Rozdział siedemnasty (II)
Stanąłem przed lustrem w garderobie i zamiast zastanowić się czy dobrze wyglądam to spojrzałem na półki wokół mnie. Ponad połowę mojego miejsca zajmowały ubrania Taylor. Nie wiem czy właśnie tak chce, żeby wyglądało moje życie do końca. Nie wiem czy to właśnie jej ciuchy chce oglądać. Jestem strasznie niezdecydowany. Jeszcze niedawno byłem pewny. Teraz gdy sobie o tym myślę to znowu przed oczami mam Bree i jej sportowe buty na półkach i krótkie spodenki walające się po podłodze. Nie podoba mi się ta pedantyczność panująca tutaj. Każda koszula powieszona na wieszaku, koszulki poukładane według kolorów i spodnie idealnie poskładane. Do tego wszystkiego Taylor i jej miliony sukienek, i spódniczek. Nie wiem nawet czy ona ma dwie pary jeansów. Za to ma więcej niż dwie szczotki do włosów.
- Choć już, bo się spóźnimy do rodziców - krzyknęła z sypialni.
Wybieramy się dzisiaj na kolacje do domu rodzinnego Tay. Wielka willa przy plaży na obrzeżach Hollywood, a w środku zachłanna matka, bardzo inteligenty ojciec, którego na prawdę polubiłem i parę pomocnic do sprzątania i gotowania. Życie na poziomie, czyli takie na jakie my na razie nie możemy sobie pozwolić. Nie mówię oczywiście, że brakuje mi pieniędzy. Oczywiście, że nie. Mama zadbała o to bym miał za co dobrze żyć. Chodzi mi o to, że nie będę szastał kasą na prawo i lewo, bo mam do otworzenia firmę. Taylor zresztą też. Gdy dowiedziała się, że chce by zaprojektowała mi wnętrze budynku była wniebowzięta. Dała mi też ponoć zniżkę, ponieważ jestem pierwszym klientem.
Spojrzałem na blondynkę, która zakładała szpilki. Chwyciła torebkę, a ja kluczyki od samochodu. W ciszy zjechaliśmy windą na parking podziemny i zostawiliśmy puste mieszkanie. W końcu Christian wyjechał na święta z Bree i jej przydupasem. Nadal nie wiem o co jej chodzi. Czy chce wzbudzić we mnie jakieś uczucie zazdrości, czy wściekłości? Nie potrafię jej zrozumieć, ale kiedy Chris wróci wyciągnę od niego wszystko to co mi się uda.
- Otworzysz mi drzwi? Chociaż w święta udawaj dżentelmena - powiedziała blondynka.
Wywróciłem oczami tak by tego nie widziała i zrobiłem to o co poprosiła. Potem usiadłem w swoim fotelu i ruszyłem na śmierć. Już sobie wyobrażam te wszystkie pytania w sprawie ślubu, które wyjdą z ust matki Taylor. Potem jej ojciec weźmie mnie na słowo. Wyjdziemy zapewne na dwór i zaproponuje mi koniak, a ja odmówię, bo jestem kierowcą. Zapyta czy nie zranię jego córki, a ja nie będę wiedział co odpowiedzieć. Nie wiem po prostu ile z nią wytrzymam. Boję się, że w dzień ślubu zrezygnuje, a szanse na to są nie małe.
Ruch na ulicach nie był duży, co rzadko zdarza się w słonecznym Los Angeles. Jednak nie dziwiło mnie to, w końcu mamy wigilijny wieczór. Jutro gdy się obudzimy pod choinką leżeć będą prezenty. U nas jeden nie będzie odpakowany, bo Christian nie wiadomo kiedy wróci.
Po 20 minutach spokojnej jazdy przy włączonym radiu i dźwiękach świątecznych piosenek dojechaliśmy. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem drzwi Taylor, która w rękach trzymała dwa prezenty, a ja resztę wyciągnąłem z bagażnika. Kilka dni temu musiałem cztery godziny chodzić z dziewczyną po galerii i szukać idealnych ubranek dla syna siostry Tay, ale nie tylko za tym.
Za drzwiami przywitały nas dwie panie w strojach gospodyni. Nawet w święta nie dostały urlopu. Potem usłyszałem pisk Jake, czyli syna Ameli i Arthura. Przywitałem się z nimi, a potem podszedłem do rodziców mojej narzeczonej. Grace i Stanley Malite. Moja przyszła rodzina. Został jeszcze brat mojej dziewczyny, Freddie, z żoną Alice, która była w błogosławionym stanie. Innymi słowy spodziewała się dziecka. Cała rodzina w komplecie. Tylko ja tu nie pasuje.
*oczami Bree*
Usiadłam na drewnianym falochronie najbardziej oddalonym od lądu. Siedząc przez pierwsze 15 minut nie myślałam praktycznie o niczym. Skupiłam się na falach odbijających się o pachołek wbity w ziemie. Nie zważałam na hałas dochodzący z plaży. Był grudzień, był 25 grudnia. Każdy z nas dostał rano mały prezencik. Teraz przyszedł czas na chwilę dla siebie. Chciałam ją wykorzystać siedząc bezczynnie na wodzie.
