niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział trzeci (II)

Rozdział trzeci (II)

Siedziałam na krześle przy swoim wielkim biurku, a za mną rozprzestrzeniła się panorama Nowego Yorku. Od godziny próbowaliśmy z Olivierem ustalić plan spotkań na następny tydzień. Nie było to łatwe, czego można się domyślić. Połączenie spotkań w dwóch totalnie innych firmach nie mogło być proste. Połowę spotkań, na których nie musiałam pojawiać się osobiście powierzyłam blondynowi, jednak mimo to nadal nie wiedzieliśmy gdzie wepchnąć resztę. Jestem w NY od miesiąca i już powoli nie daje sobie rady. Wszyscy mówią mi, że świetnie mi idzie, ale sama jakoś w to nie wierzę. Teraz rozumiem dlaczego rodzice wracali do domu zmęczeni i pracowali jeszcze po pracy. Ja teraz pracuje za obydwóch. Boje się, że nie podołam. 
- Bree, a jakbyśmy dali tego gościa na czwartek o 13:00, a tą panią na wtorek o 11:00? - zaproponował Olivier. 
- A może przesuniemy pana Blue na następny tydzień?
- Nie ma takiej możliwości. Czeka na spotkanie od trzech tygodni i codziennie dzwoni by się przypomnieć. 
- Grrrr.. Co za człowiek, jakby nie mógł jeszcze troszkę poczekać...
- Co powiesz na kawę? Jedź do domu bo już późno, a ja za pół godziny dojadę z pysznościami ze Starbucksa! Co ty na to?
- Jesteś kochany - powiedziałam i chwyciłam swoją torebkę. - Nie do zastąpienia!
- Frappucino? - zapytał, a ja zaśmiałam się na to jak dobrze mnie poznał w tak krótki czas. 
- Karmelowe, dziękuje! - powiedziałam i wyszłam z mojego biura.  
Podeszłam do biurka moich sekretarek i poprosiłam by jedna z nich kazała podwieźć komuś moje auto pod główne wejście. Po chwili zjeżdżałam windą z dwudziestego drugiego piętra firmy bankowej mojej mamy, znaczy z mojej bankowej firmy. Podeszłam do recepcji i oddałam swoją kartę.
- Jak się dzisiaj czujesz, Mia? - zapytałam rudowłosą dziewczynę za ladą.
Niedawno wróciła z urlopu. Miała poważną operacje, oficjalnie nie powinna jeszcze pracować, ale jej sytuacja finansowa nie była za ciekawa. Nie chciałam się zgodzić by już teraz wracała do pracy, ale bardzo prosiła mnie bym pozwoliła jej wrócić. Jest samotną matką i nie dałaby rady żyć z samego zasiłku. Jej oszczędności się skończyły, a na pożyczkę nie mogła sobie pozwolić.
- Jest dobrze, dziękuje. A ty jak sobie radzisz? - mówiłyśmy do siebie po imieniu, bo byłyśmy w podobnym wieku.
No może nie tak bardzo podobnym. Mia była ode mnie starsza od dwa lata, miała niesamowity charakter. Bardzo ją polubiłam i zaczęłyśmy powoli się zaprzyjaźniać.
- Jakoś... Nadal uważam, że wcale tutaj nie pasuje, no ale nic na to nie poradzę. To jest nie ważne. Powiedz mi co u twojego małego słodkiego chłopca? - zapytałam o jej synka.
- Udało mi się wysłać go na obóz dla dzieci. Był taki szczęśliwy, a ja ledwo wytrzymałam, żeby się nie popłakać jak wyjeżdżał. Mam też dobre wieści.
- Słucham z wielkim zaciekawieniem - zaśmiałam się.
- Co dzisiaj mamy?
- Piątek i twoje urodziny, dałam ci prezent rano. Przecież pamiętałam! - odpowiedziała oburzona.
- Tak wiem, spokojnie! Dziękuje jeszcze raz za ten prezent. Mówiłam ci, że nie trzeba było! Chodzi teraz o coś innego. Dzwoniłam do lekarza.
- I co się dowiedziałaś!? Mów, bo zaraz oszaleje! Nie trzymaj mnie w tej durnej niepewności już dużej!
- Mogę już pić! - zapiszczała, a ja razem z nią.
- No to moja droga twoje dwudzieste pierwsze urodziny właśnie dziś trzeba opić! Wyśle po ciebie John'a około 19:00! Weź się spakuj bo zostajesz u mnie. To będzie szalony weekend!
- Nie wiem czy powinnam.
- Błagam cię przestań! Wysłałaś Maksa na obóz, weekend masz wolny. Znikam bo moje autko czeka. Do wieczorka! - pożegnałam ją i wyszłam z budynku, przed tym jak zawsze przechodząc przez ochronę i bramki kontrolne.
Wsiadłam do mojego auta i ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Jak zwykle kilka przechodni wpatrywało się w moje Porsche, ale nic mnie to nie dziwi. To nie jest tak, że nie mam na co wydawać pieniędzy. Nie! Moi rodzice mieli podpisane umowy z różnymi markami samochodowymi. W zasadzie to firma bankowa mojej mamy ma z tym najwięcej wspólnego. Dyrektorzy oddziałów tych salonów samochodowych mają konta w naszym banku. Z tą na przykład moje białe Porsche Panamera S.
Wjechałam do garażu podziemnego i wysiadłam z samochodu. Chwile potem była w moim apartamencie i czekałam na Oliviera w swoim gabinecie. Usłyszałam dzwonek domofonu podniosłam słuchawkę telefonu leżącego na biurku.
- Olivier do pani, mam wpuścić? - zapytał facet w recepcji budynku.
- Oczywiście, dziękuje.
Ruszyłam do salonu, w którym parę sekund temu stanął blondyn. Podał mi kubek z napisanym moim imieniem. Podziękowałam mu i wypiłam łyk swojej kawy. Następne dwie godziny spędziliśmy na ustalaniu grafiku spotkań.
- Jestem wykończona, całe szczęście, że już skończyliśmy.
- Dokładnie, już myślałem, że się nie uda - odpowiedział Olivier.
Podziękowałam mu za współprace, pożegnaliśmy się i blondyn wyszedł z mojego mieszkania.


~.~





4 komentarze:

  1. Dzisiaj znalazłam i przeczytałam i bardzo mi się podoba :) czekam na następne rozdziały i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :3 Czekam na kolejny :*

    Zapraszam także do siebie :
    Love Online

    OdpowiedzUsuń