Rozdział dwudziesty piąty (II)
Weszłam do apartamentu całkowicie wykończona, nie miałam już siły na nic. Odłożyłam do połowy wypity kubek herbaty mrożonej od Starbucks i usiadłam na stołku obok wyspy kuchennej. Cały dzień spędziłam sama w biurze, jedynie co zrobiłam to zadzwoniłam do architektów i umówiłam ich z Justinem na spotkanie. Siedziałam na kanapie u siebie w firmie i płakałam. Nadal nie mogę uwierzyć w to co zrobił Olivier. Miałam nadzieję, że to tylko chory sen, ale rzeczywistość okazała się na nowo szara i smutna. Wtorek, 11 luty, kolejny najgorszy dzień życia do kolekcji najgorszych dni życia Bree Johnson. Co ja takiego zrobiłam temu cholernemu światu, że aż tak mnie nienawidzi.
Jedyne co mi pozostało to płakać w samotności. Postanowiłam wziąć prysznic, nie wierzę, że może mnie to jakkolwiek oczyścić, ale nie mam żadnych pomysłów. Przeszłam przez salon prosto do sypialni, z której weszłam do garderoby. Zrzuciłam z siebie sukienkę, którą i tak będę musiała wyrzucić. Jest podarta od rzucania mną o ścianę. Gdy byłam już naga weszłam do łazienki i włączyłam deszczownice pod prysznicem. Stanęłam po strumieniem wody i chwyciłam w dłoń miętowy żel pod prysznic. Dokładnie się nim umyłam i opłukałam z piany.
Kiedy miałam wziąć szampon, ktoś gwałtownie pchnął mnie o ścianę. Poczułam strach i ból w brzuchu. Po chwili ujrzałam nagiego Oliviera dokładnie za mną. Obrócił mnie tak, że opierałam się bokiem o zimne płytki łazienkowe.
- Przemyślałaś już swoje dziwkarskie zachowanie, kochanie?
Znowu zaczęłam płakać. Miałam cichą nadzieję, że to co stało się w firmie to tylko nagły napad złości, a tutaj znowu się wszystko powtarza. Poczułam jak mocno mnie trzyma za nadgarstek, a po chwili gwałtownie wbił się we mnie od tyłu. Pisnęłam z bólu.
- Oh boli? To kara za to, że dałaś jemu, a nie mi.
Nie wierzę w jego słowa. Jak to możliwe, że z tak delikatnego i wrażliwego mężczyzny zmienił się w potwora.
- Jesteś nic nie wartą suką.
I tak w kółko powtarzał mi do ucha. Dziwka. Suka. Szmata. Każde pchnięcie sprawiało ból psychiczny i fizyczny. Aż wreszcie się skończyło. Wytrysnął na moje plecy i wyszedł. Znowu bez słowa mnie zostawił, a ja znowu zsunęłam się na ziemie i płakałam. Nie wiem jak długo.
Znowu zachciało mi się to zrobić. Obiecałam sobie to już dawno. Daje radę od dawna. Nie tnę się, ale dzisiaj już wszystko mnie przerosło. Wyszłam spod prysznica i wyciągnęłam żyletkę, starą dobrą przyjaciółkę. Trzymałam ją obok nadgarstka długo, jednak nie mam jeszcze tak silnej psychiki, bo zrobiłam trzy kreski. Dosyć głębokie.
- Idę po jedzenie. Nie wychodź z domu, rozumiesz?! - usłyszałam krzyk Oliviera.
To była moja szansa. Wybiegłam z łazienki. Ubrałam szybko stanik sportowy, czarną bluzę Adidasa, również czarne leginsy i ulubione buty do biegania. Wszystko co pierwsze rzuciło mi się do ręki. Wyciągnęłam walizkę średniej wielkości i wrzuciłam do niej dwie sukienki, spódnice, koszule, bluzę, leginsy, kilka par majtek, biustonosz i wleciałam szybko do łazienki po kosmetyki. Po pięciu minutach w walizce znalazła się kosmetyczka i parę par butów. Zapięłam ją i postawiłam w pionie. Spakowałam Macbooka do torby na laptopa. Chwyciłam torebkę i jak najszybciej potrafiłam wyszłam z domu. Do samochodu wpadłam jak błyskawica. Szybko wrzuciłam dosyć ciężką walizkę do bagażnika i wyjechałam swoim Porsche z parkingu. Ciągle rozglądałam się czy nie ma nigdzie Oliviera.