Przez kolejne 30 minut oglądałam palmy na plaży. Potem odwróciłam się w drugą stronę i nie widziałam już nic poza nieograniczonym oceanem. Przez wiatr mój festiwalowy sweterek powiewał, a po twarzy spływały łzy. Musiałam przyjechać aż tutaj, na Hawaje, by uświadomić sobie jaki cud noszę pod sercem. Lecz doszło też do mnie, że sama nie dam rady. Nie chodziło tylko o opiekę nad takim małym dzieckiem. Chodziło o mnie. Może to próżne, ale wiedziałam, że jeżeli będę w tym wszystkim sama to moja psychika nie wytrzyma. Tak sobie siedząc podjęłam decyzje, że Justin musi się dowiedzieć, że Christian ma racje. Wcale nie byłam szczęśliwa, a przyjechałam tutaj się uśmiechać.
Moja mama dowiedziała się, że jest w ciąży kiedy była na tej wyspie z tatą. Miałam cholerną nadzieję, że ja też to poczuje. Przez te kilka dni przywiązałam się do małej istotki w moim brzuchu, która zjada malutką cześć mojego posiłku, ale nie byłam z tego powodu szczęśliwa. Na pewno potrzebuje czasu, ale jak dużo? Czy wystarczy 7 miesięcy, które mi zostały?
- Bree! Boje się, że wpadnę do wody, a wiesz, że nie za dobrze pływam! - krzyknęła Madison oddalona ode mnie kilka pachołków.
Wstałam i ruszyłam drewnianą drogą do niej. Mads usiadła, a po chwili do niej dołączyłam. Najpierw siedziałyśmy w ciszy, potem jednak moja przyjaciółka nie wytrzymała:
- Wiem, że będzie ci ciężko, ale dasz rade! Bo jesteś moją Bree, zawsze dawałaś rade. Może ostatnie lata nie były najlepsze i twój życiorys nie za ciekawy, ale co z tego. W środku nadal jesteś tą samą dziewczynką, która jest ode mnie o wiele odważniejsza i bystrzejsza. Wiem, że mu powiesz, tylko nie wiesz jak. Podpowiem ci... Pojedź tam i to po prostu zrób. Nie ma sensu budować jakieś dziwnej atmosfery wokół. Jeżeli nadal mu na tobie zależy to bez równicy będzie dla niego jaka jest między wami sytuacja. Istnieje też możliwość, że wpadnie w osłupienie. Wtedy poczekasz chwile i jeżeli się nie odezwie po dłuższym czasie odejdziesz i dasz mu go więcej. Musisz spróbować.
- A co jeśli wpadnie w szał? Wścieknie się.
- Nie, to niemożliwe. Nie zrobi tego jeżeli cię kocha, a po tym jak reaguje na twoje imię i tym co powiedział Christian wszystko jest jasne. Kocha cię. Może to jest dziwna miłość. Nie prawidłowa, ale w końcu skoro kobiety mogą być razem i mężczyźni też to dlaczego kuzyn z kuzynką nie mogą być razem?
Myślałam nad jej słowami kiedy wstawała. Wiedziała, że potrzebuje pobyć sama. Znowu. Była moją przyjaciółką od zawsze. Miałyśmy tylko dość długą przerwę.
- On cię kocha. Ciebie nie da się nie kochać. Uwierz mi, będzie dobrze. Tak jak w serduszku chcesz najbardziej.
I odeszła, zostawiając mnie samą, bym mogła dalej rozmyślać nad tym co mam już dawno poukładane.
- Bree! Boje się, że wpadnę do wody, a wiesz, że nie za dobrze pływam! - krzyknęła Madison oddalona ode mnie kilka pachołków.
Wstałam i ruszyłam drewnianą drogą do niej. Mads usiadła, a po chwili do niej dołączyłam. Najpierw siedziałyśmy w ciszy, potem jednak moja przyjaciółka nie wytrzymała:
- Wiem, że będzie ci ciężko, ale dasz rade! Bo jesteś moją Bree, zawsze dawałaś rade. Może ostatnie lata nie były najlepsze i twój życiorys nie za ciekawy, ale co z tego. W środku nadal jesteś tą samą dziewczynką, która jest ode mnie o wiele odważniejsza i bystrzejsza. Wiem, że mu powiesz, tylko nie wiesz jak. Podpowiem ci... Pojedź tam i to po prostu zrób. Nie ma sensu budować jakieś dziwnej atmosfery wokół. Jeżeli nadal mu na tobie zależy to bez równicy będzie dla niego jaka jest między wami sytuacja. Istnieje też możliwość, że wpadnie w osłupienie. Wtedy poczekasz chwile i jeżeli się nie odezwie po dłuższym czasie odejdziesz i dasz mu go więcej. Musisz spróbować.
- A co jeśli wpadnie w szał? Wścieknie się.
- Nie, to niemożliwe. Nie zrobi tego jeżeli cię kocha, a po tym jak reaguje na twoje imię i tym co powiedział Christian wszystko jest jasne. Kocha cię. Może to jest dziwna miłość. Nie prawidłowa, ale w końcu skoro kobiety mogą być razem i mężczyźni też to dlaczego kuzyn z kuzynką nie mogą być razem?
Myślałam nad jej słowami kiedy wstawała. Wiedziała, że potrzebuje pobyć sama. Znowu. Była moją przyjaciółką od zawsze. Miałyśmy tylko dość długą przerwę.
- On cię kocha. Ciebie nie da się nie kochać. Uwierz mi, będzie dobrze. Tak jak w serduszku chcesz najbardziej.
I odeszła, zostawiając mnie samą, bym mogła dalej rozmyślać nad tym co mam już dawno poukładane.
~.~
Po prostu się pogubiłam.
Musiałam na nowo stworzyć to co poukładałam sobie w głowie.
Przepraszam, a teraz zapytam o to co mnie dręczy najbardziej.
Czy ktoś ze mną został?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz