po sobie ślad, pisałam ten rozdział w nocy gdy wracałam z nad morza z rodzicami. Nie pytajcie - mój ojczym wymyślił sobie obiad w Międzyzdrojach (około 360km).
Starałam się dla was więc pokaż że jesteś!


12 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Kocham i pozdrawiam :)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział szesnasty

Rozdział szesnasty 

Gdy Justin wyszedł siedziałam i płakałam w poduszkę tak długo, że zrobiła się 21:00. Poszłam do łazienki i wyjęłam żyletkę. Powolnym ruchem przecięłam skórę na lewym nadgarstku. Powoli boli jeszcze bardziej, zrobiłam kolejną kreskę i łza spłynęła po niej. Już chciałam kontynuować kiedy usłyszałam pukanie do drzwi od pokoju.
- Bree? Mogę wejść? - zapytała ciocia.
Szybko wytarłam rękę i zabandażowałam ją. Wpadłam do garderoby i sięgnęłam po szlafrok.
- Bree? - znów zawołała.
- Tak ciociu? - odpowiedziałam, włączając wodę w wannie i zamknęłam drzwi łazienki.
- Mogę wejść?
- Tak proszę.
Usłyszałam otwieranie drzwi i ciche kroki.
- Jestem w łazience, już wychodzę - zawiązałam sznurek w szlafroku i wyszłam. - Chciałam się wykąpać, o co chodzi?
- Jedziesz do Los Angeles z chłopakami?
- Nie ciociu, nie jadę.
- Dlaczego? - zapytała zdziwiona.
Co ja mam jej odpowiedzieć, że przed chwilą zerwałam z jej synem i nie chcę jechać tam z jego powodu. Dlatego, że łączy nas coś więcej niż wieź rodzinna? Że uprawiałam z nim dwa razy seks?
- Kochanie, pojedź, rozerwij się. To ci się przyda. Nie długo zaczynasz pierwszą klasę liceum, pojedziesz na wakacje. Byłaś już kiedyś w Los Angeles?
- Nie ciociu, nie byłam - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
- To czemu nie chcesz jechać? To piękne miasto, pojedź. Zobaczysz będzie dobrze. Nie przejmuj się Justinem, nic ci nie zrobi.
- To nie chodzi o to, nie boję się, że coś mi zrobi.
- Christian to cudowny chłopak, znam go już strasznie długo, on też nic ci nie zrobi.
- Tak wiem ciociu, nie pozwoliłabyś, żeby mnie ktoś skrzywdził, jestem ci za to wdzięczna.
- To pojedziesz z nimi? Popilnujesz mi syna, żeby za dużo nie świrował? - zapytała ze śmiechem i pchnęła łokciem o mój łokieć.
Odpowiedziałam uśmiechem, gdyby wiedziała co się tutaj działo pod jej nieobecność. Za nic w świecie nie pozwoliłaby nam spędzać razem czas, a co dopiero namawiać mnie do tego. 
- Dobrze ciociu, pojadę!
- Cudownie! Spakuj się i wykąp, a ja powiadomię Justina.
- Ciociu! Mogę sama mu to powiedzieć?
- Jak chcesz, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Naprawdę chcę, żebyś go troszkę popilnowała.
- Dobrze ciociu, obiecuję - uśmiechnęła się i wyszła, a ja z bezsilności padłam na ziemie.
Zaczęłam płakać, dam nam szansę. Co jeśli poczuję do niego coś więcej i nie będę potrafiła tego przerwać? A co jeśli już coś do niego czuję?

*oczami Justina*

Od momentu kiedy Bree powiedziała, co powiedziała minęło kilka godzin. Nie dawno postanowiłem się spakować, wykąpałem się i właśnie schowałem kosmetyki. Gdy wchodziłem do sypialni na łóżku siedziała brunetka.
- O co chodzi? - spytałem, wkładając kosmetyczkę do torby.
- Jeżeli to nadal aktualne to chciałabym z wami pojechać.
- Żartujesz, prawda?
- Nie, nie żartuję. Chciałabym dać nam szansę. Jeżeli się nie uda to nie. Jak wiemy oboje związek na odległość będzie prawie nie wykonalny, ale jeżeli chcesz tego tak bardzo jak ja? To spróbujmy.
Nic nie odpowiedziałem tylko podszedłem do niej i podniosłem. Stanęła na nogi, a ja mocno wpiłem się w jej usta. Owinęła nogi wokół moich bioder, a ja trzymałem ją za pośladki. Całowaliśmy się.
- Nie tutaj - przerwała.
- Masz rację.
- Takie pytanie? Mogę?
- Jasne - opowiedziałem i szybko musnąłem jej usta.
- Nie lepiej wyjechać w nocy? To w końcu długa droga. Po drodze zatrzymalibyśmy się w domku moich rodziców. Mamy domek przy jeziorze, jakoś po drodze. Poznam jak będziemy jechać.
- No fakt to prawie 3000 mil. Pojedziemy jak nic 40 godzin. Zadzwonię do Christiana i spytam czy będzie spakowany na?
- Ja będę gotowa na 23:00.
- Ja też, nadal nie wierzę, że nie będziemy musieli się chować.
- Christian wie, prawda?
- Yhmm, musiałem się komuś wygadać, a to mój najlepszy kumpel.
- Spokojnie, nie mam ci tego za złe. Idę się spakować, a ty zadzwoń.

*oczami Bree*

O 22:30 byłam spakowana, uszykowana i pocięta jeszcze bardziej. Nie zapomniałam oczywiście o najlepszych przyjaciółkach - żyletkach. Zostało mi włożenie Macbooka do torby i wybranie butów na drogę. Ubrana byłam w jeansowe spodenki z wysokim stanem, białą bluzkę z krótkim rękawem i czarny sweter. Nie zapominając oczywiście o bransoletkach, które i tak nie zasłaniały wszystkich blizn. Nie mam przed kim ich chować. Justin i Christian wiedzą, a w LA i tak nikt mnie nie zna. Zdecydowałam się na najwygodniejsze buty w mojej szafie, jak i oczywiście na świecie - Roshe Run w kolorze czarnym. Mam też parę innych butów w torbach. No tak torbach, mam ich dwie. Mam nadzieję, że szatyn ma miejsce w aucie. Pół godziny temu przyjechał bus po parę mebli Justina i wziął jego torby. Chłopak zostawił sobie parę rzeczy na przebranie, ale ja nie byłam wtedy gotowa by oddać swoje torby. Około 22:50 do pokoju wszedł Christian po moje rzeczy i powiedział, że zaniesie je do samochodu Jus'a. 
- Do zobaczenia za dwa tygodnie Bree - powiedziała ciocia żegnając się ze mną. - Przelałam ci na kartę pieniądze, nie żałuj sobie niczego.
- Dziękuje, ale nie trzeba było.
- Oj trzeba było, a teraz już idź!
Wcześniej pożegnawszy się ze swoim synem pokiwała Christianowi. Wyszłam na dwór zamykając za sobą drzwi. Skierowałam się w stronę garażu.
- Nie jedziemy twoim Lamborghini? - spytałam spoglądając na czarne Audi R8.
- Nie, zostawiam je. Ledwo upchnąłem twoje torby - uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. 

~.~
   Co wy na ten obrót sytuacji?! Mysleliscie, że Bree tak szybko zmieni swoje zdanie? Spokojnie dlugo to nie potrwa, moze niestety. 

MAŁY SPOJLER! 
Juz niedługo tak jak chcieliście pojawi sie trochę wiecej scen Justina i Bree, ale dojdzie nam odrobina zazdrości. To następnego!


Co do wyświetleń, jest ich coraz więcej - z czego się niezmiernie ciesze - ale komentarzy jest mniej. Wiem, że stać was na te 11 komentarzy. Pokażcie, że tutaj jesteście ;)
11 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Pozdrawiam :)


środa, 8 kwietnia 2015

Pytania do czytelników :)

Witam was serdecznie!
Chciałabym poprosić was o wasze pomysły! Mam napisany kolejny rozdział, który dodam najprawdopodobniej w piątek, więc nie denerwujcie się :) Wracając, chciałabym ażebyscie napisali w komentarzach co myślicie. Mam do was kilka pytań, na które chciałabym żebyście odpowiedzieli :3 Uwaga! Jeżeli conajmniej dziesięć osób odpowie na nie w ten weekend pojawią sie dwa rozdziały (w piątek i w niedziele). Liczę na was! A więc pytania :) 
1. Co myślisz na temat rozwijającej sie akcji, czy rozwija się za szybko, za wolno? 
2. Co najbardziej podoba Ci sie w rozdziałach? Jakie sceny?
3. Który rozdział najbardziej Ci sie spodobał?
4. O czym chciałbyś/chciałabyś przeczytać w następnych rozdziałach?
5. Wolisz rozdziały oczami Bree, czy Justina? 
6. Jak myślisz, co będzie się działo w dalszych rozdziałach bloga?
7. Czy chcesz nadal czytać o historii Bree i Justina?
8. Od 1 do 10 na ile oceniasz blog?

Informacja! Jeżeli chcesz zadać mi jakieś pytanie, masz możliwość! Odpowiadam na wszystkie pytania, które zadacie w komentarzach. Tylko napiszcie czy chcecie zebym odpowiedziała tutaj, czy mailem. Jezeli mailem to podaj mail :)
 

Pozdrawiam was i do piątku! 



wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział piętnasty

Rozdział piętnasty

Gdy się obudziłam szatyna nie było obok. Odwróciłam się na lewy bok i sięgnęłam po telefon leżący na szafce. Zobaczyłam nowego smsa, który przyszedł 9:11, a teraz mamy 10:23.
Od Justin: Poszedłem do siebie, jakby mama przyszła do ciebie to by się zdziwiła.
Nie mam pojęcia jak długo będę potrafiła to ciągnąć mimo, że dopiero zaczęliśmy. Cały czas denerwuję się, że ciocia się dowie. Nie wiem w jaki sposób, ale się dowie.

*tydzień później*
*oczami Justina*

Od tygodnia nie spędziłem z Bree czasu sam na sam. Cały czas obawia się o mamę. Nie ukrywajmy ja też, ale uważam, że ona obawia się tego za bardzo. Wiem, że jakby nas przyłapała to nie było by za dobrze. Siedzę teraz u siebie i gram na gitarze. Nie mam co ze sobą robić. Jest taki upał na dworze, że nawet nie chcę mi się wyjść. 
Od Christian: Stary zostały dwa tygodnie do końca wakacji, może pojedziemy już do LA. Nasza kawalerka jest już gotowa! Rozejrzymy się po mieście, przygotujemy do nauki. Co ty na to?
Christian ma w sumie rację, możemy już pojechać i przygotować się do wszystkiego. Mimo, że jest starszy to zrobił sobie przerwę od szkoły i tak jak ja teraz zacznie pierwszy rok w collegu. Chciałem już mu odpisać, że jedziemy kiedy przypomniałem sobie o Bree. Nie mogę jej tak zostawić.
Do Christian: Stary nie mogę.
Od Christian: Co cię trzyma w Miami?
Do Christian: Nie mogę zostawić Bree, dopiero co wróciła. Daliśmy sobie szanse, wiesz dobrze o tym. Chcę zostać z nią tak długo jak będę mógł. Potem i tak będę musiał ją zostawić, wyjadę na drugi koniec kontynentu. Ona wie, że idę do collegu, ale co z tego? Powiedziała, że nie po to dawaliśmy sobie szanse, żeby przez mój wyjazd to kończyć.
Od Christian: To weź ją ze sobą, bro.
Do Christian: Nie przeszkadzało by ci to?
Od Christian: Zgłupiałeś do reszty? Przecież chcę twojego szczęścia głupku. W LA nie będziecie musieli się chować. Będzie twoją dziewczyną.
Ta możliwość totalnie mnie przekonała, stwierdziłem, że dwa tygodnie z Bree jako moją dziewczyną będą lepsze niż siedzenie w swoich pokojach i rozmowy przy posiłkach.
Do Christian: Dobra przekonałeś mnie, tylko co mam powiedzieć matce?
Od Christian: To akurat najmniejszy problem. Powiedz jej, że wpadnę, ale wcześniej uprzedź ją o wyjeździe. 
Do Christian: Dobra stary, dzięki. Czekam.
Wstałem z łóżka i ruszyłem na dół do kuchni. Tam zastałem moją mamę. Usiadłem na krześle i pogodnie się do niej uśmiechnąłem.

*oczami Bree*

Jest tak strasznie gorąco, mam na sobie tylko biały top odsłaniający brzuch i ciemno zielone spodenki z wysokim stanem. Wyszłam z łazienki po odbyciu porannej toalety i postanowiłam zejść po szklankę zimnej wody. Gdy schodziłam słyszałam jak Justin rozmawia z ciocią Pattie.
- Jesteś pewny synku? - powiedziała ciocia.
- Tak mamo, jestem pewny - odpowiedział szatyn.
- No dobrze, jak chcesz.
- Cześć - przywitam się wchodząc do kuchni.
Nikt nie zdążył mi odpowiedzieć, bo drzwi domu się otwarły, a do środka wszedł dobrze zbudowany brunet. Jak się domyśliłam był to przyjaciel Justina.
- Siema bro! - przybił piątkę z szatynem. - Dzień dobry pani Mallette, a ty to?
Udawał głupiego, a znał mnie. Przypomniałam sobie ten dzień jak wpadli do domu, a ja pomagałam ich spławić i mi się udało. No ale co? Może ma jakiś zamiar, coś do zrobienia?
- Jestem Bree - podałam mu rękę, uważając by bransoletki nie odsłoniły blizn.
Uśmiechnął się i powiedział:
- Miło cię wreszcie poznać - odwzajemniłam uśmiech.
- Co cię do nas sprowadza Christian? - zapytała ciocia Pattie.
- Justin zapewne powiadomił panią, że zamierzamy jutro wyjechać do LA
Co?! Dlaczego ja nic nie wiem!? Spojrzałam ukradkiem na Justina, a on tylko spokojnie kiwnął głową. Zrozumiałam, że mam poczekać.
- Tak, mówił mi ale nadal nie wiem czy to dobry pomysł.
- Niech się pani nie martwi. Kawalerka jest już gotowa od początku sierpnia, a my przynajmniej odpoczniemy, przygotujemy się na naukę.
- To ja pójdę do siebie - przerwałam mu i chciałam ruszyć na górę.
- Czekaj kochana, może wzięlibyście Bree ze sobą? - uśmiechnęła się do mnie - Chciałabyś kochanie?
Ze zdziwienia nie umiałam nic powiedzieć, a więc taki mieli plan. Punkt dla was chłopcy.
- Nie chciałabym nim przeszkadzać.
- Nie będziesz nam przeszkadzać, mała - odpowiedział Christian.
- Nie wiem, nie jestem pewna czy chcę. Mogłabym się zastanowić?
Justin dziwnie na mnie popatrzył, ale ja miałam swój powód by nie pojechać.
- Jasne, tylko szybko. Jutro wyjeżdżamy, ja będę się zbierał. Chciałem tylko się upewnić czy mam rezerwować bus do przeprowadzki - znów odezwał się brunet. - To do 11:00, bro - przybił piątkę z szatynem i wyszedł żegnając się ze mną i ciocią.
Bez słowa poszłam do siebie, a już po chwili do pokoju wszedł Justin. Nic nie powiedziałam, czekam, aż pierwszy się odezwie.
- Dlaczego nie chcesz jechać? W LA nie będziemy musieli udawać. Będziesz moją dziewczyną.
- Justin, to nie takie proste. Pojadę z wami, zostanę tam dwa tygodnie, a potem? Będę musiała wrócić. Po co mamy robić sobie nadzieje? Lepiej już teraz to zakończyć.
- Mówiłaś, że nie chcesz tego kończyć - przybliżył się do mnie, a ja odsunęłam się.
- Ale przemyślałam to. Nie możemy tego ciągnąć. Pojedziesz sam, znajdziesz sobie tam odpowiednią dziewczynę, a ja prędzej czy później zniknę. Umrę. Dobrze wiesz, że to nadejdzie.
- Ale ja nie chcę.
- Ja chcę, dlatego Justin to koniec. Wyjdź.
- Daj nam szansę! Jeżeli nadal po tych dwóch tygodniach zdecydujesz, że to koniec to się na to zgodzę - powiedział ze smutkiem w oczach.
- Nie Justin. To koniec. Teraz.

~.~
Dzisiaj mamy dłuższy rozdział, mam nadzieję, że to was cieszy.
Jak myślicie co będzie dalej? 
Justin wyjedzie i zostawi Bree?


11 KOM = NOWY ROZDZIAŁ 
Pozdrawiam :)

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział czternasty

Rozdział czternasty

Poczułam się jak śmieć. Gdy powiedziałam Justinowi, że Ethan chciał mnie zgwałcić po prostu wyszłam. Nie wytrzymałam napięcia. Wbiegłam do pokoju z fortepianem i usiadłam na parapecie ze łzami w oczach. Nie umiałam ich opanować. Tak bardzo potrzebowałam teraz czyjegoś głosu, pocieszenia. Tak bardzo brakowało mi mamy. W takich momentach to ona się najlepiej sprawdzała. Przychodziła, nie wypytywała jeżeli sama nie chciałam powiedzieć i przytulała. Tak strasznie za nią tęsknię. Gdy kolejna łza spływała mi po policzku do pomieszczenia wszedł szatyn. Bez słowa przyklękną obok mnie i chwycił mnie za rękę. Usiadł na ziemi i nie puszczał mnie przez wieczność. Nie mam pojęcia jak długo tak siedzieliśmy, ale zapewne ponad godzinę. Zrobiło się już ponuro na dworze. Potrzebowałam bliskości. Bliskości Justina. Zapewne to dziwne bo jeszcze kilka dni temu uciekałam od gwałciciela. Podniosłam się i w tej samej chwili szatyn zrobił to samo. Popatrzył mi w oczy i delikatnie musnął moje usta. Tego potrzebowałam. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Powoli kierował mnie ku wyjściu na korytarz. Nie przerywając pocałunku znaleźliśmy się w jego sypialni. Coraz to mocniej, zachłanniej mnie całował, a ja mocniej odwzajemniałam.
- Kochaj się ze mną - szepnął mi do ucha - fakt 15: Tak bardzo tego chcę.
- Fakt 15: Marzę o tym od ostatniego razu.
Rzucił się na mnie, pchnął na łóżko i z całej siły zerwał ze mnie ubranie, oraz bieliznę. Potem szybko się rozebrał i delikatnie we mnie wszedł. Wygięłam się w łuk i słuchałam naszych przyspieszonych oddechów. Drapałam Justina po plecach za każdym pchnięciem. Po chwili gdy oboje szczytowaliśmy, zapominając o otaczającym nas świecie. O tym, że nie powinniśmy tego robić.

*10 godzin później*
Gdy otworzyłam oczy ujrzałam szatyna leżącego na brzuchu z otwartymi oczami.
- Fakt 39: Nie spałem całą noc, bo nie mogłem się na ciebie napatrzeć.
- To już tyle tych faktów minęło w nocy? - spytałam muskając jego usta.
- Dokładnie, już wiem, że nie lubisz grejfruta, że w podstawówce dostałaś jedynkę z wf-u, że nie umiesz jeździć na rolkach i parę innych ciekawych rzeczy się dowiedziałem - odwzajemnił pocałunek.
Już nie myślałam o tym co Ethan chciał mi zrobić, starałam się zapomnieć. Tak jak radził Justin. Gdy chłopak się przesunął ujrzałam jego plecy, które były całe w czerwonych kreskach po moich paznokciach. Przejechałam po nich dłonią.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Zwariowałaś? Nie przepraszaj mnie. To dowód na to, że było ci dobrze - na jego wypowiedz lekko się zawstydziłam.
Już chciałam coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie reklamiarz, spławie go i wracam - powiedział szatyn i wyszedł z pokoju.
Patrzyłam jak w samych bokserkach wychodzi z pomieszczenia i uznałam, że jestem świrnięta. Jak mogę robić takie rzeczy. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos z dołu. Wyszłam na korytarz owinięta w śnieżnobiałą pościel i nasłuchiwałam.
- I jak było? Daliście radę beze mnie? Gdzie tak w ogóle jest Bree? Bree?! - krzyknęła ciocia Pattie.
Wróciła. Tylko nie to! Nie teraz!
- Chyba jeszcze śpi. Pójdę po nią.
- Obudź ją, mam coś dla was.
- Dobrze mamo, już idę. 
Szybko uciekłam do swojej garderoby i zrzuciłam pościel. Ubrałam biały komplet bielizny.
- Ubieraj się!
- Ty też! - odkrzyknęłam do chłopaka - I weź tą pościel!
Narzuciłam na siebie biały t-shirt i czarne spodenki. Szybkim krokiem zeszłam do kuchni, gdzie ciocia parzyła herbatę.
- Cześć ciociu, jak było na wyjeździe? 
- Oh, Bree. Dobrze, dziękuje. Jak się czujesz? Przepraszam, że musiałam cię tak zostawić, ale nie miałam innego wyjścia. Mam nadzieje, że nie jesteś na mnie zła, i że z Justinem nie było, aż tak źle.
- Nie, dziękuje ciociu. Jestem ci wdzięczna, że mogę tutaj mieszkać.
- Ah, cała przyjemność po mojej stronie, a teraz prezenty. Proszę tutaj dla mojego synka - podała małą czarną torebkę szatynowi, który wyjął z niej kartonik. 
Zegarek z jakieś drogiej firmy. Nie znam się na tych sprzętach. Potem podała mi taką samą torebkę tylko bordową. Odrzuciło mnie trochę na ten kolor, który przypomniał mi mieszkanie Ethana, ale nie chciałam wzbudzać podejrzeń. Wyciągnęłam pudełeczko, a z niego śliczną srebrną bransoletkę z Pandory z kilkoma przywieszkami.
- Dziękuje ciociu, jest śliczna.

*12 godzin później*
Sytuacja się powtarza. Piętnasty już dziś raz z rzędu. Ręka, żyletka, cięcie, krew, chusteczka. Jeszcze paręnaście cięć. Jeszcze i jeszcze. Gdy kończę płuczę rękę i ją bandażuje. Wychodzę z łazienki ubrana w piżamę, a na łóżku siedzi on. Justin i kręci głową.
- Dlaczego? - pyta.
- Bo muszę - odpowiadam.
Już nic nie mówi tylko podchodzi. Całuję mnie w czoło i wychodzi. Kładę się na łóżko, chwytam książkę leżącą na komodzie obok i zaczynam czytać. Dostaję sms.
Od Justin: Bree, damy radę. Tylko proszę nie rób tego więcej.
Odpisuję.
Do Justin: Nie możemy tego ciągnąć, co jeśli twoja mama się połapie.
Od Justin: Oboje chcemy spróbować. Jeżeli nie wyjdzie to nie, ale może się uda.
Zwariowałam, ale uznaję, że ma rację. Co mi szkodzi spróbować? Nie mam już nic do stracenia.
Do Justin: Skoro tak to nie mam zamiaru dzisiaj spać sama. 
Od Justin: Już idę.
Po chwili drzwi się otwierają, chłopak wchodzi. Zamyka je za sobą powoli, kładzie się obok mnie. Ja kładę głowę na jego nagiej klatce piersiowej i powoli zasypiam.

~.~
Co myślicie? Mam nadzieje, że się podoba. 
Jeżeli to przeczytałaś/eś to pozostaw po sobie ślad :)

10 KOM = NOWY ROZDZIAŁ
Pozdrawiam