W zasadzie nie wiem co robię. Wiem tylko tyle, że jutro lecę do Kalifornii, gdzie mieści się główna siedziba Apple. Mam pomóc Justinowi podpisać kontrakt z nimi. Chcemy aby wyposażyli oni całą firmę Biebera swoim sprzętem. Mam z nimi umowę na obie firmy, więc negocjacja kolejnej nie będzie problemem. Jedynym moim problemem będzie teraz to gdzie mam przenocować. Firma nie jest bezpiecznym miejscem, hotel również, bo jako mój asystent ma dostęp do płatności moją kartą kredytową. Gotówki nie mam przy sobie, więc odpada. Mia ze swoim synkiem wyjechała do rodziców, a Madison jest w Europie. Pozostaje mi Christian, który mieszka w LA, więc to mówi samo za siebie. No i on. Justin.
Nie mam wyjścia. Tylko co ja mam mu powiedzieć. Nie powiem przecież, ze boje się swojego chłopaka, który mnie dzisiaj pobił, zmusił do zrobienia mu loda, i pieprzył pod prysznicem bez mojej zgody. Do tego mój piękny siniak na policzku po woli daje o sobie znać. Najpierw muszę wymyślić jakąś wymówkę dlatego teraz bezsensownie jeżdżę po mieście z nadzieją, że nie spotkam gdzieś Oliviera.
Podjechałam pod apartamentowiec szatyna. Wjechałam do parkingu podziemnego i wystarczyło, że pokazałam dowód osobisty by ochroniarz mnie wpuścił. Stanęłam obok samochodu chłopaka i chciałam już wyjść kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Wiedziałam kto do mnie dzwoni dlatego po prostu wyłączyłam telefon. Wysiadłam i wyciągnęłam walizkę wraz z torebką i torbą na laptopa. Wcisnęłam odpowiednie piętro w windzie, a po chwili stałam pod drzwiami jego mieszkania. Nie wiedziałam czy dobrze robię, czy nie. Chwile siedziałam na ziemi. Próbowałam zapukać kilka razy, ale za każdym się poddawałam. Aż jakiś sąsiad nie wyszedł ze swojego apartamentu i spojrzał na mnie jak na bezdomną. Widocznie nie wiedział kim jestem. I dobrze.
Wstałam z podłogi już kolejny raz i bezmyślnie zapukałam do drzwi. Słyszałam jak ktoś wstaje z kanapy i przycisza telewizor. Po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął szatyn w samych bokserkach.
- Bree? Co tu robisz? Coś się stało? Mieliśmy przecież lecieć jutro - był zdziwiony, bo podrapał się po karku.
- Yyy, tak, tak. Znaczy, bo ja. Yyy, bo może będziemy, bo.. Nie to głupie. Już sobie idę. Przepraszam.
W zasadzie już odchodziłam od drzwi kiedy jego ręka wciągnęła mnie do mieszkania. Sekundę później wszystko co miałam ze sobą znalazło się obok mnie.
- Powiedz o co chodzi? - zapytał.
- Po prostu pomyślałam, że przyjadę wcześniej i skoro mamy być przyjaciółmi to sobie po prostu pogadamy jak dawniej, czy coś.
Spojrzał na mnie nie ufnie i usiadł po woli na kanapie.
- Załóżmy, że ci wierzę. Siadaj, leci twój ulubiony film.
I tak spędziliśmy trzy godziny oglądając Titanica, potem położyłam się spać w sypialni dla gości w jego koszulce, która pachniała przeszłością. Płakałam pół nocy, ale tym razem ze szczęścia i z powodu przypomnianych mi dawnych wspomnień.
~.~
Co ty robisz Olivier?!
Jesteś chory czy cos?
A wy co uważacie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz